Anthony Braxton - Quartet Santa Cruz 1993 - w stronę metajęzyka

Autor: 
Maciej Karłowski
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Jak napiszę, że Santa Cruz to płyta na wakacje to pewnie dostanę sążniste upomnienie od wielu słuchaczy, którzy twórczość pana Antoniego szczególnie umiłowali i traktują z należna powagą. Albo stanę się przedmiotem drwin wśród tych, którzy jego dokonania, o ile w ogóle je widzą, wkładają na długą półkę dzieł dziwnych, trudnych odbiorze, niemożliwych do ogarnięcia rozumem i z tych przyczyn raczej niepotrzebnych.

Podoba mi się jednak sytuacja, w której spaleni słońcem i chłodzeni deszczem kanikuły sięgamy po koncertowy dwupłytowy Quartet Santa Cruz 1993 i oddajemy się podróży po świecie zbudowanym nie z megalomanii jego twórcy, ale z głębokiej wiary, że można stworzyć w muzyce wielki metajęzyk, holistyczne uniwersum dźwięków, znaczeń i powiązań pomiędzy nimi, funkcjonujących zawsze, w jakikolwiek sposób przyszłoby nam do głowy je układać. W taki właśnie sposób myślał Anthony Braxton kiedy tworzył system muzyczny Ghost Tance Music, ale zanim go wymyślił, zanim ukazały się pierwsze muzyczne (płytowe) dowody jego funkcjonowania jako muzycznego kosmosu była próba generalna. Próba, o której warto pomyśleć być może nie tylko jak o oddzielnym systemie organizowania muzycznej myśli, ale również jak o wspaniałym preludium, nazwanym przez samego mistrza uroczym terminem Multi-Structural Logics. Z pewnością jej najświetniejszym ucieleśnieniem był drugi wielki kwartet Braxtona. Grupa czteroosobowa, jak klasyczny jazzowy kwartet z saksofonem, fortepianem i sekcją rytmiczną, będąca wehikułem zdolnym wprowadzać w życie najbardziej wyrafinowane koncepcje lidera.

 

Zespół Braxton/Cripell/Dresser/Hemingway uznawany jest za najważniejszy w Braxtonowskiej muzycznej epopei. Pisze się o nim, że jest grupą legendarną. Dlaczego? Może dlatego, że działał najdłużej ze wszystkich. Osiem lat, biorąc pod uwagę niezwykłą ruchliwość umysłu pana Antoniego to w istocie okres poważny. Pewnie tak, ale z pewnością też i dlatego, że to właśnie w tym bandzie, sądzę dokonała się synteza wcześniejszych muzycznych rozmyślań lidera i jednocześnie wytworzyła przestrzeń by ponieść te rozmyślania dalej. Bywa, że kwartet ten określany jest jako Forces In Motion Quartet. Cztery wielkie muzyczne i intelektualne siły w wielkim stymulowanym przez Braxtona ruchu.

W Kuubmbwa Jazz Center, w Santa Cruz w Kaliforni dał on jeden ze swoich ostatnich, a może wręcz ostatni koncert wieńcząc blisko dekadę działania. W nim ostatecznie zsyntezował swoje dwie wielkie, groźne jak żywioły fascynacje muzykę Johna Coltrane’a i muzykę Karlheinza Stockhausena.

Aby po świecie Anthony’ego Braxtona tamtych czasów móc poruszać się ze swobodą człowieka nauki, bez wątpienia trzeba byłoby podjąć szczegółowe studia nad ideami muzycznymi, jakich ten genialny saksofonista i kompozytor dotykał przez całe swoje życie.

Z tracklisty inaczej nie wyczytamy wiele. Comp. 159, która składa się w części z kompozycji 30 i 108a zrozumiemy raczej mało. Trudno będzie nam też rozpalić ciekawość widząc, że po chwili jesteśmy już w ramach kompozycji 40(o), a w secie drugim czeka nas podróż do bardzo ważnej kompozycji z lat 70. zatytułowanej 23c

Podejmując je, to pewne, obydwa sety koncertu sprzed prawie ćwierć wieku, staną się już nie czarną magią i numerologicznym koszmarem, ale cudownymi wodami, po których nawigować będziemy z większą radością i być może wręcz wielką fascynacją. Będzie nam zwyczajnie łatwiej nawigować, a znając mapy i umiejąc używać podsuwane przez Braxtona kompasy śmielej pójdziemy na niebezpieczniejsze wody.

Możemy też na razie, mając świadomość albo przeczucie, że jest ważna, zostawić z boku całą teoretyczną podbudowę muzyki Braxtona i po prostu dać się ponieść dźwiękom, podążyć za narracją, zanurzyć w olśniewających relacjach, w jakie wchodzą ze sobą muzycy, jak świadomie budują dramaturgię. W końcu też, jak bardzo stanowczo potrafią zorganizować muzyczną i jak kilka minut potem cudownie ją rozbroić pozostawiając nas oplecionych abstrakcyjnymi fantasmagoriami wolnymi od rytmu, zwiewnych i wręcz brzmieniowo nierzeczywistych.

Bo tak poza wszystkim muzyka Anthony’ego Braxtona to nie tylko imponująca emanacji wielkiej wiedzy, porządku myśli, konsekwencji i logiki w tworzeniu konstrukcji, ale też po prostu wspaniała uczta przywodząca na myśl jak ważny był w jego twórczości jazz. Co szczególnie ważne, zgotowana przez wybornych muzyków, zdolnych przeprowadzić nas niemal na sam Mount Everest artystycznej kreacji.