Natural Information Society / Mikrokolektyw w warszawskim Powiększeniu

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

Natural Information Society zespół założony przez Josha Abramsa artystę znanego już polskiej publiczności choćby z koncertów Nicole Mitchell, ale nie tylko, przyjechał do Polski w ostatnich dniach na trasę złożoną z sześciu koncertów. Odwiedził Poznań, Kraków, Wrocław, Sejny, Łódź – niestety koncert był zamknięciem działalności ważnego tamtejszego klubu Jazzga oraz Warszawę, w której rozlokował się w piątkowy wieczór w klubie Powiększenie.

Idea zespołu Abramsa dopuszcza grę niekoniecznie w stałym składzie osobowym. O ile wydana przezeń bodaj w 2010 roku płyta zgromadziła skład z wibrafonem (Jason Adasiewicz), gitarą (Emmetem Kelly) oraz perkusjami (Frank Rosaly, Noritaka Tanaka), o tyle tym razem do wspólnego grania zaproszony został wrocławski duet Mikrokolektyw z Arturem Majewskim na trąbce i Kubą Sacharem na perkusji.

W tej grupie Abrams, o czym warto przypomnieć, nie tylko nie działa w przestrzeni jazzowej, ale także nie gra na instrumencie, z którego jest powszechnie znany – kontrabasie. Tu chwyta w dłoń guimbri, tradycyjny północno-afrykański instrument  strunowy wykorzystywany przez plemię Gnawa m.in. w rytuałach uzdrawiania. Kto więc nie miał tego świadomości, mógł być odrobinę zawiedziony.

Muzyka zespołu jest propozycją bardzo ciekawą. To bezwzględnie nie jazz ex-definitio, choć akurat w tej edycji Natural Information Society instrumentarium było w połowie jazzowe (oprócz Joshuy na harmonim zagrała Lisa Abrams). To groove i wielki loop osiągany bez elektroniki, budowany w ścisłej współpracy wszystkich członków formacji, praktycznie bez elementów solistycznych, a co za tym idzie także bez podziału na solistę i akompaniatorów. To rodzaj kolektywnego, permanentnego transu, któremu (i tu są dwa wyjścia) albo się słuchacz podda i odczuje jego żywotną energię i siłę, albo nie podda i do końca nie będzie wiedział o co w całym przedsięwzięciu chodzi.

Jaki więc był warszawski koncert? Interesujący, mogący wydatnie zmienić perspektywę odbierania muzyki, stawiający na inne niż powszechnie podnoszone walory improwizowanej sztuki, ale też, wyobrażam sobie, dla niektórych może także i cokolwiek nużący. Wszystko zależy od tego, z czym jako słuchacze przyszliśmy słuchać tego zespołu. Artur Majewski w rozmowie po koncercie, zresztą opóźnionym o godzinę, powiedział, że będzie rejestracja płytowa tego przedsięwzięcia i przyznam, że jestem jej bardzo ciekaw. Wtedy bowiem mam nadzieję usłyszeć tę muzykę w mniej zniekształconej akustyką klubu formie.