Krakowska Jesień Punkowa: The Ex, Brass Unbound & The Cactus Truck

Autor: 
Bartosz Adamczak
9ta edycja Krakowskiej Jesieni Jazzowej rozpoczęła się w sposób dość zaskakujący. Na placu Nowym jazzowy festiwal powitała spora publiczność przybyła by posłuchać formacji cieszącej się pewnym kultem w kręgach muzyki którą była alternatywnym rockiem zanim taki termin powstał. The Ex to gitarowe sprzężenia, galopująca, transowa perkusja, wykrzyczane ale melodyjne protest songi. 
Grupa znana jest z tego, że ograniczeń stylistycznych nie lubi, a jej długa historia obfita jest w kolaboracje przeróżne, włączając w to przede wszystkim postaci z kręgu free improwizacji, ale też i rdzennej muzyki afrykańskiej.
Gitarom i perkusji na scenie towarzyszy doborowa sekcja dęta czyli Brass Unbound w składzie Roy Paci – trąbka (znany mi wyłącznie z własnego projektu ska Roy Paci & Aretuska), Wolter Wierbos - puzon, Mats Gustafsson – baryton oraz Ken Vandermark - tenor sax (tych panów nikomu zainteresowanemu tematem już przedstawiać chyba nie trzeba). 
W takim składzie formacja rozgrzała publiczność muzyką pełną rockowej energii, punkowej szczerości, zadziorności oraz szczyptą jazzowej niespodzianki. Takich improwizowanych sekcji było kilka, najbardziej energetyczną ta na dwie szarpane gitary i rozkrzyczany baryton. W pędzącym gitarowym zgiełku solistyczne zapędy naszych kochanych dęciaków dość często niestety znikały, rozbijając się o ścianę dźwięku, ale już partię chóralne miały swój pazur, ciekawie uzupełniając piosenkowe formy. I właśnie te fragmenty, pulsujące rytmem, bogate brzmieniowo (jakoś tak przychodzi mi na myśl Fela Kuti ze swoim afro-beatem) należały do najbardziej ciekawych chwil tegoż udanego koncertu. 
 
Cieszy pomysł zorganizowania koncertu w nowej formule jak i jest nadzieja, że o festiwalu dowie się w ten sposób nowa potencjalna publiczność. Znajoma opowiedziała zasłyszaną romowę w konwencji:
-To jest jazz? Dziwne, nawet fajnie to brzmi.
 
 
Koncert the Cactus Truck następnego dnia nie cieszył się już niestety takim powodzeniem (wiadomo, koncert biletowany, nazwiska nowe) a tymczasem mlodzież zasługuję na uwagę tych co bardziej rockowo zorientowanych fanów improwizacji. John Dikeman pokazał się już polskiej publiczności na rewelacyjnym koncercie w trio z Hamidem Drakem i Williamem Parkerem w warszawskim Pardon To Tu (byłem i starałem się nie wyglądać zbyt głupio z uśmiechem od ucha do ucha). W Cactus Truck towarzyszą mu Jasper Stadhouders na gitarze lub gitarze basowej oraz Onno Govaert na bębnach. 
Panowie wyglądają jakby dopiero co skończyli próbę metalowej kapeli w garażu. 
No i w gruncie rzeczy taką energię i brzmienie włąsnie prezentują na scenie. Jest cieżko, jest szybko, jest głośno. Dynamiczne, wirujące wrzaski saksofonu, gęste, splątane linie basu oraz rozpędzona perkusja – panowie rozpoczęli mocnym ciosem w trzy instrumenty i chwil wytchnienia było niewiele. Muzyczna jazda bez trzymanki o zdecydowanie noisowym odcieniu, dodajcie jeszcze do tego kilka określeń z przyrostkiem -core. Cactus Truck to muzyka pełna adrenaliny, nieposkromiona, energetyczna ale też i pełna wyobraźni. Sport ekstremalny. Gdzieś tam na myśl przychodzą takie składy jak Full Blast, Ballister czy co bardziej ekstremalne (nie-piosenkowe) The Thing. 
 
Dwa mocne (gatunkowo) i udane (jakościowo) akcenty na początek festiwalu, przypomnijmy, jazzowego, krakowskiego oraz jesiennego. Apetyt został pobudzony.