Hug

Autor: 
Maciej Karłowski
Matt Wilson Quartet
Wydawca: 
Palmetto
Dystrybutor: 
Palmetto
Data wydania: 
21.09.2020
Ocena: 
4
Average: 4 (1 vote)
Skład: 
Jeff Lederer: clarinet, piccolo, voice; Kirk Knuffke: voice; Chris Lightcap: voice; Matt Wilson: xylophone, voice.

Wokół tej płyty nie dzieje się żadna historia. Nic nie kryje się za jej powstaniem szczególnego. Nie ma żadnych poukrywanych zamysłów, kluczy interpretacyjnych ani tajemnic, które mogłyby rozpalać wyobraźnię słuchaczy i dawać szansę pobrylować w gronie znajomych. Nie ma ideologii, uduchowionych inspiracji i całej mistycznej paplaniny, jaką jazzmani potrafią z siebie wygenerować na potrzeby PR-owskiego szumu.

Nie musi zresztą niczego takiego być, ponieważ perkusista Mat Wilson zupełnie nie musi takimi rzeczami się podpierać. Jako perkusista wyśmienity, który zagrał ze wszystkimi chyba  i też jako bardzo zdolny lider całkiem poprzestaje tym, że co jakiś czas na ogłasza wydanie nowej płytę i wówczas…. Ci, którzy mają wiedzieć sięgają po nią zadowoleni bez mała zanim usłyszą pierwszy dźwięk, a ci co nie mają o nim zielonego pojęcia wcale nie sięgają i ich życie jazzowe dalej upływa w błogim poczuciu, że jazz dzieje się wyłącznie w orbicie legend lub celebrytów okupujących nagłówki.

 

Zastanawiałem się po co tak zajęty pracami sesyjnymi mistrz prowadzi własne bandy i nagrywa płyty pod swoim nazwiskiem? I mam podejrzenie, że wiem. Otóż narywa je ponieważ lubi, sprawia mu to wielką przyjemność i muzyczną, i bez wątpienia także towarzyską. W jego kwartetach grywali różni muzycy i za każdym razem byli to znakomici instrumentaliści i dobrzy koledzy zarazem. A w takiej kompanii można sobie na wiele pozwolić, o ile jest fun. Cashu i fame’u co prawda, nie ma co się łudzić, z tego nie będzie, ale za to ów fun wydatnie zrekompensuje merkantylne deficyty. Zresztą zadajmy sobie pytanie czy kontrabasista Chris Lightcup, saksofonista Jeff Lederer i trębacz Kirk Knufke naprawdę potrzebują zażywać fame’u i inkasować cash akurat w power kwartecie Wilsona? No raczej chyba nie.

Pretekstem to tego wspólnego muzykowania są z jednej strony kompozycje własne Wilsona, z drugiej także utwory innego autorstwa. I jeśli chcielibyśmy odnaleźć w doborze tych cudzesów jaką prawidłowość albo ustalić klucz doboru to odnoszę wrażenie, że polegniemy z kretesem. Z jednej strony The One Before This Gene’a Ammonsa, z drugiej „Jabilani”i „In The Moment” Abdullaha Ibrahima, z innej „Joie de vivre”Deweya Redmana oraz wpisane w kompozycję własną „Interpalnetary Space” Sun Ra. Tak na marginesie to jeden z najzabawniejszych, przekornych i jednocześnie szyderczych utworów na płycie. Muzykę inkrustują tu wersety z przemówień Donalda Trumpa wygłaszane przez niego samego i doprawdy trudno oprzeć się wrażeniu, że całość to taka pełna drwiny sugestia, że może by jednak na fali kosmicznych wzmożeń prezydenta warto rozważyć możliwość wysania do na Marsa Aldo Saturna. Nie jestem wielkim zwolennikiem politycznych statementów w dziedzinie muzyki, ale jeśli już muszą mieć miejsce to niech będą tak wysmakowane jak u Mata Wilsona.

O co więc chodzi w doborze utworów na płycie? O nic! Ten band może grać co tylko sobie zamarzy i robi to wyśmienicie, mądrze i bezpretensjonalnie przytulać słuchaczy swoją muzyką.

 

The One Before This; Jabulani; In The Moment; Every Day with You; Space Force March/Interplanetary Music; Joie De Vivre; Sunny and Share; Hug! King Of The Road; Man Bun; Hambe Kahle.