Jazzowa Jesień: Craig Taborn Trio - jazz AD 2011
Total! - to najkrótsza i najpełniejszy komentarz do popisu Craig Taborn Trio. Tak brzmi współczesna muzyka improwizowana, jazz w swoim najświeższym, otwartym wydaniu! Poniżej próbujemy opisać to słowami, potańczyć o architekturze.
Craig Taborn i Gerald Cleaver Thomas Morgan nie pojawili się w jazzowym, improwizowanym, kreatywnym środowisku amerykańskim wczoraj, ani przedwczoraj. Pianista Craig Taborn pierwszą autorską płytę nagrał w roku 1994, następnie towarzyszył niezliczonej ilości muzyków największego formatu - od Jamesa Cartera przez Roscoe Mithchella, Davida Torna, Evana Parkera po The Bad Plus. Perkusista Gerald Cleaver - pierwszy przyjaciel Taborna, kiedy ten przniósł się na studia z rodzinnej Minesoty do Michigan - ma na koncie 4 autorskie płyty i obszerną kolekcję kolaboracji, w tym chociażby z Miroslavem Vitousem na ECM’owej płycie “Universal Syncopations II” z 1995 roku. Chcąc ująć rzecz w jednym zdaniu: od conajmniej 3-5 lat Taborn i Cleaver stanowią jeden z najczęsciej wykorzystywanych tandemów w kreatywnej muzyce w Stanach.
W pewnym momencie Taborn lewą dłonią grał cichuteńko, delikatnie, prawie niesłyszalnie, kilkudźwiękowy “loop” - prawa ręka (podkreślam, cała ręka, ruchem od ramienia, przez lokieć po dłoń) - po Taylorowsku tańczyła na klawiaturze. Nie chodzi tu tylko o wirtuozerię pianistyczną, ale o fizyczność tej gry, cielesność, ekspresja... Po chwili zamienił Craig, podług afro-amerykańskiej tradycji fortepian w instrument perkusyjny, w gamelan czy marimbę. W tym czasie, nieustannie, swój własny świat tworzyli zarówno Cleaver jak i Morgan. Narracja muzyczna zmienia się tutaj bardziej nieprzewidywalnie niż w kalejdoskopie. Na może 8 sekund ścieżki trzech muzyków spotkały się, zaraz potem Cleaver uderzył mocniej w kocioł, wydawało się, że będzie to początek jego sola w tradycyjnym stylu, ale jednak lewitująca wśród nich muzyczna koncepcja skręca gwałtownie i to Taborn wprowadza melodyjny motyw, któremu przez kolejne kilka chwil towarzyszą pozostali.
Znane są sympatie Craiga do muzyki elektronicznej, w tym także techno. Wydawać by się mogło, że mieszanka tego ostatniego z jazzem jest po prostu niewykonalna. Wczorajszego wieczora Taborn kilkakrotnie udowodnił, że nie dość, że jest to możliwe, a nawet w pewien sposób naturalne - jak wykorzystanie innych wpływów współczesnej kultury w muzyce improwizowanej - to jeszcze ma to moc tak gigantyczną, że mógłoby Craig Taborn Trio śmiało występować w najlepszych tanecznych klubach. Dla pianisty loopy, scratche - zamienienie fortepianiu w dj’ską konsoletę, na której jakby z pomocą dwóch gramofonów miksował taneczną muzykę lat 70tych jest po prostu organiczne. Gdy wejdzie w to jeszcze Cleaver z cudownie prostym break-beatem na werbel, hi-hat i stopę a Morgan akcentować będzie bas - trans! total!
Publiczność jeszcze nie zdążyla odetchnąć, wiwatując brawami łapała z wolna kontakt z rzeczywistością po tym epickim 40 minutowym utworze-secie, Taborn spokojnie, że to dopiero połowa drogi.
Druga część koncertu była równie wielobarwna, choć zaczęła się liryczniej, bardziej “kompozytorsko”. Utwór miał nawet klamrę kompozycyjną w postaci sola kontrabasu. Thomas Morgan, wyglądający chyba najbardziej niepozornie jak to tylko możliwe: nie wiele wyższy i wielokrotnie cieńszy od pudła rezonansowego kontrabasu, w koszuli w kratkę nienagannie wpuszczonej w spodnie, uczesany z przedziałkiem, jak ze szkolnego albumu - co za Basista! Piękne było to jego dwuczęściowe solo, szczególnie gdy to co naszkicował na początku zakwitło muzycznie w finale. Zapamiętać należy to nazwisko Thomas Morgan!
Bajkowo, narracyjnie grał też w tej części Gerald Cleaver. Bohaterem sporej części “setu” była grzechotka, którą perkusista uwięził między bębnami swojego zestawu, budując nią teatr dźwiękowy owada uwięzionego w pułapce, szukającego drogi wyjścia. Przez ładnych kilkanaście minut ten dźwięk grzechotki był na scenie najważniejszy. Taborn zaś zdążył jeszcze poeksperymentować z preparacją fortepianu - czego by nie zrobił, nie dotknął, płynęła muzyka nowa, świeża, kreatywna - jazz AD 2011, jazz przyszłości, jazz najbliższej dekady, a może już nie jazz, tylko improwizacja, wyrosła w równej mierze na Monku co na hiphopie, techno, metalu i całej wielkiej części współczesnej kultury, która akurat znalazła się w kręgu zainteresowań tych znakomitych muzyków. Nie mogło się obejść bez bisu, energicznego, przypominającego nieco corea’owskie “Spain” ale jeszcze szybszego i bardziej szalonego.
Tak brzmi dzisiejszy jazz! Dzięki wielkie Jazzowej Jesienie za to, że tę muzykę z miejsc takich jak Jazz Gallery czy The Stone w Nowym Jorku, możemy usłyszeć w Polsce! Myślę, że nie jestem ostamotniony w postulacie: chcemy więcej!!
(i na szczęście doczekamy się tego “więcej” już dziś, kiedy to na scenie Bielskiego Centrum Kultury wystąpi kwartet Michala Formanka w Tabornem i Cleaverem w składzie a także to samo co wczoraj Craig Taborn Trio z udziałem... Tomasza Stańko! - wow!)
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.