The Thing – zniszcz tę melodię jeszcze raz Mats…

Autor: 
Krzysztof Wójcik
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Każda wizyta Matsa Gustafssona w Polsce jest krótkim, lecz intensywnym muzycznym świętem na skalę lokalną. W tym wypadku warszawską. Artysta, który za parę lat będzie wymieniany jednym tchem wraz z gigantami muzyki improwizowanej, zagrał w Pardon To Tu wraz ze swoim flagowym projektem The Thing. Wydarzenie przyciągnęło do klubu prawdziwe tłumy, które ten ledwie zdołał pomieścić – sytuacja w pełni zrozumiała.

Kto choć raz miał okazję podziwiać Gustafssona na scenie wie, że jest on koncertową petardą. W towarzystwie znakomitych kolegów z The Thing mamy do czynienia z petardą podlaną benzyną. Warszawski występ był o tyle wyjątkowy, że muzycy postanowili uraczyć audytorium potężną dawką premierowych kompozycji, które już niebawem będzie można usłyszec na płycie Boot! Nowy materiał, opisywany przez samych muzyków jako najcięższy w ich karierze, był takim w rzeczywistości i nie pozwalał uszom na dłuższą chwilę wytchnienia. Strategię wspólnego grania skandynawskich artystów określiłbym hasłem „Search & Destroy”. Jaka jest bowiem muzyka The Thing? Agresywna, energetyczna, bezkompromisowa, drwiąca z ograniczeń gatunkowych? Zapewne, jednak w moim odbiorze kluczowym elementem w konstrukcji muzycznej materii The Thing jest uparte poszukiwanie melodii, nieznośnie chwytliwych motywów, groove’u, który następnie, każdy z artystów na swój sposób próbuje zarżnąć (wybaczcie kolokwializm – kto był wie o czym mówię) energią intensywnej scenicznej ekspresji. Podążając tym tropem doświadczenie The Thing live jest doświadczeniem precyzyjnej, konsekwentnej destrukcji. Nie chodzi o to, żeby było miło – ma być głośno, ma być mocno i na opak. Dzięki temu muzyka ani przez chwilę nie staje sięprzewidywalna, a słuchanie każdej z kompozycji przypomina jazdę z muzykami po wertepach ciężarówką pełną nitrogliceryny.

O kunszcie poszczególnych artystów napisano już wiele, dlatego nie będę się nad nim przesadnie rozwodził. Paal Nissen-Love w dalszym ciągu pozostaje dla mnie jednym z bardziej spektakularnych perkusistów, łączac dynamikę i moc z nieprzeciętną rytmiczną wyobraźnią. Gustafsson – klasa sama w sobie, saksofonowa bestia, prawdopodobnie jeden z wybitniejszych muzyków grających na tym instrumencie, który pojawił się na deskach Pardon To Tu. Ingebrigt Håker Flaten – doskonały kręgosłup zespołu, ogniwo porządkujące muzykę w czytelne, kompozycyjne ramy.

The Thing w przeddzień wydania szóstego studyjnego albumu prezentuje się niezwykle mocarnie, grając utwory ciężkiei dosadne z gracją, luzem starych wyjadaczy, a zarazem z nastoletnią pasją i energią. I choć była to muzyka nieco mniej zniuansowana niż set zagrany ponad rok temu w Powiększeniu, to nie sposób nie dopatrzeć się w tym zabiegu świadomego wyboru. Z resztą jeśli nawet po pierwszym bisie ktoś mógł wątpić w liryczny potencjał tria, ponowne wejście na scene w którym panowie zaprezentowali wyciszoną kompozycję Joe’ego McPhee, musiało rozwiać podobne spekulacje. Oklaski i owacje prawie nie miały końca i brzmiały niemal tak samo głośno jak sam zespół w trakcie koncertu – były to brawa absolutnie zasłużone. Podobny entuzjazm miał chyba miejsce jedynie po koncercie tria Shofar.

Inwersja. W roli supportu przed The Thing wystąpił na pierwszym w karierze solowym koncercie Łukasz Rychlicki. Bardzo krótki, kilkunastominutowy set wypadł nadspodziewanie udanie. Gitarzysta uraczył słuchaczy dawką głośnego, noise’owego uderzenia, w którym odnajdywał się bardzo dobrze, a im dłużej grał tym częściej uciekał się do subtelnie wplatanych w chaos melodii. Nie jest łatwo występować z pierwszym solowym programem przed takim zespołem jak The Thing – Rychlicki absolutnie podołał zadaniu i prawdopodobnie zaintrygował swoją twórczością nie tylko mnie.

Po takich wieczorach jak niedzielny pozostaje tylko dziękować losowi, że na mapie warszawskich klubów istnieje takie miejsce jak Pardon To Tu, które z miesiąca na miesiąc proponuje słuchaczom muzykę z coraz wyższej półki, konsekwentnie rozwijając swój program. I to jest miejsce na oklaski dla organizatorów. Było świetnie!