Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie: Avishai Cohen

Autor: 
Mateusz Magierowski
Autor zdjęcia: 
Marta Ignatowicz www.martaignatowicz.com

Występ tria słynnego Avishaia Cohena w krakowskim Kinie Kijów efektownie zakończył festiwal Starzy i Młodzi, czyli Jazz w Krakowie. Liderowi, który w Krakowie zaprezentował m.in. utwory ze swej najnowszej, wydanej w prestiżowej wytwórni Blue Note płyty „Seven Seas” towarzyszyła dwójka młodych utalentowanych izraelskich instrumentalistów – zasiadający za klawiaturą fortepianu Omri Mor oraz perkusista Amir Bresler. Zastąpili biorących udział w sesji nagraniowej pianistę Shaia Maestro oraz bębniarza Itamara Doariego. I to właśnie oni, a nie wirtuoz kontrabasu zachwycili mnie tego wieczora najbardziej.

Wiedziałem czego spodziewać się po Cohenie -  wirtuozerskiej gry, dużej dozy ekspresji i talentów showmana. Wszystkie te elementy pojawiły się podczas jego występu. Intensywne, wręcz namacalne dźwięki jego kontrabasu wyznaczały ramy zespołowego dialogu, regulowały jego tempo i rytm, stanowiąc  pulsujące serce muzycznego organizmu. Cohen wydobywał je podczas nieustającej ekspresyjnej interakcji ze swym instrumentem, wijąc się wokół niego niczym wąż, zatracając w szaleńczym tańcu, opukując czy też ze swadą przeciągając po strunach smyczkiem w żartobliwej muzycznej parafrazie. Dobry humor nie opuszczał go również podczas  zapowiadania kolejnych utworów, kiedy to nie omieszkał podzielić się z krakowskimi słuchaczami informacją o powszechnych w Izraelu dowcipach o polskich kobietach i stwierdził, że jest w sumie w ¼ Polakiem. 

Muzyka Omri Mora i Amira Breslera stanowiła dla mnie zagadkę, której rozwiązanie okazało się być bardzo satysfakcjonujące. Pianista od pierwszych akordów bardzo swobodnie poruszał się w pełnych rozedrganej rytmiki kompozycjach Cohena. Jego popisem była kilkuminutowa partia solowa w tytułowym utworze „Seven Seas”. Mor rozpoczął od powolnego, pełnego pietyzmu wykuwania kolejnych dźwięków, stopniowo nabierał lekkości i dynamiki, by zakończyć swój monolog szaleńczym groovem, nie pozwalającym słuchaczom spokojnie usiedzieć na swoich miejscach, a Cohenowi ustać przy kontrabasie.

Amir Bresler miał tego wieczora swoje solowe pięć minut aż trzykrotnie i wykorzystał je doskonale. Zachwycające młodzieńczą spontanicznością erupcje muzycznej energii przeplatał z pełną zrozumienia współpracą z Cohenem. O jego szybki rozwój przy boku takiego wirtuoza jak Avishai należy być spokojnym.

Trio bisowało aż dwukrotnie, za drugim razem racząc publiczność jednym z największych jazzowych „przebojów” Cohena –„Remembering”, po którym publiczność nagrodziła muzyków trzecią (!) owacją na stojąco.

Wisienka na torcie była naprawdę smakowita.