Rozmowa z Agą Zaryan przed koncertami w ICE Kraków

Autor: 
Maciej Krawiec

Przeglądając prasę muzyczną i jazzowe portale trudno nie dostrzec zapowiedzi zbliżających się koncertów, którymi wraz z muzykami i krakowską publicznością witać będziesz rok 2018. Kto będzie towarzyszyć Ci na scenie ICE w Krakowie?

Wystąpię z Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej, European Jazz Sextet, Cracow Singers i flecistką Eweliną Serafin. Skład rozbudowany i różnorodny.

Za takim doborem muzyków stałaś wyłącznie Ty, czy był to efekt kolektywnych ustaleń?

Do koncertu sylwestrowego i noworocznego zaprosił mnie Marcin Klejdysz wiosną tego roku. Marcin niezwykle prężnie zajmuje się Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej, która dzięki swoim wyjątkowym umiejętnościom i jego działaniom występuje z powodzeniem na całym świecie, grając zróżnicowany repertuar. Pomysł na koncerty i skład był Marcina. Ja tylko namówiłam go na rozszerzenie składu mojego jazzowego zespołu, stąd sekstet zamiast tria. Do mnie należał też dobór repertuaru, który zaaranżował Michał Tokaj – z nim zawsze przedyskutowuję dobór wykonywanych kompozycji. Wybieraliśmy je z szerokiego wachlarza standardów, został nam w rezultacie crème de la crème. Postawiłam tym razem na utwory popularne i lubiane. Będzie momentami nostalgicznie, ale przewaga piosenek to te, które bawią i cieszą. Nasze spotkanie ma być beztroskie, pozytywne i odprężające. Ma być zapowiedzią udanego 2018. Ma nas wszystkich zostawić z uśmiechem od ucha do ucha. Swingowe święto jazzu w wyjątkowej muzycznej oprawie.

Czy kiedykolwiek grałaś już w sali ICE Kraków? Jakich warunków akustycznych oraz jakiej atmosfery się spodziewasz?

Nie występowałam tam nigdy, ale byłam jako widz na festiwalu Misteria Paschalia. Sala jest niezwykle elegancka i nowoczesna zarazem. Koncertu słuchało mi się komfortowo i mam nadzieję, że taki odbiór będą też mieli nasi słuchacze.

Program zatytułowany jest „złota era jazzu" i zabrzmieć mają utwory Franka Sinatry, Nata Kinga Cole'a, Elli Fitzgerald czy Raya Charlesa. Czy estetyka swingujących piosenek i emocjonalnych ballad jest tą, która obecnie jest Ci muzycznie najbliższa?

Ten repertuar jest mi bliski od ponad dwudziestu lat. To klasyka jazzu, amerykańskie evergreeny. Perełki, które lśnią mimo upływającego czasu. Nie mają terminu przydatności i nadal brzmią świeżo. Będzie też mały świąteczny kącik muzyczny, ale tylko jako ukłon w kierunku wyjątkowego czasu Bożego Narodzenia. Więcej nie zdradzę! Nie znaczy to, że nie słucham i nie wykonuję innych gatunków. Mam otwarte uszy na nowości i niektóre mnie kręcą. Kocham też soul, funk, bossa novę... Cały czas poszukuję inspiracji.

Czy i inne Twoje ulubione wokalistki – Shirley Horn, Nina Simone czy Abbey Lincoln – również znajdą się wśród wykonawczyń, do których dzieła nawiążesz w trakcie koncertu?

Zapewne nawiążę w sylwestrową noc do Niny Simone i zaśpiewam jeden z jej przebojów.

Lubisz podobne duże artystyczne przedsięwzięcia, angażujące dziesiątki wykonawców?

Dla mnie małe i duże przedsięwzięcia są motorem do dalszych działań. Lubię występować w duecie z kontrabasem, gitarą czy fortepianem. W takim kameralnym składzie jest miejsce na oddech i każda nuta pięknie wybrzmiewa, ale wielką przyjemność sprawia mi też śpiewanie z moim triem. To taka klasyka gatunku. Lubię zapraszać do naszego składu solistów i kwartety smyczkowe, ale występ z tak ciekawą orkiestrą jak Orkiestra Akademii Beethovenowskiej czy Cracow Singers to wyjątkowa gratka. Lubię nowe wyzwania. Energia, którą wytwarzają muzycy i którą oddaje nam publiczność to siła, która powoduje chęć do dalszych poszukiwań i rozwoju. Jazz to droga pełna najróżniejszych możliwości, daje nam poczucie nieskończonych możliwości. To mnie w tej muzyce zawsze urzekało. Nie muszę być zaszufladkowana, mogę wybierać, w którą alejkę skręcę i zaprosić innych do wspólnej podróży.

Krakowskim koncertem witać będziesz 2018., zostawiając za sobą rok poprzedni – ten kojarzyć będziesz pewnie między innymi z bardzo przykrym faktem: odejściem wybitnej pianistki Geri Allen, która brała udział w nagrywaniu Twojej płyty „Remembering Nina & Abbey”. Czy mogłabyś wspomnieć spotkanie z nią oraz to, co najcenniejszego pokazała Ci jako artystka?

Śmierć Geri była dla mnie kompletnym szokiem. Widziałam ją na kilka tygodni przed jej odejściem. Grała – jak zawsze wspaniale – w duecie z Enrico Ravą. Pięknie wyglądała. Rozmawiałyśmy długo po koncercie, planowałyśmy kolejny wspólny album. Geri była niezwykła. Wchodziła bardzo głęboko w projekty, w które się angażowała, zadawała pytania dotyczące tego jak wyobrażam sobie utwór, żeby się komfortowo czuć, niesamowicie słuchała też innych w studiu. Dla mnie pozostanie dobrym duchem, który kochał wolność, ale też miał misję szerzenia mądrej edukacji. Geri to prawdziwa kobieta – mocna i delikatna zarazem, a także wyjątkowa artystka. Pokazała mi, że trzeba muzykę traktować poważnie i nie warto iść na skróty. Jej bezkompromisowa postawa jest dla mnie drogowskazem. Trzeba słuchać swojego serca i nie bać się zmian. One często prowadzą do ciekawszych rozwiązań.