Mucha nie siada! - Irek Wojtczak The Bees' Knees' premierowo w Teatrze Wybrzeże w Sopocie

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
Sigbjørn Bratlie

Szczerze przyznam, że trochę ubolewałem nad faktem, iż nie miałem od dłuższego czasu większych sposobności do pisania o tym znakomitym muzyku. Irek Wojtczak umykał mi co prawda ostatnio dość skutecznie, ale absolutnie nie próżnował: w ciągu ostatniego roku wydał między innymi etno-jazzowy album Projekt Ludź, zaliczył ważne występy na dużych festiwalach na Śląsku, prowadził wspólnie z Michałem Gosem cykl Woda Dżestylowana w Sopockim Spatifie, a jego inne aktywności trudno nawet zliczyć. Z drugiej strony może dobrze się stało, żeśmy się tak długo nie widzieli, bo nie ma lepszej okazji do spotkania, niż koncert promujący nową płytę.

„Premieera, premieera!” - tak już na kilka dni przed wydarzeniem zapowiadał ów koncert na tle elektronicznego bitu w żartobliwym video osobiście sam autor The Bees' Knees'. Duży dystans wobec własnej osoby i twórczości znamionuje Irka Wojtczaka od zawsze, i w jego przypadku jest on dowodem świeżego podejścia do muzyki (wcale nie tak częstego wśród jazzmanów z akademickim backgroundem). Połączenie poczucia humoru, elegancji i doskonałej techniki gry, która te korzenie zdradza, daje mu możliwość swobodnego poruszania się „między jazzowym sacrum a profanum” - i to było podczas sopockiej premiery bardzo jasno widoczne. Koncert odbył się w dość nobliwej Sali Kameralnej Teatru Wybrzeże, (co warto podkreślić - przy pełnej widowni) zaś saksofoniście towarzyszyli na scenie jego długoletni, jak sam zaznaczył, współpracownicy: Kamil Pater na gitarze, Adam Żuchowski na kontrabasie oraz Kuba Staruszkiewicz na perkusji, a więc nazwiska dla miłośników jazzu bynajmniej nie anonimowe. „Garniturowe” wnętrze teatru w żaden sposób nie onieśmieliło jednak ani doświadczonych muzyków, ani lidera, który nie tylko grał z dużym luzem, ale także znakomicie uprawiał konferansjerkę, ze swadą opowiadając o następujących po sobie utworach. A historie były to rozmaite: filozofią podszyte anegdoty o piwnicznych spotkaniach muzyków, z których najwięcej muzyki się rodzi, o potrzebie burzenia tego, co się przed chwilą zbudowało, malkontenctwie, które każdego czasem dopada, o tańcu, a w końcu nawet...o kebabie.

Szkoda byłoby tak szeroki zakres tematów ująć w jednej stylistyce, i oczywiście koncert, podczas którego atmosfera rosła z minuty na minutę ukazał bogactwo wpływów które na The Bees' Knees' się złożyły: od regularnie jazzowych ballad, do połamanego, dynamicznego musicalu, od Schönberga, Bartók, Weberna (i Beauforta) do quasi-bliskowschodniego drive'u. Groove kontrabasu Adama Żuchowskiego, niezbywalny jak zawsze feeling Kuby Staruszkiewicza i wyraziste akcenty gitary Kamila Patera towarzyszyły Wojtczakowi w improwizowanych odlotach, podczas których „przesiadał się” z tenoru na sopran lub basklarnet (świetne przejście w zróżnicowanym Collodion), z każdą chwilą i muzycy i słuchacze bawili się coraz lepiej a yassowe przymrużenie oka i przekąs, akcentowany już min. w otwierającym utworze recytacją lidera, wciąż podczas koncertu wyczuwalny, wziął górę w zagranym na bis pijanym, niby-hawajskim tangu o tytule The Bees' Knees' zresztą. Nie udało się tej z translatorskich względów przemienionej na pszczołę musze usiąść, bo muzyka była rzeczywiście – że mucha nie siada!   Usiedli za to ci z widzów, którzy zdecydowali się wziąć udział w pokoncertowym bankiecie, odbywającym się w nieodległym Spatifie. Clue jego programu była prezentacja teledysku nakręconego przez duet Izabella Sawicka -Paweł Klein do utworu Tonicato. Okoliczność ta jest godna odnotowania zwłaszcza, że wideoklip jazzowy to zjawisko nie tylko w skali Polski praktycznie w zaniku.