Muzyka tego dokonała - my po prostu zagraliśmy - mówi Robert Sztorc z zespołu Samech - drugiej polskiej grupy pod skrzydłami Tzadik Records

Autor: 
Karolina Sarmow

Już w sobotę, 4 sierpnia, w ramach festiwalu Tzadik, czeka nas koncert niewykłej grupy Samech (Estrada Poznańska - Scena na Piętrze, ul. Masztalarska 8, godz. 21.00).

Autorką projektu jest Anna Ostachowska – altowiolistka, kompozytorka, aranżerka. W roku 2003 założyła zespół grający głównie tradycyjną muzykę klezmerską. Po latach zawirowań wypełnionych podróżami jej członków po całym świecie, zespół od 2010 roku funkcjonuje regularnie. Ostateczny skład –  razem z Anną – tworzą dziś: Magdalenna Pluta (wiolonczela), Marek Lewandowski (kontrabas) i Robert Sztorc (instrumenty perkusyjne). W kwietniu 2012 roku zaprezentowali swoje debiutanckie nagrania na płycie „Qachatta”, wydanej w legendarnej nowojorskiej wytwórni Tzadik. O historii zespołu, jego najnowszych sukcesach i niespodziankach koncertowych, opowiada colider Samechu, Robert Sztorc.

Dzieje Waszego zespołu to długa droga pełna zawirowań. W 2007 roku zawiesiliście nawet działalność. Co sprawiło, że postanowiliście się reaktywować? Co było tym
impulsem? 

Robert Sztorc: Tak naprawdę nigdy nie zawieszaliśmy działalności. W życiu muzyka zawsze mnóstwo się dzieje, czasem pewne rzeczy muszą poczekać na swój moment, pewne projekty na lepszy czas. Tak było w 2007 roku. Wtedy nasza skrzypaczka, Agata Krauz (nawiasem mówiąc to właśnie Agata Krauz wystąpi gościnnie w Poznaniu pod nieobecność naszej liderki Anny Ostachowskiej), postanowiła zmienić półkulę i przeprowadziła się do Ameryki Południowej. Po jakimś czasie, nie pamiętam dokładnie kiedy, znowu pojawiła się myśl o Samechu i materiale, który powinien być utrwalony na płycie. Wraz z Anną Ostachowską ponownie wyszukaliśmy muzyków, do składu powrócił wspaniały kontrabasista Marek Lewandowski oraz nowy „nabytek” zespołu – Magdalena Pluta na wiolonczeli. Takie rzeczy jak reaktywacja są w pewnych okolicznościach wydarzeniami, które dzieją się same z siebie, Anna zawsze miała marzenie dotyczące tego projektu, i jej wytrwałość oraz upór doprowadziły nas do miejsca w którym dziś się znajdujemy.

Wydanie płyty w renomowanej wytwórni Johna Zorna „Tzadik”, w ramach serii "Radical Jewish Culture", to niebywały sukces. To przecież Wasz debiutancki long-play –  jak udało Wam się tego dokonać?

Kiedy zapadła decyzja, że wchodzimy do studia utrwalić na krążku nasz materiał, w głowie mieliśmy kilka pomysłów gdzie uderzać później z profesjonalnie nagraną demówką (choć to nie do końca demówka, bo dołożyliśmy wszelkich starań, aby materiał, który znalazł się na krążku był już ewnego rodzaju „gotowcem” do wydania). Zaraz po zakończeniu nagrań przygotowaliśmy koperty do rozesłania. Pierwszą kopertą była właśnie ta adresowana do wytwórni Johna Zorna. Muszę tu nadmienić, że wysłanie pierwszej płyty do Tzadiku nie było przypadkowe. Wytwórnia ta była marzeniem naszej liderki, Anny Ostachowskiej. To właśnie ona, wiele lat temu poznała nagrania tej wytwórni i postawiłą sobie cel: „pewnego dnia, jej zespół też wyda płytę w wytwórni Tzadik!” Można nam wierzyć lub nie, ale w ciągu dwóch tygodni od wysłania tej koperty do Johna Zorna, pojawiła się, genialna w swej prostocie, odpowiedź od samego Johna Zorna – „podoba mi się to co robicie, proponuję to wydać”. Odpowiadając zatem na pytanie, jak nam udało się tego dokonać, odpowiem – muzyka tego dokonała. My po prostu zagraliśmy. 

Czy współpraca z człowiekiem-legendą, jakim jest John Zorn, wzbogaciła Was o nowe doświadczenia? Jak ją  oceniacie?

Przede wszystkim czujemy się wielce wdzięczni za fakt, że naszą muzykę można teraz pokazać szerokiej publiczności; wszkaże po płyty ze stajni Tzadika sięgają zarówno melomani, jak i „fachowcy muzyczni”. To wielkie wyróżnienie. John Zorn dał nam również szansę na „podrasowanie” brzmienia płyty u świetnego specjalisty, Scotta Hulla, z firmy „Scott Hull Mastering”, gdzie do masteru oddawano płyty takich wykonawców, jak Bruce Springsteen, Herbie Hancock, Miles Davis czy Sting. To naprawdę poszerza horyzonty i rozwija skrzydła. 

Często wspominacie o inspirujących Was podróżach po całym świecie. Które miejsca zapadły Wam w pamięci najdłużej, a ich klimat stał się największym źródłem bodźców?

Jako muzycy z przeróżnych stylów i gatunków odbyliśmy wiele tras koncertowych w różnych składach. Byliśmy chyba na większości kontynentów i w większości krajów. Oprócz tego, mamy szerokie gusta muzyczne jeśli chodzi o muzykę, której każdy z nas słucha. Ta mieszanka stylów zasłyszanych, wykonywanych i obserwowanych pozwoliła nam wzbogacić Samech w te własne doświadczenia. Oprócz tradycyjnych motywów muzyki klezmerskiej w Samechu można usłyszeć jazz, latin, folk, ambient…słowem dźwięki z całego świata. Trudno to opisywać, muzyka nie zawsze lubi poddawać się tłumaczeniom i słowom, tak jest w naszym przypadku. Sami nie wiemy co pojawi się nowego w naszych następnych kompozycjach. To jak wyruszenie w podróż z nie do końca spakowanym plecakiem. Zawsze znajdzie się miejsce na jakieś dodatkowe rzeczy.

Każdy utwór na płycie „Quachatta” jest osobnym brzmieniem osadzonym w różnym klimacie muzycznym. Każdy z Was jest odpowiedzialny za kompozycję poszczególnych utworów. Trudno było znaleźć konsensus, by stworzyć, mimo niesamowitej różnorodności, taką spójną całość?

Za aranże odpowiada Anna Ostachowska, w niektórych kompozycjach autorskich –  Agata Krauz. Na początku, zostaje nakreślony sposób, w jaki muzyka powinna się odbywać. Potem rozpoczynają się próby i utwór stwarza się nie tylko poprzez zapisane frazy, ale każdy zaczyna „dodawać” coś od siebie. Ja osobiście mam największe pole manewru, bo nie da się zapisać nutowo odgłosu suszonych kopytek lamy albo dźwięków „ocean drum”- instrumentu naśladującego szum fal oceanu. Instrumenty perkusyjne mają za zadanie (oprócz rytmu) stworzyć efekt szerokiej przestrzeni. Kontrabasista, wyposażony w najnowsze zdobycze techniki, również wprowadza mnóstwo eksperymentów z efektami specjalnymi, które powodują, że kontrabas nie brzmi tak po prostu jako podstawa. Myślę również, że wiele lat wspólnego grania wypracowały u nas spójność brzmieniową.

Czy oprócz koncertów w Polsce macie plany na występy zagraniczne? Co z recepcją płyty w innych
krajach, na przykład w Stanach Zjednoczonych?

Co do planów koncertowych poza granicami Polski –  niezmiernie się cieszę i pragnę podzielić się naszym najnowszym osiągnięciem: przeszliśmy właśnie eliminacje do Międzynarodowego Konkursu Muzyki Żydowskiej w Amsterdamie, który odbędzie się w październiku tego roku. Zaszczyt i radość to tym większa, że konkurencja była na szalenie wysokim poziomie! Oprócz tego na pewno pojawimy się na festiwalu KlezMORE w Wiedniu 17 listopada, a może jeszcze uda się w tym roku wystąpić na festiwalu Klezfiesta w Buenos Aires. Przygoda dopiero się rozpoczyna!

Znajdziemy na płycie utwór, który ma dla Was wartość szczególną? Może wiąże się z jakimś wspomnieniem, anegdotą...
Warto tu wspomnieć utwór kończący płytę, który stał się de facto tytułem całego krążka, czyli „Quachatta” (czyta się to „kłaczata”). Jest to jedyny kawałek, który, w przeciwieństwie do reszty, został najpierw zagrany a dopiero później zapisany. Powstał bardzo spontanicznie, podczas żartów na próbie generalnej przed jednym z naszych koncertów. Liderka zespołu nieco się spóźniła na próbę (nie mogła znaleźć potrzebnych mikrofonów). Kontrabasista, Marek Lewandowski, wraz z  wiolonczelistką, Magdą Plutą, zaczęli się wygłupiać grając wariacje na temat tradycyjnej klezmerskiej melodii, "Di Terkishe Khasene". I to właśnie wtedy powstało coś takiego jak Quachatta. Sam tytuł ma, przede wszystkim, równie ciekawe pochodzenie:
podczas nagrań w studiu towarzyszył nam pies reżysera dźwięku. Zwierz miał swoje ulubione miejsce - krzesło z pledem, na którym od czasu do czasu sobie polegiwał. A że pies, jak to pies – ciągle się leni, to i pled cały pokryty był psimi kłakami. Kiedy Magda usiłowała usiąść na tym krześle, odezwał się Marek: "Nie siadaj na tym, bo będziesz cała 'kłaczata'. I tak już się przyjęło.

Czy podczas sobotniego koncertu na festiwalu Tzadik możemy spodziewać się jakichś niespodzianek? Zamierzacie zagrać coś, czego nie znajdziemy na płycie?
Na koncercie na pewno zaprezentujemy materiał z naszej debiutanckiej płyty, ale oprócz tego zamierzamy wykonać kilka autorskich kompozycji naszego wydawcy Johna Zorna. Jego utwory świetnie pasują do naszego repertuaru i bardzo ciekawie brzmią w naszym składzie. Będzie tradycyjnie, jazzowo, klezmersko, funkowo, ambientowo…słowem, Samech w całej swej okazałości! Zapraszamy serdecznie!!!