Live At Smalls

Autor: 
Antoni Szczepański
Dave Liebman
Wydawca: 
Cellar Music Group
Data wydania: 
02.02.2023
Dystrybutor: 
Cellar Music Group
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Dave Liebman - saxophones, Tyshawn Sorey - drums, Peter Evans - trumpet, Leo Genovese - piano, John Hébert - bass

Dave Liebman to jeden z ostatnich rycerzy starej gwardii. Pomimo 76 lat na karku, saksofonista wkracza w 2023 rok z kolejną płytą. Muszę od razu przyznać się do tego, że od jakiegoś czasu nie  śledzę albumów Liebmana, gdyż kilka płyt po które sięgnąłem, okazały się być raczej średnio interesujące. Najnowsze wydawnictwo - Live at Smalls - przykuło jednak moją uwagę już na etapie zapowiedzi. Jedną kwestią: składem. Liebman zaprosił do wspólnego koncertowania naprawę znakomitych muzyków. Peter Evans (trąbka), Leo Genovese (fortepian), John Hebert (kontrabas) i Tyshawn Sorey (perkusja). I oczywiście stary wilk - Dave Liebman - na instrumencie z którym kojarzony jest najbardziej - saksofonie sopranowym.

Wiele płyt Liebmana, nagranych w ostatnich trzech dekadach, nie zachwycało mnie ze względu na dwa problemy. Przeciętni muzycy towarzyszący Liebmanowi oraz średnio interesujący repertuar. Zacznę od sprawy numer dwa. Liebman od wielu, wielu lat raczył słuchaczy kolejnymi nowoczesno-mainstreamowymi płytami, trochę w znajomym duchu post-coltrane'owskim, zabarwionymi jednak odrobiną awangardy i muzyki free. I o ile w samej estetyce nie ma nic złego, to jednak nigdy nie jest dobrze gdy muzyk z raz obranej estetyki nie chce wyściubić nosa. Staje się ona dla niego twórczą klatką, a przynajmniej w taki sposób odbierałem dotychczasową działalność liderską Liebmana. Dodatkowym problemem było dla mnie to, że saksofonista na ogół dobierał sobie, no muszę to powiedzieć, średniej klasy muzyków. Niezwykle profesjonalnych i sprawnych, owszem, ale mało wyrazistych i interesujących. Live at Smalls to wydawnictwo, na którym obydwa problemy wydają się być rozwiązane. Z jednej strony jest to zapis koncertu w pełni improwizowanego, brak więc tutaj pseudo-standardów, które Liebman mógłby dekonstruować w sobie znajomym stylu. Z drugiej zaś strony koncertowi towarzysze Liebmana to naprawdę znakomici muzycy, z których warto wyróżnić dwójkę instrumentalistów, ale także istotnych dla współczesnej muzyki liderów: Tyshawna Sorey'a oraz Petera Evansa.

 

Live at Smalls to ponad godzina swobodnie improwizowanej muzyki, w której absolutnie nie istnieje lider, za to słyszymy dialogującą ze sobą piątkę świetnych muzyków. Przede wszystkim warto napisać o tej muzyce jedno: jest szalenie żywa. Momentami kwintet brzmi naprawdę potężnie, energia niemalże wylewa się z głośników i jest to uczucie niezwykle przyjemne. Co ciekawe nie zawsze jest to wynik chaosu i szaleństw typu free-improvised, ale rasowego swingu, kojarzącego się z jakąś współczesną ewolucją Drugiego Kwintetu Milesa Davisa. I choć skojarzeń można mieć tu wiele, jedno jest pewne: na Live at Smalls usłyszymy muzyków prawdziwie znających się na swoim rzemiośle. Jeśli podział na nudnych mainstreamowców i niedouczonych fryciarzy rzeczywiście wśród muzyków istnieje, to panowie udowadniają, że ich te podziały absolutnie nie dotyczą. Liebman, Evans, Genovese, Hebert i Sorey wydają się umieć wszystko, a wiedza i umiejętności pozostają na usługach ich indywidualnej kreatywności. A, co najważniejsze, stanowią podstawę muzycznych dialogów i zespołowej interakcji.

 

Nie bez powodu wspomniałem o swingu, gdyż słuchając w ostatnim czasie różnych nagrań z muzyką swobodnie improwizowaną miałem poczucie, że zazwyczaj muzycy próbują abstrahować od historii jazzu, albo - nawet jeśli sięgają po jej elementy takie jak swing - nie brzmią w tym zbyt dobrze. Zasada jest prosta: jeśli nie grasz swingu i nie jest to coś czemu poświęciłeś setki godzin, nie masz szansy dobrze go grać. Na Live at Smalls, gdzie słyszymy przecież muzykę swobodnie improwizowaną, elementy swingu brzmią bardzo sprężyście i potężnie.

 

Drapieżny i ekstrawertyczny sopran Liebmana, a do tego wirtuozowska trąbka Evansa, to znakomity duet. Panowie świetnie razem brzmią, ale są także podobnie ekspresyjnymi solistami. Ich gra prawdziwie napędza muzykę i prowokuje Genovese, Heberta i Sorey'a do energetycznych eksplozji. Oczywiście Live at Smalls to nie tylko muzyczne uniesienia: usłyszymy tu momenty zadumy, wyciszenia i odprężenia. Jest na albumie kilka ciekawych momentów, które wydają się wypłynąć na chwilę na powierznię i równie szybko utonąć: pianistyka Genovese, czy fragmenty w których na pierwszy plan wychodzi kontrabas Heberta. Cały koncert jest jednakże ciekawą całością, w której muzyka przelewa się nieustannie, zmieniając swoje kształty.

 

Najbardziej zadziwiający jest fakt, iż muzyk w wieku Liebmana - przypominam, 76 lat - decyduje się na zebranie grupy tak groźnych zawodników oraz wydaje album tak bardzo naładowany energią. W świecie, w którym starsi uznani muzycy tacy jak Bill Frisell, Joe Lovano, czy Charles Lloyd wydają się odchodzić od energii na rzecz muzyki spokojnej, a ich eskpresyjne oblicze znajdziemy na wydanych w dalszej lub bliższej przeszłości płytach, Liebman pokazuje że wiek to tylko liczba, która wcale nie musi determinować energii w grze.

 

Live at Smalls to płyta, która prawdopodobnie nie odkryje przed nikim nowych lądów, ale dostarczy naprawdę groźnego i pełnego energii koncertu, w którym muzyka improwizowana to punkt wyjścia do artystycznych i energetycznych eksperymentów. Kierunek który obrał na najnowszym albumie Liebman to strzał w dziesiątkę, a tak trafny wybór muzycznych kompanów dodaje sytuacji konkretną premię. Myślę że Live at Smalls to płyta godna polecenia, szczególnie tym, którym współczesna muzyka improwizowana kojarzy się z zimnym sonoryzmem i ekpresyjnym wyrachowaniem. Liebman, Evans, Genovese, Hebert i Sorey wyciągają zza pazuchy artystyczny buzdygan prawdy i bezlitośnie wbijają go w słuchacza. I jest to przeżycie zaiste przyjemne!

The Beginning; The Middle; The End.