Sygnowano: Maciej Sikała - Jacob Dinesen Quartet i Ralph Reichert Newropean Quartet - finał festiwalu Jazz Jantar

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
Paweł Wyszomirski / www.TESTIGO.pl

Festiwal Jazz Jantar szczęśliwie dobiegł do mety. Kończą się wyczerpujące koncertowe maratony, kończą weekendowe dzień w dzień późne powroty do domu – ale wraz z nimi niestety także emocje, niespodzianki i wzruszenia, w jakie festiwal każdego roku obfituje. Ostatnim akcentem tegorocznej edycji były występy artystów zaproszonych przez Macieja Sikałę – zagrali Jacob Dinesen Quartet oraz Newropean Quartet Ralpha Reicherta - i było to  przeżycie esencjonalne.

Po długich wycieczkach w nowe, niezbadane quasi-jazzowe ścieżki na ostatniej prostej festiwal wrócił do źródeł. Obydwa składy były z krwi i kości jazzowe i eksperymenty ani im w głowie – po co zresztą wydziwiać, skoro na scenie Żaka udowodnili, że to, co robią, robią zwyczajnie dobrze. A że dobra robota wymaga sporego nakładu siły, widać było już na pierwszym z występów. Wystarczyło krótkie spojrzenie na muzyków towarzyszących pochodzącemu z Danii saksofoniście Jacobowi Dinesenowi, by stwierdzić, że mimo iż zespół brzmiał swobodnie i lekko, w istocie uwijał się jak w ukropie, gdyż kontrabasista Johnny Åman, perkusista Ivars Arutyunyan oraz w ostatniej chwili doczepiony do grupy w zastępstwie za Carstena Dahla pianista Håvard Wiik wysiłek wypisany mieli na twarzy. Ostatni z wymienionych wypadł zresztą najkorzystniej, z dużym opanowaniem i mocą idąc w sukurs liderowi grupy, którego tenor brzmiał dosyć płasko i mętnie, choć nie można odmówić mu pewnej śpiewności. Echo wielkich saksofonistów pozostało jednak słyszalne, a podkreśleniem ich na grę Jacoba Dinesena wpływu było wykonanie w ramach bisu "Sonnymoon For Two" Sonny'ego Rollinsa.

Cokolwiek jednak było chwiejnego w występie pierwszego kwartetu, ustabilizował i wygładził Ralph Reichert na czele Newropean Quartet, składającego się w istocie wyłącznie z muzyków włoskich. Danillo Memoli, Stefano Senni i Mauro Beggio stanowili wraz z liderem zwarty kolektyw, grając z wyczuciem i perfekcją jednocześnie pokazali, jak wyglądać i brzmieć powinien archetypowy koncert jazzowy. Duch wielkich twórców złotej ery klasycznego jazzu: Duke'a Ellingtona, Buda Powella, Elvina Jonesa przywoływany był bezpośrednio przez wzorcowe wykonania ich kompozycji lub nawiązania w tytułach autorskich numerów pianisty Danillo Memolego, których zresztą obecności we własnym katalogu żaden z wielkich nie byłby się powstydził. Swada, fantazja, wysoki poziom instrumentalny i precyzyjne zgranie przypomniało, jaka siła tkwi w klasycznych formach i chyba każdy, kto jest takiej stylistyki głodny, finałowym koncertem Jazz Jantaru mógł się z okładem nasycić. Niewielu stać dziś na kunszt, jakim popisał się Newropean Quartet, a Ralph Reichert postawił festiwalową kropkę nad i, oraz pokazał, jak powinno się kończyć jazzowe święto.