Bartek Pieszka - Slow Motion. Rozmowa o wartości w muzyce, przyszłości i inspiracjach.

Autor: 
Łukasz Malina (Dziennik Zachodni)
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Bartek Pieszka dał się szerzej poznać za sprawą wydania swojego debiutanckiego, autorskiego albumu pt.: Slow Motion. Bernard Maseli mówi o nim, że to obecnie jeden z najlepszych wibrafonistów w Europie, jakich zna. Dziś z Bartkiem rozmawiamy z o planach na przyszłość, inspiracjach i starej, a zarazem nowej współpracy z Piotrem Schmidtem.

Jeszcze nie ostygły emocje po wydaniu ostatniej płyty, a Ty już tworzysz nowy zespół, nowy materiał...

Płyta, pomimo, że wydana niedawno, nie zawiera nowego materiału. Już sporo czasu minęło od kiedy powstał zespół Bartek Pieszka Quartet, kiedy powstały pierwsze utwory pisane na ten skład i od kiedy nagraliśmy płytę Slow Motion. Nagraliśmy ten materiał dobrych parę lat temu, zależało mi jednak bardzo, aby to właśnie one otwierały moją solową dyskografię. Dla mnie te utwory mają ogromne znaczenie, w pewien sposób mnie definiują. Równie ważne są dla mnie te konkretne sesje nagraniowe, dlatego nie zdecydowałem się aby ponownie nagrać ten materiał. Czas, gdy pisałem utwory zamieszczone na płycie, był dla mnie bardzo przełomowy. Dziś byłbym skłonny stwierdzić, że gram już inaczej, jednak emocjonalność tych nagrań wciąż mnie porusza, uważam, że są bardzo prawdziwe. Cieszę się, że udało mi się w końcu wydać tę płytę, jednak obecnie w głowie mam już trochę co innego; nowy skład instrumentalny, nowy materiał.

Opowiedz o współpracy z Piotrem Schmidtem, wiem, że to właśnie on pojawi się w najnowszych Twoich produkcjach.

Faktycznie to Piotr i jego trąbka pojawią się na najbliższych koncertach mojego kwartetu. Jednak zastanawiam się, czy o naszej współpracy można mówić jako o nowej, ponieważ znamy się z Piotrem od dziecka i razem współtworzyliśmy nasze pierwsze amatorskie zespoły jazzowe. Później, gdy oboje studiowaliśmy na Akademii Muzycznej w Katowicach i nasza działalność zaczęła nabierać cech profesjonalnej, nasze drogi muzyczne zupełnie się rozeszły. Prywatnie wciąż utrzymywaliśmy bliski kontakt, nawet mieszkaliśmy w jednym pokoju w akademiku, jednak zaczęły nas interesować zupełnie odmienne nurty jazzu. Każdy z nas miał swoje zespoły i przestaliśmy muzycznie współpracować na ładnych parę lat.

Kiedy to się zmieniło?

W zeszłym roku. Piotr zaprosił mnie gościnnie do swojego zespołu Piotr Schmidt Electric Group i odkryliśmy, że nasze zupełnie różne światy muzyczne wspaniale się uzupełniają, inspirują nas wzajemnie i doskonale rozumiemy się na scenie. W tym roku ja zaprosiłem Piotra do swojego zespołu. Na koncertach wykonujemy zarówno moje kompozycje jak i Piotra; cały materiał jest różnorodny i zaskakująco spójny.

Czy to oznacza, że zespół Bartek Pieszka Quartet przestaje istnieć bądź zawiesza działalność?

Nic podobnego. Nowy zespół to wciąż mój kwartet, jedynie wzbogacony o gościnny udział Piotra. Nasz inauguracyjny koncert w tym składzie odbył się 1 sierpnia tego roku i otwierał X Jubileuszowy Międzynarodowy Festiwal Jazz W Ruinach w Gliwicach.

Gdzie można Was posłuchać? Jakie macie plany koncertowe?

Plany są dosyć intensywne, ponieważ jeszcze w tym tygodniu zagramy dwa koncerty, na które oczywiście serdecznie zapraszamy. Pierwszy z nich już w środę (22 października) w katowickim klubie Old Timers Garage, natomiast następny koncert zagramy w piątek (24 października), w kultowym już miejscu; w Muzycznej Owczarni w Jaworkach.

Jaka jest Wasza muzyka? Czy potrafisz ją opisać, nazwać?

Wolę tego nie robić. Słowa bardzo zamykają i nigdy nie oddają rzeczywistości. Bardzo zapadła mi w pamięć myśl Anthony'ego De Mello, który powiedział, że dziecko z momentem poznania słowa "ptak" na zawsze już przestaje widzieć ptaka. Postrzega już go tylko przez pryzmat pojęcia zamiast zachwycić się czymś lekkim, pięknym, puchatym, ruchliwym i kolorowym. Te wszystkie jego przymioty i zachwycające cechy bardzo rzucają się w oczy, gdy nie da się ich "ubrać" w jedno pojęcie; umykają jednak naszej uwadze, gdy je klasyfikujemy jednym słowem.

To ciekawe podejście do tematu. Czy faktycznie udaję Ci się odciąć od wszelkiej klasyfikacji i zawsze odbierać rzeczywistość w sposób czysty, nie zafałszowany uproszczonymi pojęciami?

Oczywiście, że nie. Człowiek żyjący w cywilizowanym świecie musi się posługiwać pojęciami aby się komunikować. I to jest oczywiście dobre. Ale jeśli nie muszę czegoś opisywać, a mój rozmówca ma szanse doświadczyć tego osobiście, zawsze będzie lepiej, jeśli zrobi to bez mojego nakierowania, być może odkryje coś, czego ja nie dostrzegłem.

Ciekawe jest, w tym kontekście, zjawisko odbierania muzyki przez muzyków. Muzycy z racji swojej wiedzy mają problem z odbieraniem muzyki jako czystego wrażenia estetycznego. Ja również często chciałbym aby muzyka mną poruszyła, a słuchając jej słyszę tylko: metrum, rytm, zabiegi artykulacyjne, wtrącenia harmoniczne, substytuty i całą masę innych elementów, które powinny być tylko środkiem do wyrażenia jakiejś ekspresji, jednak często trudno o nich zapomnieć i skupić się tylko na tym co najważniejsze, czyli na poruszeniu emocji i wrażliwości estetycznej.

Zjawisko to doprowadziło do tego, że powstają również utwory, w których zachwyca jedynie biegłość twórców w posługiwaniu się elementami dzieła muzycznego. Zaawansowane przebiegi harmoniczne, skomplikowane rytmy, wtrącenie, przesunięcia potrafi docenić tylko muzyk, natomiast warstwa emocjonalna zostaje w tych utworach często zaniedbana.

Moim celem jest tworzenie muzyki nie tylko dla muzyków. Chciałbym aby moja twórczość potrafiła wzruszać, cieszyć i skłonić do zadumy i aby przełamywała stereotyp mówiący o tym, że muzyka jazzowa przeznaczona jest tylko dla koneserów obeznanych z tym gatunkiem muzyki. Piotr zresztą, ma bardzo podobne przemyślenia w tej kwestii, co nas muzycznie spowrotem zbliżyło.

Co zatem zawsze chciałeś przekazywać w muzyce?

Trudne pytanie. Wydaje mi się, że podstawowym zadaniem każdej sztuki jest wywołanie emocji w słuchaczu, taki jest też mój cel. Chciałbym, aby mój słuchacz mógł się np. po prostu wzruszyć słuchając mojego utworu. A czy jest coś konkretnego co chciałbym przekazać? Chyba nie. Są to dość abstrakcyjne emocje. Spora część mojej twórczości to utwory skłaniające do zadumy, nie koniecznie smutne, ale nostalgiczne. Pozornie nie pasują zupełnie do mojego charakteru, ponieważ wydaję mi się, że jestem postrzegany jako osoba o bardzo optymistycznym usposobieniu, pełna energii i radości życia. Identyfikuję się z tymi cechami; jednak w muzyce odnajduję ujście swojej spokojnej natury i skłonności do rozmyślań.

Skąd czerpiesz inspirację, czego słuchasz na co dzień?

Słucham dużo klasyki. Szczególnie przemawia do mnie muzyka barokowa. Gdy jej słucham, czasem żałuję, że przestałem grać na wiolonczeli, na której grałem w pierwszym stopniu szkoły muzycznej. Lubię muzykę wokalną, zwłaszcza chóralną. Cenię sobie muzykę ludową z różnych krajów, często inspiruje mnie jej szczerość i prostota. Z muzyków jazzowych swoich mistrzów upatruję głównie wśród pianistów takich jak Keith Jarrett, czy Esbjӧrn Svensson. Bardzo mnie także inspirują muzyczne światy Pata Metheny'ego i Avishai Cohena.

Na płycie większość kompozycji jest Twoja. Czy trudno przychodzi Ci pisanie własnej muzyki?

Myślę, że dość trudno. Bywa, że przez pewien czas nie potrafię nic napisać - wydaję mi się, że ten proces twórczy trwa u mnie wyjątkowo długo. Bardzo ważnym dla mnie utworem jest utwór tytułowy mojej płyty: Slow Motion. Jest to właściwie mój pierwszy utwór, jaki odważyłem się komukolwiek pokazać. Pamiętam, gdy z drżeniem serca przyniosłem go na próbę. Wspaniali muzycy, z którymi nagrałem tę płytę i gram do dziś, entuzjastycznie przyjęli tę kompozycję. Nikola Kołodziejczyk dopisał do niej poruszającą partię oboju. Ten utwór został również zauważony i nagrodzony podczas Międzynarodowego Festiwalu Jazz Juniors w Krakowie. Dało mi to odwagę, aby pisać więcej.

Jakie masz plany na najbliższą przyszłość? Czego Ci życzyć?

Obecnie trwają próby przed najbliższymi koncertami, w głowie kiełkuje materiał na drugą płytę, a prywatnie przygotowuję się do roli ojca, którym mam się stać w najbliższych dniach. To nadchodzące wydarzenie już zainspirowało mnie do napisania utworu Kołysanka dla Szymona. Proszę życzyć mi nieustających, tak wspaniałych inspiracji, jak ta ostatnia.