Matana Roberts

Autor: 
Kajetan Prochyra
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Na spodach dłoni ma narysowane róże. Tatuaże biegną dalej i oplatając ręce nikną pod bluzką. Rodzice nazwali ją Matana, co po hebrajsku znaczy prezent, dar. Chcieli by ich córka nosiła imię inne od tych, jakie usłyszeć można było wśród niewolników na polach bawełny. Dziś saksofonistka, wokalistka i kompozytorka Matana Roberts jest jedną z najbardziej twórczych artystek amerykańskiej sceny improwizowanej. Nakładem wydawnictwa Constellation Records ukazały się trzy z dwunastu planowanych rozdziałów muzycznej sagi Coin Coin, poświęconej, jak sama mówi, jej miłości do historii Ameryki.

Pod tytułem „Mississippi Moonchile” - drugiej z cyklu płyty kryje się sama Matana. Jej pochodząca z Mississippi babcia obliczyła, że wnuczka urodzi się podczas pełni księżyca. Data, którą wyznaczyła nie pokrywała się jednak z kalkulatorem lekarza, który prowadził ciążę. Gdy minął dzień przewidziany przez położnika, ten przystąpić chciał do wywoływania porodu. Babcia jednak zagrodziła mu drogę, mówiąc, że nie można wpływać na to, co dla małej Matany zapisano w gwiazdach. Gdy księżyc wszedł w pełnie dziewczynka przyszła na świat siłami natury.
Druga babcia artystki pochodziła, z Tennessee. W latach 30tych grała na puzonie w młodzieżowej orkiestrze. To właśnie jej zdjęcie zdobi okładkę nowego albumu Roberts - płyty w dużej mierze poświęconej i opowiedzianej słowami babć saksofonistki.

Duchy
W utworze „Was the Sacred Day” ożywają obrazy przydomowego sadu owocowego, smaku gruszek, arbuzów i brzoskwiń, wspomnienia zbierania do wiadra deszczówki, która na początku zeszłego stulecia była głównym źródłem wody dla całej, wielodzietnej rodziny babci Matany. Przy pogodnych wtórach trąbki, niespodziewanie wiejska sielanka zmienia się w opis sali szpitalnej, do której trafia narratorka, która właśnie dowiedziała się, że dziecko, które nosi w łonie jest martwe: „W szpitalach nie lubili czarnych / Sama rozumiesz - przydałoby się przecież więcej miejsca [...] / Gdy położono mnie na sali przez ścianę zaczęłam słyszeć straszliwe krzyki / Po chwili usłyszałam jak ktoś mówi: „Czy umiesz powiedzieć ‚tak, proszę pana’, czarnuchu” / ‚Umiem’ - odpowiedziała kobieta / No to powiedz! / Nie znam cię na tyle - odpowiedziała / I wtedy ją pobili”. Teksty na płycie są oparte o rozmowy Matany Roberts z członkiniami jej rodziny. Historie usłyszane, jakby siedząc u babci na kolanach, łączą się z fragmentami hymnów gospel. Jak refren zaś powtarza się zdanie „Są takie sprawy, o których nie mogę ci opowiedzieć, skarbie”.

Rodzina Matany była od pokoleń przywiązana do historii. Szczególnie kobiety - matka i babcie pielęgnowały pamięć o przodkach. W rodzinnym domu artystki zachowały się nawet, datowane na koniec XVIII wieku dokumenty potwierdzające prawo własności białego pana do pra- pra pra dziadków Roberts.
- Myślałam, że to takie zwyczajne rodzinne historie, jakich pełno w każdym domu - mówi saksofonistka - Kiedy jednak zaczęłam rozmawiać z przyjaciółmi okazało się, że moje są jednak nieco inne. Nie mogli uwierzyć, że to naprawdę wydarzyło się w mojej rodzinie. Wtedy pomyślałam, że powinnam stworzyć coś na ten temat. Zaczęłam pracę także po to, by uporać się z cierpieniem po śmierci mojej babci ze strony mamy. Wiedziałam, że muszę to przepracować. Pracując nad ”Coin Coin” chciałam utrzymać jej ducha przy życiu. Kiedy teraz pracuję nad kolejnymi częściami, pozwala mi to zachować także ducha mojej mamy.

 

Aparat Słuchowy - odcinek 1: Vijay Iyer / Matana Roberts / London Jazz Composers Orchestra / Necks by Kajtek Prochyra on Mixcloud

 

Kajdany i krzyki
Pierwszy album z serii nosi tytuł „Gens de couleur libres” -  określano tak ludzi, którzy mimo afrykańskiego pochodzenia nie byli niewolnikami. Jedną z najbardziej znanych przedstawicielek tej społeczności była Marie Thérèse Metoyer - żyjąca na przełomie XVIII i XIX wieku aktywistka, inicjatorka budowy pierwszego kościoła dla „gens de couleur libres” a także przedsiębiorczyni i matka 10 dzieci. To ona nosiła przydomek „Coincoin”, którym określał też Matanę jej dziadek. Metoyer jest zresztą daleką krewną rodziny saksofonistki.
Libretto albumu przenosi nas właśnie w te czasy, 200 lat temu. Najmocniej brzmi tu, oparty na kreolskiej melodii utwór „Pov piti” - lament, który artystka wykonuje tak, jakby właśnie wyrywano jej jej język lub wypalano na jej okaleczonym już ciele właścicielski znak. Kilka lat temu podczas wykonywania go na koncercie w Nowym Jorku, Roberts śpiewała a także grała na saksofonie zakuta w ciężkie kajdany - jak tłumaczyła później, chciała poczuć prawdziwy krzyk w gardle i prawdziwe spętane ręce. W jej muzyce nie ma jednak patosu. Bierze ona swoją siłę z jednej strony z bezpośredniego i osobistego przekazu Matany-wokalistki - „Możesz zgwałcić moją matkę / możesz pobić tatusia / skuć mojego brata / uderzyć mnie w twarz - wystarczy tylko mnie wylicytować” - śpiewa na bluesową nutę w „Liberation for. Mr. Brown: bid em in” - muzycznej inscenizacji targu niewolników. Z drugiej strony równie silne wrażenie robi muzyczny rozmach i estetyczny eklektyzm materiału rozpisanego na 15-osobowy zespół i zarejestrowanego na żywo pod wodzą Roberts - kompozytorki i saksofonistki.

Grająca z tumblra
Wiesz - mówi wskazując na swoje tatuaże - pozwalam ludziom rysować na własnym ciele, moi najbliżsi przyjaciele to rysownicy. Nie wiem dlaczego, bo sama nie mam plastycznych zdolności - ale chyba lubię notację graficzną, bo sprawia, że czuję jakbym rysowała. Jej utwory zapisane są w formie kolaży. Tradycyjny zapis nutowy łączy się na nich z malowidłami, formami geometrycznymi czy nawet starymi fotografiami. Jej partytury przypominają nieco jej profil w serwisie tumblr, na którym zbiera inspirujące zdjęcia, zapiski czy multimedialne klipy (iammatana.tumblr.com).
Także same melodie powstają w niebanalny sposób: artystka studiuje dokumenty źródłowe, włącznie z kronikami śmierci i urodzin. Dane, które wydają jej się interesujące - numery, daty, i cyfry przekłada na dźwięki i relacje między nimi. Wokół nich szkicuje kolejne struktury. Jazz jest w jej muzyce jednym z języków, które wykorzystuje w swojej opowieści - nośnikiem historii i kultury czarnoskórych Amerykanów.
Od muzyków jazzowych, artystów związanych z chicagowskim ruchem awangardowym AACM nauczyła się, jak sama mówi punkowego z ducha podejścia: nie musisz pytać nikogo o pozwolenie by coś zrobić. Przed jej pierwszym samodzielnym koncertem wielki mistrz muzyki improwizowanej Wietrznego miasta powiedział jej: jeśli nie wiesz co zrobić, zrób to co czujesz.

Album „Gens de couleur libres” spotkał się ze znakomitym przyjęciem mediów zajmujących się muzyką alternatywną. Teraz, przed premierą drugiego rozdziału „Coin Coin” magazyn „The Wire” umieścił Roberts na swojej okładce. Poprzednią wyróżnioną tak czarnoskórą artystką była dekadę temu pianistka i kompozytorka Alice Coltrane - żona Johna Coltrane’a.

Obie płyty są spójnymi całościami - utwory przechodzą płynnie jeden w drugi. Kontakt z tą muzyką przypomina doświadczenie spektaklu teatralnego albo operowego. Na „Mississippi Moonchile” do składu przypominającego typowy kwintet jazzowy - saksofon, trąbka, fortepian, kontrabas, perkusja - dołączył właśnie śpiewak operowy, tenor Jeremiah Abiah. Szczególnie mocne są jednak te najdelikatniejsze miejsca na płycie - jak wieńczące album „Benediction” - błogosławieństwo - śpiewany na dwa głosy psalm „In the Garden” -wcześniej wykonywany wielokrotnie przez muzyków country, na czele z Dolly Parton.

Muzyka Matany Roberts to nie tylko przywracanie pamięci i oddawanie głosu przodkom. Jak podkreśla, to tylko drzwi, początek twórczego procesu. Artystka często podkreśla to, że żyje tu i teraz - w czasach, które dla czarnoskórej kobiety są nieporównywalne z tym w jakich warunkach żyły jej babcie i prababcie. Nie znaczy to jednak, że pojawienie się w Białym Domu Baracka Obamy rozwiązało w USA wszelkie problemy na tle rasowym. Roberts pracuje obecnie nad filmem poświęconym prowadzonym w największych miastach USA akcjom stop-and-frisk, czyli prewencyjnemu zatrzymywaniu i przeszukiwaniu przechodniów przez policję. W założeniach służyć miały one poprawie bezpieczeństwa mieszkańców - w praktyce kontroli podlegają w przeważającej większości Amerykanie pochodzenia afrykańskiego i latynoskiego.
Nie stroni od społecznego zaangażowania. Ubiegłej zimy swój koncert w warszawskiej Cafe Kulturalna Roberts zadedykowała członkiniom Pussy Riot, skazanym prze rosyjski sąd na 2 lata więzienia w kolonii karnej za rzekome chuligaństwo motywowane nienawiścią religijną.

Matana a sprawa polska
Choć sprawdzała, nie znalazła na swoim genealogicznym drzewie żadnych Polaków. Mimo to Warszawa wywarła na Matanie Roberts duże wrażenie - ze swoją historii i niezłomnością w trwaniu. - Uwielbiam grać muzykę przed polską publicznością - dodaje w mailu - Wyraźnie czuję wasze zrozumienie dla historii i poszukiwań, o których zapomniało już wielu Amerykanów. Mam nadzieję to zmienić.

Kiedy rozmawiamy trudno oprzeć się pewnej analogii naszych sytuacji. Jeszcze niedawno siwowłosi przechodnie - „babcie i dziadkowie” byli naszym, bardzo materialnym łącznikiem z drugą wojną światową. Kobieta po 70tce na Marszałkowskiej mogła być sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim - starszy pan podpierający się laską na wrocławskim rynku z dużym prawdopodobieństwem pochodził ze Lwowa albo z Wileńszczyzny. Byli powiernikami historii, które czasem, przekazywali swoim dzieciom, wnukom czy tym, którzy chcieli słuchać. Dziś większości z nich już nie ma. W nas został zaś ciężar historii II wojny światowej i poczucie pustki, które próbujemy wypełnić coraz bardziej bajkowymi obchodami kolejnych historycznych rocznic.

Babcia i mama Matany już nie żyją. Nie żyje też Rosa Parks, która w 1 grudnia 1955 roku, - 8 lat przed tym jak Martin Luthera King Jr. wypowiedział słynne „I have a dream” - w Montgomery w Alabamie nie ustąpiła miejsca siedzącego białemu mężczyźnie. Nie żyje Fannie Lou Hammer, aktywistka, charyzmatyczna mówczyni, której słowa przywołuje Roberts na „Mississippi Moonchile”.
Mimo tego kolejna część Coin Coin poświęcona będzie właśnie II wojnie światowej - bo, jak twierdzi Matana, nigdy nie jest za późno żeby pytać.