Samuel Blaser - o pierogach, gołąbkach, muzyce dawnej, Gerardzie Griseyu, puzonie i muzyce.

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Samuel Blaser. Być może najważniejszy puzonista młodego pokolenia dzisiejszej jazzowej sceny. Szwajcar, miłośnik polskiej kuchni, włokiej muzyki i improwizacji. Były czasy, kiedy grywał w Polsce często, teraz na jego koncert trzeba będzie pewnie jeszcze trochę poczekać, ale jest na co i na zespół Consort In Motion i na kwartet, z któym złożył hołd wielkiemu Jimmy'emu Giuffre'owi.  

 

A więc zacznijmy rozmowę od niekoniecznie muzycznego pytania. Opowiedz mi proszę o pierogach z kapustą?

Ha ha, jestem zakochany w polskiej gastronomii. Jadłem wiele różnych rzeczy, ale pierogi to moje ulubione danie.

Fascynuje Cię polska gastronomia? Mieszkasz w Szwajcarii, podróżujesz niemal bez przerwy. Bywasz w Polsce na tyle często, żeby fascynować się naszą kuchnią?

Moja narzeczona jest Polką urodzoną w Szwajcarii. Dzięki muzyce natomiast miałem okazję wiele razy odwiedzić Polskę i pomyślałem sobie, że przy okazji mógłbym dowiedzieć się trochę o jej rodzinnym kraju.

To miłe. Sądzę, że sprawiłeś jej tym niespodziankę. Teraz skoro już obydwoje macie jakąś wiedzę na temat Polski i jej kulinariów to zdarza Wam się razem robić pierogi?

Tak czasem się zdarza

Z sukcesami? To nie taka łatwa sprawa.

Zdarza się, zdarza. Moim zdaniem wcale nie taka trudna. Jak już nauczysz się jak zrobić jednego pieroga, to możesz potem zrobić ich tuzin. To jak muzyka! J

Pierogi i muzyka czasem wydają się bliskimi dziedzinami. Jeden z najbardziej obiecujących polskich trębaczy Piotr Damasiewicz jest podobno także mistrzem pierogów.

Słyszałem o nim, ale nie miałem niestety okazji posłuchać jego muzyki. Zatem może powinniśmy razem zagrać razem tym bardziej, że w grę wchodzą pierogi.

Stanowczo musisz nadrobić tę zaległość. Wyślę ci jego płyty. Co miałeś na myśli mówiąc „jeśli umiesz zrobić jednego pieroga to umiesz zrobić ich tuzin. To jak z muzyką” Można odnieść wrażenie, że uważasz tworzenie muzykę za proces automatyczny?

O tak wyślij je proszę. Uważam, że skoro jeśli umiesz wydobyć jeden dźwięk, to możesz także zagrać skalę zawierającą 12 dźwięków. Tuzin pierogów jak 12 dźwięków skali.

No, no! Pierogi, skala dwunastotonowa, dodekafoniczny sposób komponowania. CIekawe co powiedziałby na to Arnold Schoenberg?

Mógłby nie być do końca zadowolony z takiego porównania.

Obawiam się, że masz rację. A skoro już zaczęliśmy rozmawiać o wielkich kompozytorach klasyki, opowiedz proszę o Consort In Motion. Ten zespół, dla którego wielka tradycja europejskiej muzyki jest ważna.

Tak, to prawda. Nasza ostatnia płyta „Mirror To Machaut” jest zainspirowana twórczością Guillaume’a Machaut, a to był wspaniały kompozytor, który znacznie wyprzedzał swoje czasy. I powiem szczerze jestem z tej płyty bardzo dumny. Czuję też, że jest ona ważnym krokiem, ba nawet kamieniem milowym w mojej karierze. W porównaniu do poprzedniczki u podstaw jej powstania legł znacznie większy nacisk na proces kompozytorski. CO więcej, razem z producentem Benoit Delbecqiem, bardzo ciężko i starannie pracowaliśmy zarówno nad konceptem estetycznym samej muzyki, jak również brzmieniem całości.

Mogę śmiało powiedzieć, że jestem głęboko zafascynowany muzyką dawną i czuję, że ma ona wiele wspólnego z improwizacją.

Ale jednak kiedy się słucha Twojej gry można też zauważyć, że obydwa te muzyczne światy dzieli ogromny dystans.

Tak, dla słuchaczy może rzeczywiście brzmieć to jak dwa różne światy, ale dla mnie, a zajmuję się muzyką dawną dużo, frazowanie, harmonie, dynamika, melodie i artykulacja jawią się jako bardzo podobne i dające się przełożyć na język improwizacji. Możesz wykorzystać ten sam materiał muzyczny, ale zmieniając jego backgorund, a muzyka zabrzmi zupełnie inaczej. Zresztą to nic nowego tak działał Miles Davis w latach 50., ale także i w 90. Zmieniając style czynił swoją muzykę interesującą i nieustannie nową. Dokładnie to samo staram się robić w Consort In Motion  i bez dwóch zdań jestem naprawdę mocno zainspirowany mizykąklasycznych kompozytorów.

Jakich na przykład?

Brahms, Stravinsky, Bartok, Schumann, ale również  kompozytorami bardziej nowoczesnymi jak: Berio, Sciarrino, Nono or Grisey. I prawdę mówiąc lubię kompozytorów włoskich.

No proszę, od wielkich klasyków do spektralistów. To naprawdę szeroki wachlarz zainteresowań. Myślałeś może, żeby kiedyś także ich muzykę nagrać czy raczej pozostawiasz ją jako źródło inspiracji.

Sądzę, dzisiaj szczególnie ważne jest pozostawać otwartym na inspiracje i pozanawać tyle nowej muzyki ile tylko się da. Pytasz czy mama plan nagrywać muzykę Griseya?

Jego także

Nie, jego muzyka powinna być grana w taki sposób, w jaki została napisana. To zbyt zwarta zbyt kompleksowa muzyka jej język, jej słownictwo wkładać w kontekst jazzowy. Z muzyką dawną jest o wiele łatwiej. Bo przecież tak naprawdę nie dysponujemy żadną wiedzą jak mogła brzmieć. W całości bazuje ona tylko na naszych brzmieniowych wyobrażeniach i taką praca z nią, jaką lubię i jaką podejmuje w Consort In Motion jest, jakby tu powiedzieć trochę mniej karygodna.

Rozumiem. Wróćmy do momentu, w którym powiedziałeś, że proces pisania muzyki na płytę „Mirrors To Machaut” była ważniejsza niż przy poprzedniej płycie. CO mmiałeś na myśli? Pytam, ponieważ nowe wcielenie Consort In Motion brzmi całkowicie inaczej niż poprzednie.

Po pierwsze didałem kolejny instrument dęty, tak więc musiałem spędzić trochę czasu aby zbadać jego możliwości funkcjonowania z mojej muzyce. Kilka tygodni zajęło mi skomponowanie „Cantus Planus”. Najpierw niezbędna była praca nad formą, potem nad rytmiką, i w końcu nad harmonią. Tak na marginesie w tym utworze jest tylko jeden akord.

Hymn z kolei ma piękną introdukcję będącą następstwem akordów zorkiestrowanych niejako wewnątrz zespołu.

Słowem, przy pierwszej płycie, właściwie tylko pisałem tematy bez żadnych zabiegów orkiestracyjnych i praktycznie bez harmonii. Nie mieliśmy też prawie w ogóle czasu na  próby i przesłuchania. Na „Mirror To Machaut” każdy z utworów był dobrze przemyślany i zaaranżowany w taki sposób, żeby uzyskać odmienny charakter i sądzę, że to słychać.

To prawda, słychać. Odnieść można także lekkie wrażenie, że dzisiejsza muzyka Consort In Motion pozostawia mniej miejsca na swobodniejszą improwizację.

Bez obaw tego miejsca jest może nawet więcej, różnica polega właściwie tylko na tym, że otoczenie dla tej improwizacji jest bardziej zaaranżowane.

Dlaczego zdecydowałeś się na dodanie kolejnego instrumentu dętego? I od razu zapytam też w jaki sposób na zmianę sposobu pracy nad muzyką wpłynął zmiana za zestawem perkusyjny. Jednego wielkiego perkusistę Paula Motiana zastąpił inny wielki Brummer Gerry Hemingway?

To był z jednej strony pomysł, a raczej sugestia ze strony wydawcy – Songlines Records. Z drugiej sam też myślałem o tym żeby mieć w zespole dodatkowy kolor. A że kocham brzmienie klarnetu, szczególnie basowego, a także grę Joachima, to taka zmiana wydała mi się idealnym rozwiązaniem. Natomiast z Gerry Hemingwayem rzeczy wyglądała tak, że grałem z nim wiele razy, ale w moim kwartecie grywał na zasadzie zastępstwa. Zawsze jednak chciałem żeby w którymś z moich projektów mógł grać na stałe. No i samo życie sprawiło, że stał się nowym członkiem Consort In Motion. To dla mnie ważna rzecz. Gerry brzmi wspaniale, znamy się od dawna. To wielki człowiek I wielki muzyk!

 

Przyznam, że kiedy dotarła do mnie informacja, że Paul Motian zmarł jedną z pierwszych myśli była obawa, co stanie się z zespołem Samuela Blasera, byłoby dobrze gdyby pomimo takiego uszczerbku przetrwał. I kiedy okazało się, że na jego miejscu pojawi się Gerry Hemingway obawa całkiem zniknęła i zastąpiła ją ciekawość jak teraz zabrzmi nowe Consort In Motion. Sądzisz, że teraz skład zespołu jest optymalny?

Tak myślę, tym bardziej, że nie wiem czy wiesz, ale nigdy nie mieliśmy okazji zagrać z Paulem Motianem żadnej trasy koncertowej. Prawdę mówiąc wiem, gdzieś z tyłu głowy zawsze myśli krążyły wokół złożenia propozycji Gerry’emu.

To jednak bardzo zajęty muzyk. Będzie miał czas, aby stać się regularnym członkiem grupy?

Jest tak samo zajęty jak każdy z pozostałych, ale zarezerwował sobie w swoim kalendarzu odwiednie miejsce dla mnie, tym bardziej, że mamy inne wspólne przedsięwzięcie jeszcze z Benoit Delbecqiem na fortepianie. Projekt nazywa się Fourth Landscape. Płyta wyjdzie w październiku. Tak więc gramy ze sobą coraz więcej.

To dobra wiadomość! Garry jest jednym najmądrzejszych muzyków jazzowej sceny.

Całkowicie zgadzam się J

Niezależnie od Consort In Motion, niezależnie od projektu z Gerrym Hemingwayem i Benoit Delbecqiem masz jeszcze inne muzyczne aktywności, band z Marciem Ducret, Michaelem Batesem oraz puzonowe recitale solo. Szczególnie te ostatnie to rzecz mimo wszystko niecodzienna. Jak rynek koncertowy przyjął to.

Tak, rzeczywiście wiele się dzieje. Sporo grywam ostatnio z Marciem i jutro razem wyjeżdżamy do Brazylii. A recitale solo, cóż, chwilami trudno w to uwierzyć, ale gram ich więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Myślę więc, że sprawy przybierają dobry kierunek.

Taki recital to one man show. Co chcesz powiedzieć publiczności stając samemu z puzonem w dłoniach?

To dobre pytanie. Przyznać muszę, że taki występ to spore wyzwanie. Masz godzinę gry I wielką odpowiedzialność. Jest to także rodzaj maratonu w fizycznym rozumieniu tego słowa.

Sprawa jest jednak prosta. Chciałbym podzielić się ze słuchaczami moją pasją do muzyki, mając nadzieję, że jest w stanie przemówić do ludzi ta niewiarygodnie wielka paleta brzmień kryjąca się w puzonie. Chyba też chciałbym słuchaczom powiedzieć, że być może już czas posłuchać czegoś innego niż recital na fortepianowy. J

Pewnie, że już najwyższy czas! Czy Twoje recitale solo to narracje poprowadzone kompletnie free czy może zanim staniesz na scenie piszesz dla nich scenariusze?

Zasadniczo na puzonie możesz grać wyłącznie melodie i odkąd gram takich koncertów coraz więcej, bezpiecznie jest jednak mieć jakiś plan dzięki któremu mogę kontrolować kształt koncertu …, ale improwizacji jest tam bardzo dużo.

Czyli to raczej otwarta formuła.

Tak i nie 

?

Kiedykolwiek gram recital solo, mam plan. Mogę bazować na utworach, które komponuję, pomysłach rytmicznych, melodiach albo wręcz na ideach brzmieniowych. Z tej perspektywy więc nie jest to formuła otwarta. Ale ponieważ improwizacji jest tam jak wspomniałem dużo to można powiedzieć też o tym jak o formule otwartej. Tak więc, recital solo jest improwizowany i planowany jednocześnie.

A więc najważniejszą rzeczą jest balans pomiędzy tym co  znane i nieznane, zaplanowane i zależne od porywu chwili. Chcesz powiedzieć, że sztuka rodzi się kiedy zachowana jest właściwa równowaga?

Dokładnie tak moim zdaniem jest!

Wróćmy do „Mirrors To Machaut” powiedziałeś , że ta płyta jest dla Ciebie czymś w rodzaju kamienia milowego. Dlaczego?

Z kilku powodów. Ze względu na zaawansowanie procesu kompozytorskiego, ze względu na to, że jest to bardzo starannie przemyślany projekt, albo lepiej powiedzieć wypracowany, ale także ze względu na to, że brzmi kompletnie inaczej niż muzyka, jaką kiedykolwiek do tej pory wymyśliłem.

Moim zdaniem ta muzyka brzmi o wiele bardziej interesująco niż znakomita większość płyt podejmujących temat muzyki klasycznej nagranych w ostatniej dekadzie. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że udało CI się odnaleźć najbardziej fascynujący i oryginalny sposób jak łączyć świat improwizacji jazzowej z wielką historią europejskiej muzyki zachowując to co dla obydwu stylów istotne. Powiedz proszę jak publiczność reaguje na tę muzykę?

To niezwykle ciekawe doświadczenie, z jaką wrażliwością słuchacze podchodzą do tego programu. Sądzę, że znacznej mierze bierze się to stad, że jest to spójna muzyczna mikstura melodii i rytmów, a tego dzisiejszej improwizacji bardzo brakuje. Nazbyt często zapominamy korzystać z wyraźnie brzmiących melodii i czytelnych rytmów, a przecież tak naprawdę tego ludzie chcą słuchać. I nie zrozum mnie źle, ja naprawdę kocham awangardę i kocham grać free.

To fakt. Rzeczywiście muzycy zapominają czasem o melodiach i rytmach. Jak sądzisz dlaczego tak się dzieje, nawet w przypadku naprawdę wielkich improwizatorów?

Nie wiem. Może dlatego, że jest to tylko przyjemne.

A może dlatego, że awangarda w swobodnej improwizacji nie jest po to żeby sprawiać przyjemność?

NIe jestem pewien. Przecież muzyka taka muzyka również jest przyjemna, ale też niesie innego rodzaju przyjemność.

Oczywiście, że niesie, ale bez melodii I rytmu artystyczna propozycja może wydawać się bardziej poważna, bardziej uczona… i w wielu wypadkach niestety także mniej komunikatywna

W istocie tak może może być. Może nawet tak jest.

Jakkolwiek Ty takich dylematów raczej chyba nie masz.

:-)

Wciąż możemy posłuchać w całości płyty Consort In Motion, możemy czytać jej recenzję, a teraz także wywiad z Tobą. Kiedy w końcu będziemy mogli tej muzyki posłuchać na żywo?

W trasę ruszamy w lutym przyszłego roku. Szansa więc może nadarzyć się właśnie wtedy, ale jak na razie nic nie jest potwierdzone ostatecznie

A inne Twoje projekty?

To na razie nic pewnego, ale może w grudniu przyjadę z Marciem Ducretem i Peterem Bruunem czyli z moim nowym trio. Dawno już nie grałem w Polsce, publiczność jest tu wspaniała.

Tak potrafi taka bywać. Wierzę, że jednak w końcu będzie mogła zobaczyć i posłuchać Consort In Motion na żywo. Czego mogę Ci życzyć na zakończenie naszej rozmowy?

Czego tylko chcesz, ale żeby nie zabrakło nigdy pierogów J

Ani gołąbków! Teraz to moje ulubione danie!

A więc życzę ci życia w otoczeniu wielkiej muzyki. I niech pierogi, gołąbki i Moc będzie z Tobą.