Desert Songs & Other Landscapes
Powiem tak, albo mi się gusta zmieniły, albo... Wysłuchałem onegdaj niejednej płyty firmowanej, bądź z udziałem Steve Swella. Słuchałem tym wnikliwiej, że Maciek Karłowski piał z zachwytu nad nim, kiedy jeszcze jego recenzje ukazywały się w "HiFi i Muzyce". Znaczy się musiało na rzeczy coś być. Mnie nie zachwycił w zasadzie nigdy. Niby niebotyczna technika, powodująca, że Swell na puzonie jest w stanie wygrywać rzeczy, jakich trębacz by się nie powstydził, ale niemal zawsze brakowało mi tego... "czegoś". Nie wiem czego. Zaangażowania we własną grę. Tego, co sprawia, że muzyka staje się autentyczną w każdym dźwięku.
A może jedynie tak mi się wydawało. Szkoda, że nie przekonam się pewnie już o tym, albowiem CIMP praktycznie nie jest dostępny w Polsce. Zatem, albo mi się gust zmienił, albo kiedyś nie potrafiłem docenić Steve Swella. Ostatnio jednak, co się dorwę do płyty z jego udziałem, nie dość, że płyta jest wspaniała, to i puzonista w pełni przekonujący. Wszystko to, czego niegdyś nie potrafiłem znaleźć w grze Swella pojawia się na nich z niemal zdwojoną siłą. Zatem... Mam niewątpliwą przyjemność przedstawić kolejną (po "Delirium" i "Real Time Messengers") płytę z udziałem Swella, przy czym tym razem jest on zarazem współliderem Gebhard Ullmann - Steve Swell 4tet.
Drugi z bohaterów jest Niemcem, dzielącym swój czas pomiędzy Starym a Nowym Kontynentem i głównie... czego na płycie nie słuchać klarnecistą basowym. Samej muzyki nie trudno mi zaś określić mianem genialnej. Oczywiście po takim składzie, uzupełnionym przez Hilliarda Greene na basie i weterana awangardowej perkusji - Barry'ego Altschula praktycznie nie sposób się spodziewać muzyki innej niż free. Pustynne pieśni wraz z innymi pejzażami przynależą zatem generalnie do swobodnej improwizacji. I całe szczęście. Wolność - oczywiście w tym nowym znaczeniu, nadawanym jej przez współczesnych muzyków - króluje tu niepodzielnie. Mocne, esencjonalne, połamane niekiedy do granic przyzwoitości sola dwu głównych liderów.
Gra Altschula jak za starych, dobrych czasów i basista, który może nie wyrasta ponad jakąś średnią, ale który potrafi doskonale sprawdzić się w tej formule. Mnie najbardziej bawią partie grane właśnie przez Swella i Ullmanna, niezależnie od tego, czy głównym medium swej wypowiedzi czyni saksofon tenorowy, czy też klarnet basowy. Na tym pierwszym jest jakby bardziej energiczny, choć muszę przyznać, że w "Flutist With Hat And Shoe", granym właśnie na tenorze, staje się jednym z większych liryków tego instrumentu. Delikatnym. Cichym. Nie ukrywam jednak, że uśmiech od ucha do ucha pojawia mi się przede wszystkim, gdy słyszę zakręcone, niekiedy, do granic przyzwoitości saksofonowe partie, grane w bardziej energetycznych utworach.
Genialne free, które sympatykom takiego jazzu mogę z czystym sumieniem polecić.
1. Box Set; 2. Flutist With Hat And Shoe; 3. Seven 9-8; 4. Camel's Gait/Desert Sands Part 1; 5. Under The Other; 6. Desert... Bleue... East