Mi Casa Es En Fuego

Autor: 
Piotr Rudnicki
Ballister
Wydawca: 
Ballister (self release)
Dystrybutor: 
Ballister
Data wydania: 
04.02.2013
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Dave Rempis: Alto, Tenor & Baritone Saxophones; Fred Lonberg-Holm – Cello, Guitar, Electronics; Paal Nilssen-Love: Drums, Percussion

Trio Ballister jest zjawiskiem, które każdorazowo istnieje tylko „tu i teraz”, wyłącznie wtedy, kiedy Dave Rempis, Fred Lonberg-Holm i Paal Nilssen-Love spotykają się razem na scenie. Nie ma wówczas miejsca ani czasu na przemyślenia czy ustalanie koncepcji, wszystko się po prostu dzieje.  Nie istnieje ciągła linia rozwoju, wzlotów i upadków. Jest wybuch. I nagle dom staje w ogniu. Mi Casa Es En Fuego.

Pewna kontynuacja jednak następuje – detonacje są konsekwentne. Nowa płyta zespołu, jak zwykle „zdjęta na żywo” rozpoczyna się zupełnie jakby ktoś włączył nagrywanie w połowie frazy szytej tenorową gitarą Lonberg-Holma. Temat zostaje momentalnie podjęty przez śpiewnie rozgrzany alt Rempisa, w tym samym czasie odzywa się szturm uderzeń Nilssena-Love i już nie ma wątpliwości – w ciągu kilku - kilkunastu sekund znów jesteśmy w oku cyklonu, w którym zostawiły nas ubiegłoroczne „Mechanizmy”. To pierwszy z trzech wystrzałów armaty, „Cockloft” - o największej zawartości prochu. Blisko dwudziestominutowy, forsowny przebieg ujawnia we fragmentach to, co doskonale słychać w dwóch pozostałych utworach: otóż nie jest to już nieugięte bicie na oślep – pojawia się element kontroli a muzycy z większą uwagą wsłuchują się w siebie nawzajem, raczej reagują na poczynania partnerów niż uczestniczą w budowie chaotycznego zgiełku, a co za tym idzie – na „Mi Casa Es En Fuego” szersza jest przestrzeń dla partii solowych i więcej operowania ciszą. „Smolder” rozpoczyna się od serii przedęć i zgrzytów saksofonu na współ z piskiem talerzy perkusji pocieranych pałeczkami Paala Nilssena-Love i cichutkim przesterowanym wachlarzem brzmień gitary Lonberg-Holma, które przeplatają się tak między sobą niemal przez cały utwór, zaś „Phantom Box System” rozwija się z głębokiego przyczajenia. Trio wciąż potrafi uderzyć z ciężkiej artylerii, ale machina ta jest teraz dobrze zarządzana i naoliwiona. Kiedy swe kanonady uruchamia najgłośniejszy perkusista świata, wiolonczela zostaje podłączona do prądu a najwierniejszy chicagowski towarzysz Kena Vandermarka dmie w alt, tenor oraz baryton raczej nie sposób się rozczarować. Solidne, silnie zakorzenione, czyste free w wykonaniu takich trzech mistrzów przyprawia o dreszcz – i to zupełnie przeciwstawnego rodzaju niż wywołać może wysoce estetycznie dyskusyjna okładka albumu. Ręczę za to!  

 

1. Cockloft; 2. Smolder; 3. Phantom Box System