Mazzoll powrócił z Jednym Dźwiękiem

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
http://trolka.fotopozytywy.pl

Starszego z braci Mazolewskich - Jerzego Mazzolla - a nie miałem okazji słuchać na żywo jeszcze nigdy. Stało się tak pewnie dlatego, że koncertowo był on praktycznie nieobecny przez większość okresu mojej jazzowej fascynacji. Prędzej czy później do spotkania tego musiało wreszcie dojść. Na szczęście miało to miejsce w ekstremalnie kameralnych warunkach, z okazji superminimalistycznego koncertu - takiw właśnie warunki stanowią doskonały przyczynek do dłuższej znajomości. Nadarza się ku temu wielka sposobność, bowiem Jerzy Mazzoll ma wrócić na scenę na dłużej.

Koncert w gdańskim klubie „Plama” był właściwie przyczynkiem do powrotu Mazzolla. Następnego dnia w bydgoskim Mózgu miała się odbyć premiera płyty „Minimalover” - pierwszego od sześciu lat wydawnictwa klarnecisty. Na maleńkiej scenie galerii domu twórczego w centrum dzielnicy Zaspa, przy publiczności liczącej zaledwie kilkanaście osób, Jerzy Mazzoll zagrał „Jeden Dźwięk”. Dosłownie, bo kompozycja pochodząca z 1994 roku „przewiduje nieprzerwane wykonanie dźwięku C przy pomocy oddechu cyrkulacyjnego wraz z wszystkimi konsekwencjami alikwotyczno-rytmicznymi tej techniki oraz indywidualnych preferencji wykonawcy” (cytat za stroną organizatora koncertu). Utwór powstał w wyniku inspiracji Mazzolla spotkaniem z Evanem Parkerem i Derekiem Baileyem.

Jeden dźwięk. Niby niewiele, właściwie - prawie nic. Przeciwnicy takich poczynań mieliby używanie, a tymczasem – myliliby się bardzo. W tym jednym dźwięku Jerzy Mazzoll wyswobodził szeroką gamę subtelnie zarysowanych emocji. Półtony, ćwierćtony i przedęcia w zupełności wystarczyły do stworzenia stonowanej co prawda, ale w jakiś głęboki sposób także ekscytującej całości. Nagle okazało się, że jeden dźwięk zawiera w sobie mnóstwo odcieni, które dzięki takiemu specyficznemu występowi każdy mógł dla siebie odkryć i w spokoju przestudiować. Dzięki atmosferze sprzyjającej penetrowaniu granic słyszalności można było docenić nawet takie niuanse jak skrzypienie krzesełka przechylającego się w zapamiętaniu raz po raz muzyka oraz inne przypadkowe, pochodzące już od publiczności odgłosy. Trwało to wszystko niewiele ponad pół godziny, ale warto było je spędzić właśnie tam i właśnie wtedy. Zwłaszcza, że wykonanie zostało zadedykowane wszystkim obecnym - Nie będę krzyczał <<Kocham Was>> jak Madonna, ale w zasadzie tak jest – powiedział na wstępie Mazzoll. Sam muzyk zaprezentował się w ze wszech miar znakomitej formie. Istnieje zatem uzasadniona nadzieja, że o Mazzollu jeszcze usłyszymy i będzie to głos znacznej mocy.