Dlaczego 2016 rok był rokiem ważnym - subiektywne podsumowanie Piotra Wojdata

Autor: 
Piotr Wojdat
Zdjęcie: 
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Podczas, gdy większość muzycznych podsumowań już dawno się odbyła i sprowadziła się głównie do rankingów i wszelakich top list, na łamach Jazzarium.pl mogę spojrzeć na to wszystko, co wydarzyło się w 2016 roku z lekkim dystansem. Taki dystans jest potrzebny, żeby nieco ostudzić emocje, zastanowić się nad różnymi kwestiami i wyrobić sobie zdanie na temat konkretnych wydawnictw muzycznych. Daje też szansę w pełni wybrzmieć tym płytom, które w ferworze taśmowego słuchania gdzieś się zagubiły na półce i chwilowo pokryły się warstwą kurzu.

Wypada skupić się na polskiej scenie jazzowej, improwizowanej i w mniejszym stopniu, ale też godnej uwagi - alternatywnej. Czasami zresztą trudno precyzyjnie nazwać, z czym konkretnie mamy do czynienia - pomysłowi artyści starają się tworzyć autorskie wypowiedzi. Nie myślą gatunkowo, czy tylko, że użyje tego brzydkiego słowa - targetowo. Nie jest to zresztą tylko zeszłoroczny trend. Najważniejsze, że artyści coraz rzadziej decydują się na kalki stylistyczne, np. grając z jednej strony pod późnego Coltrane’a, czy dajmy na to pod impresjonistycznego Billa Evansa. Ściganie się z legendami nie wyszłoby nikomu na dobre. A trzeba też pamiętać, kończąc ten i tak już przydługi wstęp, że oceniając muzykę, nie sposób wszystko wymierzyć i policzyć, by suma dała nam pogląd na sytuację.

Pewien obraz sytuacji dają jednak płyty, które ukazały się w danym roku. Wśród polskich wydawnictw AD 2016 z pewnością znalazło się dużo perełek. Stricte jazzową płytą roku zostało dla mnie “Delusions” kwartetu braci Wójcińskich z dokooptowanym do składu (w dobrych tych słów znaczeniu) - perkusistą Krzysztofem Szmańdą. Album wydany przez Fundację Słuchaj warto polecić szczególnie tym fanom jazzu, którzy lubią swobodne formy bez sztywnych ram kompozycyjnych, ale za to z zapadającymi w pamięć motywami, zwrotami akcji i doskonałą grą instrumentalistów. Dodatkowo, dzięki Wójciński Szmańda Q-tet tak naprawdę dowiadujemy się, że oprócz ultra utalentowanego kontrabasisty Ksawerego Wójcińskiego, w przyszłości możemy również liczyć na trębacza Maurycego Wójcińskiego oraz pianistę Szymona Wójcińskiego. To, co wyrabiają na tym albumie, z pewnością jest więcej niż tylko godne uwagi.

 

Do grona ważnych płyt, które ukazały się w 2016 roku, dodałbym z pewnością debiut formacji Minim Experiment. Album wydany przez wytwórnię For Tune Records z pewnością przypadnie do gustu zwolennikom ascetycznych brzmień, melancholijnej atmosfery oraz nie tylko jazzowych inspiracji. Liderem grupy zdaje się być gitarzysta Kuba Wójcik, którego gra odznacza się dużą kreatywnością bez popadania w solówkarstwo a la Joe Satriani. Raczej pozwala go stawiać obok innych ciekawych polskich gitarzystów: Łukasza Borowickiego oraz Marka Kądzieli. Wracając jednak do samego albumu, kluczem do zrozumienia przekazu, jaki wypływa z głośników po włączeniu “Dark Matter”, jest formalny minimalizm połączony z twórczym rozpasaniem. Brzmi poważnie, ale tak jest w istocie. Dodam, że tak udany, klarowny i pomysłowy debiut jest również zasługą innych obiecujących muzyków: perkusisty Alberta Karcha, pianisty Kamila Piotrowicza (w tym kontekście polecam też “Popular Music” jego sekstetu) oraz kontrabasisty Luci Curcio.

Absolutnie wyjątkowym albumem, który lubi zawładnąć wyobraźnią, był dla mnie “Elite Felline” grupy LOTTO. To płyta wydana przez krakowski label Instant Classic, który w 2016 roku miał naprawdę dobrą passę wydawniczą. Potwierdzeniem tego stanu rzeczy są także: “LAS” formacji Kristen, znakomite “Dźwięki ukryte” tria Jachna/Mazurkiewicz/Buhl czy “Lines” - pierwsze solowe dzieło klarnecisty Wacława Zimpla. Spośród wymienionych w moim odczuciu najbardziej jednak wyróżnia się właśnie “Elite Felline”. To album stricte minimalistyczny pod względem brzmieniowym i formalnym. Dwie kompozycje, które składają się na całość dzieła, rozwijają się niespiesznie, mniej więcej w tempie, do którego przyzwyczaili nas The Necks. Można też mieć skojarzenia z instrumentalną EP-ką grupy Slint (“Glenn/Rhoda”), z tą jednak różnicą, że na albumie LOTTO nie ma miejsca na jakiekolwiek erupcje hałasu. Za dzieło odpowiedzialni są muzycy rozpoznawalni w światku jazzowym: perkusista Paweł Szpura, kontrabasista Mike Majkowski oraz gitarzysta Łukasz Rychlicki. Muzyka jest jednak jedyna w swoim rodzaju - instrumentalna od początku do końca, hipnotyczna i bardzo powolna.

 

Jeśli miałbym wskazać, dlaczego warto zapamiętać 2016 rok, to poleciłbym właśnie sięgnięcie po te trzy płyty. I ograniczając się tylko do polskiej muzyki, bo gdyby tylko rozpocząć inne wątki, to ten tekst mógłby się pewnie ciągnąć w nieskończoność - warto wyróżnić w całorocznym kontekście jeszcze kilku artystów. Do tego grona zaliczyłbym perkusistę Alberta Karcha za udział w płycie Minim Experiment oraz drugim albumie nagranym wspólnie z trębaczem Wojciechem Jachną oraz pianistą Grzegorzem Tarwidem (“Sundial II”). Oprócz tego młodego instrumentalisty zwróciłbym uwagę na wysoką formę gitarzysty Marcina Olaka. Na jego konto należy zaliczyć dwa bardzo udane wydawnictwa - “Bessarabian Journey” (znakomite interpretacje tradycyjnej muzyki z pogranicza Ukrainy i Mołdawii w kontekście jazzowego kwartetu) oraz “Spontaneous Chamber Music”, które do jednego konkretnego gatunku trudno w ogóle przyporządkować, bo to bardziej muzyka o charakterze intuicyjnym. Oba pokazują, że jazz i muzyka improwizowana mogą być wciąż nurtami bardzo pojemnymi i przy okazji pozwalają z optymizmem patrzeć w przyszłość. Wierzę, że kolejny rok w polskiej muzyce będzie co najmniej tak samo lub nawet bardziej udany niż jego poprzednik.