Live at 2nd Spontaneous Music Festival 003 - Witold Oleszak & Roger Turner

Autor: 
Andrzej Nowak
Witold Oleszak / Roger Turner
Wydawca: 
Multikulti Project
Data wydania: 
05.10.2019
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Witold Oleszak – fortepian, preparowany fortepian, Roger Turner – perkusja i perkusjonalia

Delikatny stukot młoteczków fortepianu, które z mozołem szukają głęboko umieszczonych strun. Posępna cisza uśpionych klawiszy. Po prawej stronie przestrzeni fonicznej trwa sprawdzanie gramatury skromnego zestawu perkusyjnego. Małe kroki, krótkie koincydencje dramaturgiczne. Mrok i precyzja każdego ruchu. Muzycy brną ku słońcu, niczym saperzy na polu minowym. Nie przeszkadza im to sukcesywnie rozgrzewać muskuły i zmysły kreacji. Oleszak preparuje i rezonuje, Turner z kocią zwinnością dba o niuanse brzmieniowe i narracyjne szczegóły. Nic tu nie umyka uwadze partnera, nawet w bardziej dynamicznych mikro próbach.  Muzycy świetnie się imitują, czuć w każdym dźwięku, iż znają się perfekcyjnie, że to bracia, choć z różnych matek. Budują opowieść z filigranowych fragmentów, dźwięków, których źródła pochodzenia nie są do końca znane. Które z nich są dziełem pianisty, które perkusjonalisty, to jedynie pytania retoryczne. Po 10 minutach są już przecież jednym, improwizowanym ciałem.

W dalszym toku opowieści pojawiają się frazy grane na pełnym oddechu, z klawiszy, z werbla i talerzy. Są i dźwięki z samego dna fortepianu, zmysłowe podrygi czystych szczoteczek perkusyjnych bez kontaktu z glazurą naciągów, oliwienie młoteczków, głaskanie i liczenie strun, szorowanie i czyszczenie talerzy na matowy połysk, wreszcie dźwięki suchych dzwonków. W drugiej fazie drugiej części seta muzycy brną w taniec, niczym para wiecznych kochanków, którym nie jest dane ostateczne spełnienie. W trzeciej części muzycy zdają się rozkładać pojedyncze dźwięki na elementarne molekuły. Nie stronią od dialogu w estetyce call & responce, czy też minimalistycznej repetycji. Na finał Witek decyduje się na spacer po zupełnie martwych już klawiszach, Roger toczy swoje małe, skrupulatne gierki. Plastry rezonansu, szum i spiekota podróży w poszukiwaniu ostatniego dźwięku, aż można śpiewać do fortepianu.