Jorgos Skolias i bracia Olesiowie w patio Złotych Trasów.

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

To będzie bardzo krótka relacja. Nie ma co ukrywać kiedy usłyszałem, że panowie Olesiowie, jedni z moich ulubieńców planują wspólny występ z innym ulubieńcem Jorgosem Skoliasem to wyobraźnia zaczęła pracować silniej.

Kiedy ich po raz pierwszy razem usłyszałem to poczułem się szczęśliwy, bo oto doczekałem się wydatnego poszerzenia horyzontu działania w braci i adekwatnego towarzystwa dla głosu Jorgosa wobec, którego czuję się lekko obezwładniony. Trzej bardzo muzykalni ludzie na scenie w repertuarze sefardyjskim, na tym pokreślenie na razie poprzestańmy, to gwarancja, że będzie ekscytująca muzyka i jak dla mnie taka właśnie była, choć prawdą jest także, że jeśli ktoś usiadł dalej od sceny to proporcje pomiędzy restauracyjnym gwarem a muzyką lekko zaczynały się chwiać. Ale tak to już jest i nie ma co bić na larum. Ostatecznie kiedy Bill Evans i jego wielkie trio grało w Village Vanguard, to z oddali też słychać było brzęk sztućców stukot szklanek i knajpiany szum.

Kończąc więc, bo przecież obiecałem, że będzie krótko. Lubię ten rodzaj skrzyżowania muzycznych światów, lubię kiedy ludzie grają muzykę i nie szkodzą im stylistyczne kategorie. Lubię słuchać natchnionego śpiewu Jorgsa i bardzo podnosi mnie na duchu świadomość, że kontrabas i perkusja mogą wypełnić przestrzeń muzyką. O!