A Jones In Time Saves Nine

Autor: 
Andrzej Nowak (http://spontaneousmusictribune.blogspot.com)
Jones Jones (Larry Ochs/ Mark Dresser/ Vladimir Tarasov)
Wydawca: 
NoBusiness Records
Data wydania: 
10.11.2018
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Larry Ochs – saksofon tenorowy, saksofon sopranowy; Mark Dresser - kontrabas; Vladimir Tarasov - perkusja;

Debiutancka płyta tria Jones Jones ukazała się trzy lata temu, a zawierała moskiewski koncert z roku 2011. Dziś, gdy sięgamy po ich najnowsze wydawnictwo (koncerty z roku 2016), dopada nas nieodparte wrażenie, iż te poprzednie nie specjalnie doceniliśmy. A zatem w ramach zadośćuczynienia – przed nami płyta A Jones In Time Saves Nine, kolejna doskonała pozycja, która przez nieuwagę/ brak czasu/ głupotę redakcji nie trafiła na listę najlepszych płyt roku ubiegłego. Personel jest w tym wypadku oczywisty: Larry Ochs – saksofon tenorowy i sopranino, Mark Dresser – kontrabas i Vladimir Tarasov – perkusja. Płyta w wersji winylowej zawiera cztery utwory, w wersji downloadingowej – aż siedem i tę drugą właśnie omówimy (łącznie 55 minut z sekundami).

W początkowej fazie narrację kreuje smyczek, na poły barokowy, z delikatnie upalonym brzmieniem. Wspiera go saksofon tenorowy, wystudzony, ale z oczywistymi tendencjami do eskalowania napięcia oraz mały drumming, który pilnuje złych myśli. Muzycy z gracją baletnicy nabierają rozpędu, rytmu, free jazzowej brawury. W każdym geście, każdym dźwięku czuć klasę mistrzowską. Smyczek trzyma dół, reszta zwinnie harmonizuje flow, a wszystko odbywa się w warunkach akustyki idealnej. W strumieniu swobodnej improwizacji szczególnie pięknie odnajduje się Ochs - oszczędny, precyzyjny, zawsze trafia w dramaturgiczny punkt. Drugi epizod rodzi się w tubie kipiącego sopranino. Wspierany okrężnym drummingiem Tarasova, nasz dzisiejszy bohater daje prawdziwy popis! Kontrabas wchodzi po parudziesięciu sekundach i zwinnym, ale o tempo wolniejszym walkingiem wprowadza intrygujący dysonans estetyczny. Po pewnym czasie wychodzi przed szereg i gra zmysłowe solo. Narracja toczy się bardzo płynnie, zdobiona świetnymi interakcjami, mimo dynamiki – z pewną nieśpiesznością i refleksyjnością. Na finał powraca klasycyzujący smyczek i spina ów wulkan jedynie dobrych emocji.

Trzecia część dyszy w spokoju – improv chamber przyczajone na smyczku. Aktywne perkusjonalia, precyzja wykonania, być może odrobina predefinicji w żmudnym procesie improwizacji (komponowanej improwizacji?). Po grze wstępnej Dresser proponuje rozwiązanie rytmiczne i znów pióro recenzenta gotuje się z emocji (kontrabasista zdaje się osiągać tego dnia wyjątkowy poziom kreatywności!). Muzycy są równie wyraziści, gdy schodzą w okolice ciszy – sonorystyka, preparacje, tylko dobre pomysły. Piękny post-chamber! Czwartą pieśń niesie na skrzydłach znów smyczek, który zdaje się wspinać na wysoką górę. Soki z tuby, dzwonki z perkusjonalii, drony ze strun, ciepłe, ale zadziorne riposty saksofonu. Przy okazji, kolejna eksplozja Tarasova, który w tej chwili zdaje się ciągnąć całą opowieść, jest wszędzie, zdobi wyczyny kolegów każdą sekundą swojej obecności. Na wydechu, bystra kipiel, what a game!

Skończył nam się winyl, bez zbędnej zwłoki przechodzimy zatem do bonusa elektronicznego. Czułe intro piątego epizodu – znów świetna komunikacja i niezobowiązujące rozmowy o szczęściu. Z czasem nabierają dynamiki, a tenor kreśli pętle wyjątkowej urody. Szósta część – szczoteczki czynią nastrój, a wysoko zawieszony kontrabas zmysłowe solo. Komentarz rozbrykanego, nieco krnąbrnego sopranino, jak strzał w sam środek tarczy! Pizzicato kontrabasu, niczym konik polny na polu minowym! Wreszcie finałowa część – otwiera ją drummerskie, filigranowe, jakże błyskotliwe solo. Bas wchodzi rytmem, saksofon sieje niepokój ciepłym chłodem. No i krok w mięsistą eskalację. Świetny wybór! Siarczysty, dynamiczny finał bucha młodzieńczą fantazją!

1. A Fistful Of Jone; 2. Twelve Angry Jones; 3. The Jones Who Knew Too Much; 4. Three Jones Outside Ebbing, Missouri; 5. Night Of The Living Jones; 6. The Jones Who Never Was, 7. Gone With The Jones;