Alexander Hawkins – „Nie muszę odpoczywać od muzyki”

Autor: 
Marta Jundziłł
Autor zdjęcia: 
mat.prasowe

Brytyjski pianista, kompozytor, improwizujący indywidualista. Z wykształcenia doktor kryminologii. W tej nieoczywistej rozmowie opowiedział mi o swoim podejściu do solowych projektów, wydawaniu albumów własnym sumptem, współpracy z Evanem Parkerem,  a także o swoim podejściu do…. Brexitu.

Ostatnio, nagrałeś album live “Nirguna” z Françoisem Carrierem. Jak zaczęła się Wasza współpraca? Kiedy zaprosił Cię do projektu?
Tak jak wspomniałaś, to album live. François I Michel Lambert grali trasę po Europie, a kiedy byli w Londynie zaprosili Johna Edwardsa i mnie, jako swoich gości na koncert w Vortex Jazz Club. Tak naprawdę, to było nasze pierwsze i jedyne wspólne granie. Co więcej, to było nasze pierwsze spotkanie! Jednak wiadomo, jak to bywa z muzyką improwizowaną: bardzo interesujące rzeczy mogą zdarzyć się już podczas pierwszego zetknięcia się ze sobą. I sądzę, że ten album w pełni ukazuje ten fenomen.

W tym samym czasie nagrałeś też album solowy. Co jest dla Ciebie bardziej wymagające: współpraca z grupą muzyków, czy gra solowa?
To bardzo dobre pytanie. Moim punktem wyjścia jest podchodzenie do kwestii muzycznych z otwartą głową.  Zamiast założeń i wyobrażeń, wolę pozostać otwarty na nowe możliwości przez cały czas. Granie solo jest szczególnym luksusem, ponieważ wówczas nie ponosisz żadnej odpowiedzialności wobec innym muzyków. Grupa grających musi posiadać pewien stopień wspólnej wrażliwości i poczucia wspólnotowości: to naprawdę jedna z piękniejszych rzeczy w graniu zespołowym. Natomiast podczas grania samemu, musisz samodzielnie generować informacje, możesz podejmować każdą decyzję. Jesteś w końcu jedyną osobą, która narażona jest na późniejsze konsekwencje. Trudno jest powiedzieć, co jest dla mnie bardziej wymagające. Myślę, że popularniejsza odpowiedź na to pytanie brzmi - granie solowe. To proste: jesteś odpowiedzialny za wszystkie elementy muzyki: jesteś rytmem, melodią, harmonią, strukturą. Nie ma, więc możliwości by usiąść na chwilę z tyłu i zlecić ciężką pracę innym na scenie, (choć nie sądzę, że jakikolwiek muzyk jest w stanie coś takiego zrobić). Ale granie zespołowe jest również bardzo wymagające: umiejętność wspólnego odczuwania, reagowania, słuchania, empatii są prawdopodobnie tak naprawdę dużo trudniejsze do osiągnięcia, niż jakiekolwiek umiejętności techniczne podczas gry na instrumencie.

W 2016 wydałeś album z Evanem Parkerem. Czy możesz wskazać konkretnie, co wyniosłeś z tego doświadczenia?
Duet z Evanem nagraliśmy w 2015, ale miałem na tyle dużo szczęścia, że pracowałem z nim już dużo wcześniej. To osoba, która ma niesamowity wpływ na moje muzyczne doświadczenie, za równo, jako osoby grającej razem z nim, a także słuchającej jego muzyki. Dla młodej osoby praca z kimś pokroju Evana Parkera to świetna sprawa, choćby ze względu na weryfikację swoich umiejętności. Wielu muzyków często powątpiewa w swoje kwalifikacje, więc każda okazja do współpracy z mistrzem, z pewnością dodaje im sporo otuchy. Dużo z tego, co nauczyłem się od Evana to kwestie empiryczne – nauka przez działanie. Bycie wystawionym na jego grę w tak bliskim otoczeniu z pewnością też wpłynęło na moje postrzeganie interakcji, frazowania, muzycznego języka. Nauczyłem się też wiele z samego obcowania z nim na scenie.

Dwie z twoich płyt wydane zostały przez Twoją własną wytwórnie – Alexander Hawkins Music. Dlaczego zdecydowałeś się na wydanie płyty własnym sumptem? I dlaczego w pewnym momencie zaprzestałeś wydawania w ten sposób?
Częściowo, wydanie tych albumów samemu było dla mnie pewnego rodzaju eksperymentem. Po prostu był to interesujący sposób na opublikowanie swojej muzyki, a poza tym wymagało to ode mnie sporej determinacji. Cały proces kreacji pozostaje po stronie artysty. Częściowo była to też decyzja praktyczna: Miałem dwa projekty, które wtedy nagrywałem i chciałem je udostępnić w konkretnym czasie (w przypadku tria, mieliśmy nadchodzącą trasę). Zależało mi, by album ukazał się w dużo krótszym czasie niż byłoby to możliwe w zewnętrznej wytwórni. Wiadomo, że wytwórnie płytowe mają ścisłe harmonogramy związane z poszczególnymi artystami. Byłem, więc bardzo pozytywnie nastawiony na samodzielne wydanie albumu, na swoich zasadach, bez ograniczeń. Jedynym powodem, dla którego nie zrobiłem tego w przypadku mojej ostatniej płyty była możliwość pracy z Intakt Records. To niesamowici ludzie, którzy produkują muzykę doskonałej jakości, z taką samą troską, z jaką ja troszczę się o swoją pracę. Ufam w stu procentach, że przekazują moją muzykę do każdego, potencjalnego odbiorcy, zachowując przy tym jej integralność.

Dzisiaj ludzie zdecydowanie przerzucają się na format internetowy, zamiast kupować płyty. Jak jest w Twoim przypadku?
Osobiście, zdecydowanie wolę płyty. Częściowo jest to wynik przyzwyczajenia, ale z pewnością też, dlatego, że lubię angażować się w interakcję z obiektem: docenić informacje na albumie, nacieszyć się artystycznym aspektem okładki. Sądzę też, że fizyczna interakcja z takim przedmiotem wywołuje silniejszą koncentrację na tym, czego słuchamy. Chodzi mi o to, że koncentracja na płycie winylowej, do której po określonym momencie trzeba chociażby podejść i zmienić jej stronę jest z pewnością silniejszym doświadczeniem, niż odsłuchiwanie playlisty na portalu streamingowym. Zdecydowanie wolę też słuchać całych albumów niż poszczególnych kawałków, co wydaje się być domeną takich platform. Nie chcę powiedzieć, że mam problem ze słuchaniem muzyki internetowo. Jeśli to jedyny sposób, by znaleźć jakiś utwór, z przyjemnością posłucham go w ten sposób. Poza tym, jako podróżujący muzyk w trasie, oczywiście dużo więcej muzyki słucham w Internecie. Widzę też, że portale streamingowe umożliwiają artystom wiele kreatywnych rozwiązań, choć nie wszyscy z nich korzystają w pełni.

A co z Twoją muzyką? Jakie masz podejście do publikowania jej w sieci?
Nie mam z tym problemu, tak samo jak nie mam problemu z byciem online. Obecność w świecie internetowym to pewnego rodzaju wymóg dzisiejszych czasów. Oczywiście nie pochwalam piractwa, które jest typowe dla wielu internetowych stron. Z kolei myślenie, że jestem w stanie utrzymać swoją muzykę z dala od Internetu jest raczej naiwne. Niestety, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto w jakiś sposób zdobywa twoją muzykę, a potem udostępnia ją na nieoficjalnych kanałach. Wyzwanie, jakie powinniśmy podjąć dotyczy, więc raczej wykreowania społeczeństwa wartości i szacunku wobec społeczności muzyków i ich pracy. Tak, by ludzie nie czuli, że należy im się od muzyków „coś, w zamian za nic”.

Wiem, że może to być denerwujące pytanie (mam wrażenie, że wszyscy Cię o to pytają), ale jestem przekonana, że polscy czytelnicy będą zainteresowani tą kwestią Twojego doktoratu z kryminologii. Dlaczego zdecydowałeś się studiować prawo? I dlaczego nie zatrzymałeś się na tytule magistra prawa?
Oh, daj spokój – to wcale nie jest irytujące pytanie. Zawsze chciałem być profesjonalnym muzykiem, więc moje zainteresowanie prawem nigdy nie było nastawione na robienie „kariery”. Prawo, nauki o społeczeństwie to po prostu dziedziny, które mnie interesują. Jestem przekonany, że wielu muzyków ma wiele zainteresowań, które realizuje na poziomie akademickim. Nagle okazuje się, że taka perspektywa jest pomocna również dla ich muzyki. Dzięki temu rozwijają się w nieoczywisty sposób. W moim przypadku robienie doktoratu, związane było z chęcią gromadzenia wiedzy, na innych płaszczyznach. Ale przez cały czas, gdy studiowałem prawo, również intensywnie grałem. Wszystkie lata na Uniwersytecie były niezwykle ważne dla mojego technicznego rozwoju, jako pianisty. W tamtym czasie, nie miałem za bardzo, z kim grać zespołowo (Cambridge to cudowne miasto, ale w tamtym czasie scena jazzowa i improwizowana była raczej niewielka). Spędzałem, więc dużo czasu na samodzielnym, bardziej technicznym ćwiczeniu.

Czy zauważyłeś jakieś różnice w postrzeganiu Twojej muzyki teraz i dziesięć lat temu?  Ludzie słuchają jej chętniej? Są bardziej przychylni? Czym może być to spowodowane?
To dość trudne pytanie. Jeśli chodzi o mnie, to z pewnością jestem muzycznie bardziej ukształtowany i dojrzalszy, niż dziesięć lat temu. Może to sprawia, że ludzie chętniej sięgają po moją muzykę. W Wielkiej Brytanii, mamy swoiste odrodzenie, jeśli chodzi o zainteresowanie muzyką jazzową i jej pokrewnymi formami. Mimo, że ma to głównie związek z mainstreamem, do którego nie jest mi specjalnie blisko, bardzo się cieszę obserwując tę tendencję. Ale odpowiadając na Twoje pytanie: ciężko mi w ogóle sprecyzować, kim jest owa „publiczność”. Ona różni się w zależności od kraju, miasta, a nawet od konkretnej dzielnicy. W trakcie ostatnich dziesięciu lat spotkałem wiele przypadków bardzo życzliwej publiczności i z radością stwierdzam, że w tym aspekcie - nadal nie mogę narzekać. Dlatego też ciężko mi powiedzieć, czy ta zmiana rzeczywiście nastąpiła. Wydaje mi się, że następstwem globalnego przesunięcia politycznego na prawo w ciągu ostatnich 10 lat może być odejście niektórych odbiorców od głównego nurtu. To jednak tylko moje domysły oparte na niepewnych danych. Przemawia we mnie teraz socjolog – to oczywiście czyste przypuszczenia. Aby to w pełni zrozumieć, potrzebne są pełniejsze badania. 

Czy jesteś w stanie przewidzieć konsekwencje z ewentualnego Brexitu, wynikające dla brytyjskich muzyków?
Jednym z podstawowych problemów związanych z Brexitem jest dla mnie fakt, że większość narracji osób, które są za opuszczeniem UE jest związana z ekstremalnymi poglądami nacjonalistycznymi, a to bardzo martwiąca narracja. Ci prawicowi kretyni niestety mają wpływ na wszystkich ludzi, nie tylko muzyków (oczywiście, nie sądzę, że wszyscy, którzy głosowali za opuszczeniem Unii mają prawicowe inklinacje. Ja sam głosowałem za pozostaniem, chociaż muszę przyznać, że istnieją lewicowe aspekty przeciwko Europie, z którymi się zgadzam). Ale odpowiadając na Twoje pytanie: jedną z najbardziej frustrujących rzeczy związanych z Brexitem jest fakt, że ludzie, którzy pracują za granicami Wielkiej Brytanii, tak naprawę nie wiedzą jak ich życie się zmieni, po odejściu z UE. Jednym rozwiązaniem są wizy. Oczywiście, można to zorganizować, ale ta niewiedza jest destabilizująca. Wydanie takich wiz związanych jest również z nakładem czasu i pieniędzy. Dla muzyków, którzy grają już kilka lat, tak jak ja, to niekoniecznie wielki problem, ale moja główna obawa dotyczy wysokich kosztów i wymogów związanych z wydaniem wiz, które mogą stanowić trudność nie do przeskoczenia dla młodych osób i uniemożliwić im wyjazd do Europy, (choć warto zauważyć, że w przypadku Stanów Zjednoczonych wizy istotnie stanowią spory problem w kontekście kosztów i czasu, bez względu na dorobek artystyczny muzyka). Na razie głównym problemem jest to, że nikt tak naprawdę nie wie, co będzie dalej (z wyjątkiem głównych doradców, prawników i politycznych karierowiczów).

Grasz w tak wielu projektach, za równo jako lider, sideman, gość specjalny. Wydajesz się mocno zapracowany. W jaki sposób łapiesz oddech? Jak odpoczywa Alex Hawkins?
Cóż, muzyka mnie pochłania. Nie sądzę, że potrzebuję od niej w jakiś sposób odpoczywać. Zawsze albo jej słucham, albo próbuję coś napisać, czytam o niej, lub po prostu ćwiczę. Jedyna różnica polega na tym, gdzie to robię: czasami podczas podróży, gdy jestem zabiegany, a innym razem w przytulnym kącie, w moim domu.
Ale interesuję się też innymi dziedzinami. Dużo czytam, lubię gotować a także, pomimo tego, że często mam wrażenie, że nienawidzę wszystkich aspektów poza grą samą w sobie – uwielbiam piłkę nożną (dla wszystkich polskich czytelników, którzy też lubią football: przesyłam wielkie uznanie i pozdrowienia dla Jana Tomaszewskiego).