Ola Bilińska Berjozkele i Shofar w gdańskim klubie Żak

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
mat. organizatora

Nowa Muzyka Żydowska jako zjawisko zdążyła dziś już nieco okrzepnąć. Nie powstaje już taka liczba nowych inicjatyw, które możnaby do nurtu przypisać i nie ukazuje się tyle nagrań, co choćby pięć lat wstecz. W pewnym stopniu z ruchu przekształciła się stały element krajobrazu. Nie znaczy to, że muzycy znudzili się tematem i ruszyli w swoją stronę, by szukać nowych odniesień. Dla artystów takich, jak Raphael Rogiński czy Mikołaj Trzaska to coś dużo więcej, niż przejściowa moda. A obok nich wciąż pojawiają się twórcy, którzy coś wartościowego od siebie do Nowej Muzyki Żydowskiej wnoszą. W sobotni wieczór w gdańskim Żaku mogliśmy usłyszeć jedną z nich - Olę Bilińską, która przedstawiła projekt Berjozkele a także trio Shofar, które promowało swe najnowsze wydawnictwo.

Bez specjalnych ogródek można stwierdzić, iż duchem sprawczym muzyki która zabrzmiała w sobotę w Żaku był Raphael Rogiński. To on wraz z Pawłem Szamburskim przyłożył się do  przekonania Oli Bilińskiej do wzięcia na warsztat pieśni wieczornych i kołysanek jidysz, a także pomógł w doborze repertuaru. Pochodzące z wieków XIX i XX a także z okresu międzywojennego utwory źródło i przeznaczenie miały różne, łączy je jednak „senna” tematyka i takaż intymna nastrojowość. Ze sceny gdańskiego Żaka popłynęły bodaj wszystkie pieśni, które można usłyszeć na wydanej przez Żydowski Instytut Historyczny płycie. Oszczędne, nowoczesne aranżacje, tworzone przez instrumenty akustyczne – kontrabas i mandolina związanego z sejneńską Fundacją Pogranicze Michała Moniuszki oraz trąbkę, flugelhorn i cymbały Kacpra Szroedera (gra min. w najnowszym składzie Cukunftu) uzupełniały się z dźwiękami syntezatorów, tkając wspólnie delikatne poszycie dla ciepłego głosu Oli Bilińskiej. Każdy z utworów poprzedzony został odczytaniem polskiego tekstu. Urokliwe melodie takie jak „Wer zingt es dort?” czy rozmarzone „Cholemen chalojmes” współzaistniały z surowawym, opartym jedynie na gitarowych akordach „Fregt di welt an alte kasze” czy też dziecięcą piosenką „A jingele, a mejdele” z delikatnym, klubowym bitem. I choć bodaj z winy nagłośnienia nie udało się uzyskać tak matowego soundu, jak i kameralnego nastroju obecnego na płycie, projekt Berjozkele jest zdecydowanie wartym uwagi przykładem szlachetnego i przemyślanego przełożenia doskonałego, zapomnianego repertuaru tradycji jidysz na nowoczesny język. I za to należy się Oli Bilińskiej i wszystkim mającym weń wkład ogromny szacunek i brawa.

Występujące jako następne trio Shofar pojawiło się w Żaku po raz pierwszy od siedmiu lat. Pretekstem do koncertu była premiera wydanego z okazji przypadającego w sobotę Record Store Day winylowego albumu Gold Of Maukinia. Trzaska, Rogiński i Moretti cieszą się opinią prekursorów nurtu Nowej Muzyki Żydowskiej i jakkolwiek nie jest to do końca prawdą, nazwa Shofar przyciąga gdańską publiczność niezmiennie. A jest to już publiczność nowa i bardziej świadoma, jako iż muzyka improwizowana (przynajmniej w takim wydaniu) dla coraz większej rzeszy odbiorców powoli przestaje być niebezpiecznym dziwadłem. Bo też i zespół zagrał w Żaku set bardzo solidny. Mistyczny przekaz Shofaru chyba nigdy nie brzmiał w tak zwarty i pełny sposób. Transowa motoryka jest na tyle silna, że nie rozwarstwi jej spychający ją chwilami intencjonalnie na manowce Macio Moretti, ani gubiący się momentami, dość powściągliwy Mikołaj Trzaska. Nawet jeśli ciężar zdecydowanie leżał po stronie Raphaela Rogińskiego, który tym występem udowodnił, że to właśnie on zajmuje w tym trio pozycję lidera coś w tej muzyce jest takiego, że w zasadzie ona dzieje się sama. Oddziałując silnie, konkretnie, osadzona w miejscu i czasie, w którym jest grana, a jednocześnie będąc uniwersalną opowieścią, którą można ze sobą i w sobie zabrać dokądkolwiek. I pewnie wielu tak właśnie po koncercie uczyniło.