Trebunie-Tutki i Voo Voo: Na początku była miłość!

Autor: 
Krzysztof Grabowski

„Na początku była Miłość. I na końcu Miłość będzie” – te słowa z Projektu „Tischner” zabrzmiały 6 marca we Wrocławiu w wykonaniu połączonych sił Trebuniów-Tutków i Voo Voo. Dla tego niezwykłego koncertu w ramach Ethno Jazz Festivalu wybrano też niezwykłe miejsce - Synagogę Pod Białym Bocianem, która po kilkudziesięciu latach zawiłej historii, dopiero niedawno, została doprowadzona do pięknego stanu.

Trebunie-Tutki rozpoczęli samodzielnie dwoma utworami ze swojego góralskiego repertuaru grając z „góralsko siłą”. Gdy po tym wstępie na scenie pojawili się muzycy Voo Voo z Wojciechem Waglewskim i charyzmatycznym Mateuszem Pospieszalskim, zaczęło się to, po co niektórzy jechali tu kilkaset kilometrów. Od niskiej, gardłowej wokalizy Pospieszalskiego ruszyła wędrówka między górami, a niebem. Przewodnikiem była poezja inspirowana twórczością księdza Józefa Tischnera posyłana do każdego zakamarka potężnej synagogi nutami natchnionej muzyki.

Gdy jeszcze kilkadziesiąt minut przed koncertem trwała próba, muzyka mimowolnie przekraczała granice murów i przedostawała się na zewnątrz świątyni. To granie nie ma granic. Jego nie da się ujarzmić i zatrzymać. Ono przenika. Dociera do zakamarków umysłu i duszy. Dociera wieloma zmysłami. Trudno się temu oprzeć. Trzeba podążać za przewodnikiem pomiędzy chmurami, drogą prowadzącą w błękicie wysoko Orlą Percią życia...

Od kiedy ukazała się płyta z projektem „Tischner”, a było to w 2007 roku, trudno o lepszy projekt łączący muzykę góralską z innymi nurtami. Waglewski i spółka wiedzą jak scalać style, przełamywać bariery i zachować przy tym świeżość i nie stracić nic z rdzeni gatunków, ba, zyskać nową jakość, w której słuchaniu można się zatracić bez pamięci. Wiedzą to także Trebunie. Dlatego gromko śpiewają „Ponad przepaściami przeskakuję śmiało”. Koncert w synagodze był tego dobitnym dowodem. Większość utworów z płyty usłyszeliśmy od nowa, z nową siłą i energią. Tak wybrzmiały choćby „Majowe śpiewki”. Nie ma wątpliwości, że wybitny Mateusz Pospieszalski jest głównym źródłem owej energii. Niezwykle mocne, wyraziste i ekspresyjne improwizacje na saksofonach wyjęte wprost z klubu jazzowego, czy wokalizy wyśpiewywane w sobie tylko znanym języku są klasą samą w sobie. Jak ulał pasują do niego sparafrazowane słowa tej śpiewki: „W muzyce inny świat znajdujem. Moje saksy ostro grajom Ogień z sobie dobywajom”. Do tego wyważone solówki (jak w „Filozofii dramatu”) Waglewskiego są jak smakołyki, które chce się przełykać bez końca, gdy tylko zasmakuje się pierwszego. Harmonia z góralskimi instrumentami i niebiański głos Anny Trebuni-Wyrostek dopełniają całości. Filozofia Tischnera nie jest jednak przygnębiająca i smutna. Jest radosna, co pokazał lider górali, gdy porzucając swój instrument wyskoczył przed odsłuchy i zatańcował, jak na góralskim weselu. Zaś Mateusz Pospieszalski zachęcał zgromadzonych w bożnicy do wspólnego śpiewania unosząc ręce, jak na porządnym koncercie rockowym. Atmosfera udzieliła się wszystkim do tego stopnia, że każdy czuł, że dzieje się tu coś innego niż na większości koncertów. Można było poczuć klimat ogromnego stadionu, pozostając w murach żydowskiej świątyni.

Kapela z Zakopanego wystąpiła w czterosobowym składzie: Krzysztof Trebunia-Tutka, Anna Trebunia-Wyrostek, Jan Trebunia i Andrzej Polak. W Voo Voo zagrali Wojciech Waglewski i Mateusz Pospieszalski oraz Karim Martusewicz i Michał Bryndal. Oba zespoły przeszły od wydania płyty do tego koncertu „przez życiowych dróg zawiłość”. W Voo Voo nigdy już nie zagra Piotr „Stopa” Żyżelewicz, a u Trebuniów nie usłyszymy Władysława. To Władysławowi i Zofii Wojciech Waglewski zadedykował ostatni utwór „Na początku...”:

Na początku była Miłość
I na końcu Miłość będzie!
Przez życiowych dróg zawiłość
Razem iść pragniecie wszędzie.
Kiedy świat się piekłem staje,
A czas biegnie w stronę złą,
Miłość Wiarę ludziom daje
i Nadzieję – chrońcie ją!

Te muzyczne perełki artyści rozsypali przed publicznością, która odwdzięczała się żywymi reakcjami. Na bis usłyszeliśmy „Nutko moja”.

Można sobie tylko życzyć by takie koncertowe kazanie inspirowane Tischnerem ukazało się na trwałym nośniku na półkach w sklepach muzycznych. Póki się nie ukaże, pozostaje podróżować za muzykami. Najbliższa okazja w kwietniu w Krakowie.