Field Recordings - Sacrum Profanum dzień III

Autor: 
Kajetan Prochyra
Autor zdjęcia: 
Michał Ramus, www.facebook.com/Ramusphotography

Głos, film i dźwięki maszyn zdominowały poszukiwania kompozytorów, którzy przez nowojorski zespół Bang On A Can All Stars poproszeni zostali o stworzenie nowych utworów w oparciu o tzw. nagrania terenowe - field recordings. Do współpracy zaprosili oni twórców z różnych stron artystycznego świata: od twórców związanych z zespołem od samego początku - Julii Wolfe, Michaela Gordona, Davida Langa i Steve’a Reicha - przez młodych kompozytorów muzyki nowej - Tyondaia Braxtona, Miry Calix, Todda Raynoldsa czy Johanna Johannssona-  po artystów kojarzonych raczej ze sceną popu i indie - Bryce’a Dressnera (The National) czy Nicka Zammuto (The Books). I choć koncert był różnorodny, pełen, tak charakterystycznej dla Bangów frywolności, zabawy i radości z grania, właściwie żadna z nowych kompozycji nie dodała do możliwych zastosowań Field Recordings niczego nowego.

Koncert rozpoczął utwór Julii Wolfe „Reeling”. Tytuł może z jednej strony oznaczać poplątanie a z drugiej hałas. Utwór oparty został o nagrany w terenie śpiew mężczyzny. Jak wspomina Julia Wolfe: To starszy pan, który śpiewa tak, jakby akurat nie miał pod ręką ani skrzypiec ani banja, głosem zastępując instrumenty. Tej folkowej melodyjności przydany został cały kalejdoskop miejskich barw, jakie w swej palecie mają Bangowie. Choć wszyscy grają na raz, można mieć wrażenie, że każdy z instrumentalistów wchodzi ze śpiewakiem w duet. 

Field Recordings - Julia Wolfe's "Reeling" from David Lieberman Artists Reps on Vimeo.

Głos wykorzystany został także w utworze Florent Ghys „An Open Cage”, z mówionego tekstu muzycy wydestylowali melodię słów i zdań, traktując nagraną wypowiedź jak partyturę. Wkrótce samo nagranie stało się w jednym z instrumentów, a głos kolejną barwą.

Bez wątpienia hitem programu Field Recordings stał się utwór „Fade to Slide” Christiana Marclaya. Materiałem źródłowym nie był tu nagrany dźwięk, ale kolaż fragmentów - a właściwie urywków filmów. Przez ekran przebiegali więc Bruce Lee, Jack Nicholson, Alain Delon, obok ujęć spuszczania wody, rąbania siekierą drewnianej toaletki, wystrzeliwania pocisku, który potem przelatywał przez strzępki ruchomych obrazów nagranych na przestrzeni pół wieku historii kinematografii. Montaż sekwencji był jednak bardzo zmyślny i zabawny. Zadaniem muzyków była improwizacja pod prezentowany kolaż.

Todd Raynolds stworzył dla Bangów brudnego bluesa opartego na nagraniach kazaniach ze szkółek niedzielnych. Widać, że muzycy mieli przy wykonywaniu tego grooviącego, choć niebanalnego utworze sporo frajdy.

Entuzjazm wzbudził także praktycznie hiphopowy utwór "New work" napisany przez Bryce Dessnera w oparciu o zarejestrowaną na filmie recytację własnego utworu przez amerykańskiego poetę Charlesa Olsona.

Drugą część koncertu otworzył set Tyondaia Braxtona i Bena Vidy na instrumentach elektronicznych, w którym jednak ciężko było doszukać się spójności z koncepcją nagrań terenowych. Muzycy zaprezentowali przeprawę od wysypiska dźwięków odrzuconych do dronowego, skoncentrowanego beatu. Całości towrzyszyły głowy reflektorów, które światłem szperały po scenie, ale i oczach słuchaczy.
Dużo ciekawie zabrzmiała kompozycja Braxtona już w wykonaniu Bang On A Can All Stars pt. „Cassino Trem”, w której autor nagrał dla zespołu dźwięki automatów do gier, po czym poszatkował je w taki sposób, by ze strzępków dźwięków złożyć inną, podobną, ale nie tą samą, zabawną partyturę.

Blado wypadł za to utwór „Meeting you seemed easy” Miry Calix, która do muzyki Bangów postanowiła wprowadzić dźwięki portu lotnicznego (jednak bez oczywistych nawiązań do Music for Airports - a może szkodza). Dwóm filmowym ujęciom - najpewniej hali odlotów w dzień i tarasu widokowego w nocy - towarzyszyły komunikaty obsługi pasażerów, po francusku, polski, hiszpańsku, które z czasem zaczęły zlewać się jedno. Muzykom pozostało brzmieniowe wzbogacanie tego, niezbyt ciekawego, pejzażu.

Właściwie najbardziej radykalnym twórcą okazał się znów... Steve Reich. Jego utwór „The Cave” wykorzystywał rejestrację gwaru ludzi, słyszanego niewyraźnie, z oddali, rozpraszającego się być może w przestrzeni jaskini. Każdy z muzyków przez ten czas grał przeciągle jeden dźwięk.

Interesujący był także utwór Davida Langa „Unused Sawn”, w którym repetatywny, melodyjny motyw kontranstowany był z surowymi dźwiękami metalu - wpierw z nagranego sampla a następnie za sprawą długiego łańcucha i blaszek, które perkusista David Cossin wrzucał do miedzianej misy.

Na finał znów było zabawnie gdy na ekranie pojawił się film przygotowany przez Nicka Zammuto - kolaż reklam z lat 80tych, przypominających tele-zakupy, w którym kobiety odwracają się by zaprezentować korzyści płynące z użycia kolejnych fantastycznych produktów kosmetycznych. Członkowie Bang On A Can All Stars grali a nawet śpiewali w refrenie: Real Beauty Turns.

Tym razem publiczność zamiast poderwać się z miejsc, jak miało to miejsce poprzedniego dnia wybrała długą owację, która nie tylko wywołała muzyków do ponownych ukłonów, ale także do bisu. Na pożegnanie z krakowską publicznością zabrzmiał utwór Thursotna Moore’a „Stroking Piece #1” - pełnokrwiście rockowy utwór, oparty na dwóch akordach, który powoli rósł w rękach muzyków Bang On A Can. Swoją słabość do cięższego grania zdradził za perkusją David Cossin. W finale utworu, jak to u Thurstona Moore’a nie mogło zabraknąć elementu stłuczki - tym razem noise’owe uniesienia przypadły w udziale Ashley Bathgate i Kenowi Thomsonowi. Taki bis musiał zakończyć się owacją na stojąco.

Było więc - Państwo wybaczą - fajnie. Wszak Bang On A Can All Stars to nie tylko jednej z najlepszych, ale i najfajniejszych zespołów na świecie. Pytanie jednak, czy poza radością ze spotkania ze znakomitymi muzykami i kilkunastu niebanalnych kompozycji wynika coś więcej? Nie szukając daleko, na tym samym Sacrum Profanum przed trzema 2 laty usłyszeliśmy utwory takie jak „It’s gonna rain” czy „Come out to show them” Steve’a Reicha, który przed prawie półwieczem z nagranami terenowym ludzkiego głosu zrobił więcej - tak w formie jak i przesłaniu - niż wszyscy jego młodsi koledzy we wszystkich zaprezentowanych wczoraj utworach, razem wzięci. A to przecież właśnie młodzi kompozytorzy żyją w czasach, w których każdy ich dzień rejestrowny jest "poza warunkami studyjnymi" - czy to przez NSA czy przez facebooka lub googla. O nagraniach terenowych powinni widzieć wszystko. I mieć na ten temat coś do powiedzenia.