Edizione Spciale

Autor: 
Maciej Karłowski
Enrico Rava
Wydawca: 
ECM
Dystrybutor: 
Universal
Data wydania: 
03.12.2021
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Enrico Rava: trumpet; Francesco Bearzatti: saxophone, tenor; Francesco Diodati: guitar; Giovanni Guidi: piano; Gabriele Evangelista: bass; Enrico Morello: drums.

A to bardzo zabawna płyta. Nie sądziłem, że tak kiedyś napiszę o albumie wielkiego Enrico Ravy – trębacza, który wziął udział we wszystkich chyba istotnych ruchach muzycznych improwizatorsko-jazzowych jakie odbyły się na Starym kontynencie od lat 60. Grywał z Gato Barbierim, ze Stevem Lacym stworzył albumy, które przeszły do kanonu (Forest And The Zoo), razem z Tomaszem Stańko jeździł w trasy z ansamblami Cecila Taylora i pod okiem Alexandra von Schlippenbacha trąbił w legendarnej Glob Unity Orchestra. Od kilku dekad też samodzielnie i z niegdyś ogromnymi artystycznymi, a dzisiaj poważnymi sukcesami rynkowymi, steruje własną karierą jako lider, nestor włoskiej i europejskiej sceny jazzowej. Grywa na jazzowo muzykę kompozytorów operowych, włoskich mistrzów piszących do filmów, a jak kaprys poprowadzi to i hity Michaela Jacksona.

Otacza się ostatnio muzykami głównie młodszymi wcielając się w sporej mierze w rolę namaszczającego pół-boga świata europejskiego jazzu, któremu zawdzięcza się potem rynkową pozycję. Zdarza mu się też, choć raczej rzadko i ku zdumieniu wielu, wziąć udział w nagraniach zaskakujących, znakomitych (2 Blues For Cecil Taylor), choć właściwie od dawna nie pod szyldem macierzystej ECM, z którą związał się szczególnie mocno.

Teraz, pod koniec ubiegłego roku na rynku kazało się kolejne dzieło Ravy, specjalne, koncertowe i z niebagatelna okazją powiewającą nad zdarzeniem. Przenosimy się więc do Antwerpii, na festiwal Jazz Middelheim, wprost na 80 urodziny trębacza. Jak przystało na człowieka z nie jednego pieca chleb jedzącego i dysponującego wielkimi doświadczeniami scenicznymi, Rava w wersji live to jest wartość sama w sobie. Jego koncerty są po prostu pod względem jakości wykonawczej znakomite, w jakiejś mierze są jednak także rodzajem ćwiczeń w nudzie. Tutaj, trzeba przyznać, jest mniej nudno. Okazja urodzinowa nastarcza powodów, aby oprócz zademonstrowania kompetencji, pozwolić sobie na atmosferę nieco luźniejszą, nawet może trochę balową, tym bardziej, że muzycy, jakimi otacza się gwiazda to instrumentaliści wysokiej próby, mający zapas i narzędzia, żeby nie być jedynie niewolnikami konwencji luksusowego koncertu na cześć.

I taka jest przez większość antwerpskiego koncertu. Trochę zmylić może utwór otwierający płytę, Infant, przywodzący na myśl estetykę davisowską z lat 70. może odrobinkę  przesuwającą akcent w stronę swobodniejszego improwizowania (głównie dzięki udziałowi gitarzysty, Francesco Diotatiego będącego chyba pod sporym wpływem tego co niegdyś robił Sonny Sharrock) oraz Wild Dance z leciutko noisowym, silnie zelektryfikowanym backgorundem. W przeważającej większości jednak jest raczej balowo, co nie dziwi tym bardziej, że w tamtym czasie nie tylko Rava świętował urodziny, ale złoty jubileusz obchodził także nagraniowy matecznik trębacza. Przed uszami zamigoce nam więc temat Michela Legranda, fiestowy „Quizas, quizas, quizas” Oswaldo Ferresa, a Rava i jego młodsi znacznie kompani będą puszczać nie raz oczko wplatając w urodzinową imprezkę trochę swojego braku pokory i zachęcając nestora, z powodzeniem zresztą, żeby i on nieco zalotnie poflirtował z estetykami.

Fajnie się tego słucha, bo i nagranie dobre. Jeszcze fajniej słuchałoby się zasiadając w sali koncertowej. Tak naprawdę jednak wszystko to już kiedyś Rava nam opowiedział i zazwyczaj robił to z większą swadą i oryginalniej. A dlaczego to zabawna płyta? Otóż dlatego, że nie sposób uwierzyć, że zagrana jest całkiem na poważnie i że urodzinowy duszek fiesty nie powykrzywiał jej jak bardzo eleganckiego ale jednak benefisowego stand-up.  

    

Infant; Once Upon a Summertime / Theme for Jessica Tatum; Wild Dance; The Fearless Five; Le Solite Cose / Diva; Quizás, Quizás, Quizás.