Terra Plana

Autor: 
Andrzej Nowak (trybuna muzyki spontanicznej)
Albert Cirera & Witold Oleszak
Wydawca: 
Spontaneus Music Tribune/Multikulti
Dystrybutor: 
Multikulti
Data wydania: 
04.06.2018
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Albet Cirera - sasophonoes, WItold Oleszka - piano

Uwaga! Trybuna Muzyki Spontanicznej i jej przemądrzały Pan Redaktor, są współwydawcą tej płyty! Wszelkie słowa zachwytu, jakie za chwilę przeczytasz, mogą być podyktowane jedynie chęcią zwiększenia sprzedaży! Innymi słowy – dalej czytasz na własną odpowiedzialność!

 
Czas i miejsce zdarzenia: 11 października 2017, Studio Radia Poznań.
Ludzie i przedmioty: Albert Cirera – saksofon tenorowy i sopranowy, Witold Oleszak – grand piano
Co gramy: muzyka swobodnie improwizowana.
Efekt finalny: 44 i pół minuty, 9 utworów, wydane jako Terra Plana, tytułem wykonawczym imiona i nazwiska muzyków, w kolejności jak wyżej (Multikulti Project/ Spontaneous Music Tribune Series). Dostępne na rynku od 7 czerwca 2018 roku.
 
Przebieg wydarzeń/ wrażenia subiektywne:
 
Terra de Cristall. Na starcie wysokie dźwięki, drobne frazy zapraszające na celebrację pierwotnego misterium. Głęboka, rezonująca przestrzeń, kosmos muzyki, która otwarta jest na każde zachowanie, ale też pełna tajemnic, czarów i niewerbalnych niedomówień. Perkusyjny Oleszak i dysząco-szumiący Cirera. Duet reakcji nieoczywistych.
 
Terra de llops. Niższa ekspozycja, piano ryje wręcz ziemię, saksofon dudni i skowycze w nagrzanej tubie. Wet za wet, intensywnie, jakby każda utracona sekunda nie godna była życia. Wodogrzmoty, kipiele i wyładowania atmosferyczne. Zwinne, soczyste interakcje. Burza z piorunami w fortepianie, saksofon ledwie dysze.
 
Terra freda. Dźwiękowe ornamenty z głębi pudła rezonansowego. Drony tenoru, który jednak brzmi jak sopran. Ta opowieść płynie strzeliście i zwiastuje kolejną tajemnicę. Narasta, drży, niesie jedynie złą nowinę. Pod koniec saksofon stara się naśladować dźwięk klawiatury fortepianu.
 
La futura antigua terra. Palce pianisty leżą na klawiaturze. John Cage stoi za kurtyną i zerka na muzyków. Saksofonowe dysze tlą się na wolnym ogniu. Urywane frazy piana, ciągnione pasaże z dęciaka. Albert brzmi jakby preparował piano, a Witold rezonuje, jakby po uszy ugrzązł w tubie saksofonu. Kto odpowiada tu za dany dźwięk? – recenzent zatraca się w dysonansie poznawczym. Czyżby ktoś trzeci pojawił się w studiu nagraniowym? Duch całkowicie wyswobodzonej improwizacji? Metaforyka improwizacji. Echo transcendencji. Misternie tkana, delikatna jak puch narracja, prawdziwe opus magnum tej niezwykłej płyty. Nagrana na sam finał studyjnej zabawy, gdy muzycy przekroczyli już bramy wiecznej chwały *).
 
Terra d’ogrues. Znów introdukcja dzieje się poza pudłem rezonansowym fortepianu. Tenor grzmi zabrudzonym od kurzu soundem. Trochę wzajemnych przepychanek, akustycznych zadziorów, wymian poglądów na tematy nieoczywiste. Bez przecinków, bez znaków zapytania. Muzycy reagują na siebie każdym porem swojej skóry, choć to bezczelnie ich pierwsze spotkanie w życiu. 3 minuta, dwa drony stają obok siebie i zdają się czynić tylko dobro. Choć same w sobie brzmią i rezonują dość złowieszczo. Tajemnica kreacji znów czai się za rogiem, a imię tej muzyki znaczy w każdym języku świata stan doskonałości. Grzmią, trzeszczą, dudnią i rezonują. Na sam finał pierwsza dziś pełnowymiarowa eskalacja! What a game!
 
Terra escaldada. Głęboko na dnie tuby, skromna kipiel. Komentarz pianisty wprost z klawiatury. Tuż potem Oleszak chodzi na sam dół pudła rezonansowego i zaczyna się celebracja mocy piekielnych. U progu ciszy muzycy dotykają się końcówkami palców i plotą sonorystyczną balladę. Delikatną jak obłok na błękitnym niebie, groźną jak burza z piorunami. W 5 minucie woda w tubie osiąga stan wrzenia. Dynamika improwizacja rośnie, a jej uroda bezczelnie eksploduje!
 
Petita terra. W trakcie 50 sekund muzycy wietrzą instrumenty, głowy, mózgi, stają w symbiotycznej postawie, gotowi na dwuczęściowy finał płyty.
 
Terra buida. Piano jęczy w piwnicy. Saksofon ma w tubie kilogram nieobranych ziemniaków. Szum, skwar, pył. Rezonans niemal półboski. Kosmos, przestrzeń, rytuał pustej już tuby, która ma w sobie jedynie czyste powietrze. Fizyka improwizacji, chemia emocji.
 
Terra plana. Pojedyncze, preparowane dźwięki piana wchodzą w jednoślad z zaśpiewem saksofonu sopranowego. Zaduma, cisza w głowie, radość w sercach. Finałowe ukojenie, smak dźwięku, który boli, ale jest namacalny i niebywale delikatny. Sopran zdaje się śpiewać pieśń dziękczynną, piano oddycha głęboko, ledwie muskane palcami muzyka.