Jazztopad w Nowym Jorku - inauguracja

Autor: 
Kajetan Prochyra
Autor zdjęcia: 
Michał Hajduk

We wtorek ruszyła 5ta odsłona festiwalu Jazztopad w Nowym Jorku. Muzyczne święto zaczęło się tym razem nie w prestiżowym klubie Dizzy’s czy innej nobliwej sali Manhattanu. Spotkaliśmy się w w jednej z kamienic przy cichej alei Lefferts na Brooklynie. To tu, w przestrzeni może 30 metrów kwadratowych prywatnego salonu i kuchni odbywa się Soup & Sound - cykl koncertów muzyki nieoczywistej, w nieoczywistej, a za to niezwykle przyjacielskiej atmosferze.

Mistrzem ceremonii był Andrew Drury - perkusista i kompozytor, znany w Polsce m.in. ze współpracy z Tomaszem Dąbrowskim, a także piewszy zagraniczny artysta na scenie Pardon, To Tu. To właśnie Drury jest inicjatorem cyklu Soup & Sound, który doczekał się już ponad 110 odsłon. We wtorkowy wieczór w salonie Drury’ego wystąpili artyści Jazztopadowi: Wacław Zimpel, Ksawery Wójciński oraz amerykańscy przyjaciele wrocławskiego festiwalu: Uri Caine, James Brandon Lewis, Michael Bates, Cat Toren oraz gospodarz - Andrew Drury. Kolejni artyści zasiedli na widowni - wśród nich Ned Rothenberg czy członkowie Lutosławski Quartet,

Na koncert złożyły się dwa sety. Jako pierwszy na sugerującym dyskretnie granice sceny, dywanie pojawił się kwartet Wacław Zimpel (klarnet altowy, później dwa tradycyjne flety), James Brandon Lewis (tenor), Uri Caine (fortepian) i Ksawery Wójciński (kontrabas).

W naturalny sposób brzmienie setu zdominowali stroikowcy. Saksofon Brandona Lewisa w najmniejszym stopniu nie był ograniczony niewielką przestrzenią Soup & Sound. Jego sound przeszywał ściany i z pewnością słyszalny był wyraźnie w całym bloku sąsiednich ulic. Dłużny nie pozostawał mu w tym Wacław Zimpel. Ten set był jednak przede wszystkim rozmową, opartą na wzajemnym słuchaniu się, odpowiadaniu i dopowiadaniu muzycznych wątków. Kolejne dźwiękowe pomysły przeskakiwały z instrumentu na instrument a w tym dialogu każdy mógł wypowiedzieć się w pełni swobodnie. Wielką frajdą było obserwowanie Uriego - lub, jak nazywają go Polscy towarzysze podróży: Jurka Caine’a. Pianista przez większość koncertu wydawał się wyciszony, grając bardziej w służbie stojących z przodu kolegów. Jednak wystarczyło na chwilę skupić na nim uwagę by zobaczyć z jaką lekkością i finezją przechwytuje on muzyczną frazę, minimalnie ją przemienia, rozwija, przekręca i momentalnie oddaje dalej. Nie często też z tak bliska można podziwiać jego warsztat poszukiwacza brzmień - czy to gdy sięgał ręką do wnętrza fortepianu, czy to gdy przelewał dłoń po klawiaturze instrumentu. Caine doskonale rozumiał się też z Ksawerym Wójcińskim, który swym kontrabasem co i rusz dorzucał nowe smaczki, zagadki i zagajenia dla kolegów z kwartetu. Wójciński pracował wcześniej z Cainem przy płycie z muzyką Władysława Szpilmana. Jednak o brzmieniu składu nie decydował staż i ilość wspólnie zagranych koncertów a poczucie wzajemnego zaufania, ciekawości i radości płynącej z kolektywnej improwizacji.

Po przerwie scenę przejął duet Michael Bates (kontrabas) i Cat Toren (fortepian). O tym pierwszym pisaliśmy na Jazzarium w samych superlatywach, recenzując jego znakomitą płytę „Acrobat”, poświęconą muzyce napisanej przez i dla Dymitra Szostakowicza. Koncert w Soup&Sound był moim pierwszym spotkaniem z pochodzącą z Vancouver pianistką Cat Toren.
Set rozpoczął się cicho, abstrakcyjnym, pełnym zaanagażowania dialogiem dwojga improwizatorów. Muzyka zdawała się bliska formy improwizowanej kompozycji bliskiej światu muzyki współczesnej.. Wkrótce na scenie pojawił się także Andrew Drury, a wraz z nim i jego charakterystyczną syreną - powstała przez zadęcie powietrza w membranę bębna - muzyka z przeistoczyła się w energetyczny set free. Po chwili do tria dołączył też Wacław Zimpel.

Koncerty we wnętrzach prywatnych mieszkań są stałym elementem wrocławskiego Jazztopadu, z powodzeniem realizowanym także w Nowym Jorku. Te spotkania, wyzbyte jakikolwiek barier, oparte na wzajemnej ciekawości i zaufaniu zapadają w pamięć w sposób szczególny.

To właśnie spotkanie jest w końcu bodaj najważniejszym celem nowojorskich edycji Jazztopadu: najciekawsi Polscy artyści mają szansę stanąć na scenach, które dla miłośników jazzu stanowią jeśli nie świętość, to przynajmniej obiekty kultu: Jazz Gallery, Jazz at Lincoln Center, National Sawdust… Jednak ważniejsze od tego czy staje się na scenie, po której kroczy Wynton Marsalis, czy też na dywanie w salonie u Andrew Drury’ego jest wspólnota jaką daje muzyka. I to ona zamienienia koncert w święto.

Jazztopad w USA zorganizowali:
Narodowe Forum Muzyki i Instytut Adama Mickiewicza.
Koncerty w Nowym Jorku wsparł także Polish Cultural Institute New York.