Colin Webster & Raw Tonk! Mission Possible! - część druga

Autor: 
Andrzej Nowak (http://spontaneousmusictribune.blogspot.com/)
Zdjęcie: 

Brytyjska muzyka improwizowana jest królową gatunku na Starym Kontynencie niemal od zawsze, a przynajmniej od pół wieku, jak to onegdaj ustalił w swych dociekliwych egzegezach Pan Redaktor.

Jak dowodzą najnowsze prace badawcze redakcji, taki stan rzeczy nie ulegnie zmianie zapewne przez kolejne pół wieku, albowiem pokolenia wartościowych sukcesorów muzycznych dokonań Johna Stevensa, Paula Rutherforda, czy Evana Parkera rosną w tempie geometrycznym. Świetnie ma się rynek wydawniczy w Zjednoczonym Królestwie, nie brakuje nowych inicjatyw, a punkowa zasada DIY (zrób to sam!) gdzieżby miała skuteczniej funkcjonować, niż w kolebce muzycznej anarchii, choćby tej spod znaku The Sex Pistols.

Dziś czas na kolejny dowód rzeczowy!!!! Label Raw Tonk obchodzi w tym roku 5 urodziny, wydał właśnie swoje trzydzieste wydawnictwo, a zatem wyjątkowy to moment, by przyjrzeć się muzyce coraz młodszych pokoleń brytyjskich muzyków improwizujących, mających w swych portfolio nagrania dla tej właśnie wytwórni.

Katalog RT poznamy w dwóch odsłonach. Najpierw wnikliwie przyjrzymy się trójpakowi koncertowych nowości oraz omówimy zestaw tzw. płyt obowiązkowych w katalogu, tych, które już dziś – z perspektywy kilkunastu lub kilkudziesięciu miesięcy od ich wydania – uznać należy za wyjątkowo wartościowe osiągnięcia. Na moment zatrzymamy się przy wydawnictwach nietypowych dla katalogu, ale artystycznie bardzo cennych, a także nadstawimy ucho nad trzema płytami duetu, który potrafi pęcznieć aż do kwartetu. Na koniec zaś omówimy pozostałe płyty, które winny od czasu do czasu pozostawać w kręgu naszych zainteresowań.

Brytyjska młodzież atakuje! Niemal wszyscy muzycy, których personalia dziś padną, urodzili się w latach 80. wieku dwudziestego. Jednego z nich winniśmy przywołać już w samej preambule tekstu. To Colin Webster – rocznik 1983 - saksofonista, szef Raw Tonk i jego główny muzyk. Oś wszystkiego, co wartościowe w katalogu londyńskiej wytwórni. Dodajmy jeszcze, że z dużą częścią muzyków nagrywających dla Raw Tonk spotkaliśmy już w trakcie omawiania A New Wave Of Jazz Dirka Serriesa, a także dokonań wytwórni Tombed Visions z Manchesteru.

Efemerydy (Ephemeris)

Nagranie solowe, a także oktet saksofonów, to z całą pewnością zjawiska nieczęste w katalogu Raw Tonk. Przekonajmy się, czy ich muzyczna zawartość warta jest naszego bezcennego czasu.

Dirk Serries  Etched Above The Bow Grip (RT018, CD). Studyjna rejestracja Dirka (gitara, amplifikacje i efekty), z Anderlechtu, poczyniona w roku 2015 I dedykowana pamięci Dereka Baileya. 11 improwizacji z tytułami, 38 minut.

Dziewięć krótkich i dwie dłuższe opowieści. Każda inna, każda posadowiona w nieco odrębnej stylistyce. Być może drobny koncert życzeń stylistycznych. Pierwsza – szorstka, metaliczna, z odrobiną twardych przedmiotów na gryfie. Druga – pełna rockowych przesterów. Trzecia – eksperymentalna elektronika zakleszczona pomiędzy ołowianymi strunami. Czwarta – intelektualne Black Sabbath, jakby muzyk miał za moment zaintonować Iron Man. Piąta – punkowe zgrzyty, w tle noise’owe improwizacje. Szósta – boogiezatrzymane w kadrze, zręczny jak kot, blues na sterydach. Siódma – kosmiczny sustained fuzz! Ósma – noise and rock and roll! Hendrix na głodzie. Dziewiąta – próba zrównoważonej synkopy w stanie zaniechania. Dziesiąta – brudny dron, który przez ponad 5 minut wije się, jak martwy wąż. Jedenasta – cicha, stonowana opowieść, która ledwie dotyka strun. W tle tętni wzmacniacz, może to jednak cisza oddycha. Po strunach grasuje niesforny smyczek, który generuje nanodrony. Być może najspokojniejszy fragment muzycznego życia Dirka Serriesa.

 

Saxoctopus  Saxoctopus (RT012, CD-r). Osiem dęciaków drewnianych w stanie zbiorowego orgazmu! Alty - Dee Byrne, Julie Kjær i Oliver Dover, barytony - Cath Roberts i Colin Webster, wreszcie tenory - Rachel Musson, Sam Andreae i Tom Ward. Cztery kompozycje indywidualne (tu: scenariusze improwizacji) i jedna, najdłuższa, przeto zbiorowa. 44 minuty.

Jeden: dyskretny dyrygent czuwa (nazwisko nieznane), muzyka toczy się zwartym szykiem, ale jakby kierowała się własnym porządkiem. Piękne, dęte wielogłosy, piekielne chóry anielskie. Upiorna ballada. Gotycka symetria instrumentalna. Dwa: swingowa zajawka, potem free contemporary' jazz pyskówka. Wymiana jedynie słusznych poglądów. Diabelsko urocze! Trzy: 18 minut emocji. Mróweczki szemrają. Epickie, skupione, wielowątkowe opowieści z ośmiu rur. The most free composition! Ornitologiczny zakład dla pozytywnie obłąkanych. Cztery: energia, garść patosu podawanego unisono, ciało w ciało. Pięć: szczypta krnąbrnej polifonii (inspirowana Roscoe Mitchelem). Chocholi taniec nad przepaścią. Mantra? Yes, It is!


Duet, Trio i Kwartet

W tej właśnie chwili pochylimy się nad wspólnymi nagraniami Colina Webstera z perkusistą Andrew Cheethamem. Recenzent od frontu winien jednak odszczekać fakt, iż pierwsza z omawianych tu płyt, w duecie, nie posadowiona została w rozdziale Perły w koronie. Jest bowiem istotnie doskonała, a za moment przekonacie się dlaczego!

 

Colin Webster/ Andrew Cheetham  A River Carving Ever Through The Land (RT027, CD). Studyjna, tegoroczna rejestracja (najdłuższa w katalogu - 68 min.!). Siedem odcinków, siedem ton wysmakowanych i wyjątkowych, pod wieloma względami, dźwięków. Free jazzowy duet na saksofon (tu, naprzemiennie baryton, tenor i alt) i pełny zestaw perkusyjny, który swą klasą czyni wypieki na twarzy recenzenta, choć od 50 lat wydaje się, że w tej sytuacji scenicznej, wiemy dokładnie, czego się należy spodziewać.

1. Brudny tenor w stanie permanentnej eskalacji. Czujna i wysoce kompetentna perkusja. Wszelkie komplementy, jakie padły już w tym tekście na temat gry Webstera i jakie jeszcze padną na kolejnych stronach tej epistoły, tu odnajdują rację bytu! Drummer pnie się na jazzowo i jest z Colinem, w każdej chwili tej rejterady, absolutnie na bieżąco. Ma delikatny odczyn adhd, ale ten rodzaj ekspresji dobrze robi gotującemu się saksofoniście. 2. Andrew zwinny jak kot, lubi uderzać w stopę, niczym Tom Bruno. A saksofon płynie i skomle jak oszalały. Pomnikowe postaci saksofonowej historii free jazzu łypią na niego okiem zza światów i nie kryją uznania! Już w 3 minucie, zdecydowane zejście w dół. Talerze drżą, saksofon szuka sonorystycznej riposty. Prycha na dyszach i zasłuchuje się w rezonujące przedmioty partnera. Następujący tuż potem powrót do żywiołowego free – palce lizać! 3. Baryton w wolniejszym tempie, w tle skupiony, precyzyjny drumming. Wykwintne talerzykowanie, podczas gdy dęciak płynie po oceanie i unaocznia urodę swego naturalnego tembru. 4. Dynamiczny alt plecie błyskotliwe pasaże, tym razem bez znaczących zwrotów dramaturgicznych. Czysty popis umiejętności improwizacji na instrumencie dętym, drewnianym. Niczym nie ustępuje perkusista, choć na liście rankingowej drummerów Webstera klasyfikujemy go na drugiej pozycji (zaraz po Lisle!). 5. Petardy z tenoru ścielą się gęsto. W 4 minucie odrobina wyciszenia, jakże adekwatna. Dwa tempa wolniej na ułamek sekundy, ale energia kinetyczna Colina rozsadza ten numer! Udaje mu się wszakże zamilknąć i stworzyć przestrzeń na molekularne solo perkusisty. Separatywne epizody Cheethama powracają co kilka chwil. To zdecydowanie odcinek pod jego dyktando. 6. Altowe pasaże na 200% mocy. Z takim natężeniem emocji Webster nie może nie zostać za kilka lat prawdziwym tytanem free jazzu! 3 minuta – spowolnienie prawdziwie aylerowskie. Wzlot tuż po nim, podobny. 5 minuta – szczypta konstruktywnej ciszy na dyszach. A po chwili, bodaj trzeci sposób artykulacji Webstera, choć to dopiero 7 minuta partii. Tu zdaje się zadumany i chyba ma jednak w ustach saksofon tenorowy. 7. Spokojna, wyważona sonorystycznie rozbiegówka. Ale to tylko pozór – na finał znów tony potu i łez! Świetna galopada! Płyta ma prawie 70 minut, a nie uświadczyliśmy choćby sekundy nudy!

 

Andrew Cheetham/ Colin Webster/ Otto Willberg ‎ The Small Departs, The Great Approaches (RT020, CD). Fantastyczny duet, który rozpalił do czerwoności kajet recenzenta chwilę temu, zostaje na scenie (Websterowi ubywa jednak saksofonu altowego). Dołącza do nich kolejny brytyjski aspirant/ następca tronu – Otto Willberg na kontrabasie. Wir historii usadowia nas tym razem w Islington Mill/ Salford – jest środek lipca 2015 roku. Dwa odcinki, łącznie 42 minuty.

One. Groźne pomruki kontrabasu zwiastują burzę z piorunami. Póki co, przed nami soczysta narracja free improv. Ojcowie założyciele gatunku mogą być dumni! Smyk na kontrabasie rozrywa podłogę, a istotnie wartościowa eksplozja dęta dopada nas już w 4 minucie. Konwulsyjna, ponadgatunkowa ekspozycja. Na wytłumienie czekamy jakieś 7 minut. Znów błyszczy kontrabasista! Naprawdę intrygujące rzeczy dzieją się na scenie, czemu sprzyja niekonwencjonalny drumming. Two. Kontrabas na czele stawki (tak już chyba musi być w tej historii), dużo eksploruje na smyku. Wulkan energii od startu, muzyka krzyczy i dotkliwie kąsa! Przycisk stop zostaje wciśnięty po 10 minucie – urocze szurania, szepty i oddechy, jakby muzycy w ciszy szukali punktu odniesienia dla swych pomysłów dramaturgicznych. Talerze w kontrataku! Saksofon eskaluje się na kwasie, w czym pomaga mu zwinny walking kontrabasu. Tuż po upływie kwadransa, jakość narracji sięga szczytu i konstytuuje wysoką cenzurkę dla całej płyty. Potem już tylko solowy incydent na kontrabasie i finałowa galopada, bazująca na trzech składowych – progresywnej perkusji, wijącym się wokół siebie kontrabasie i luxtorpedzie na tenorze!

 

David Birchall/ Andrew Cheetham/ Colin Webster/ Otto Willberg ‎ Plastic Knuckle (RT022, CD). Był duet, było trio, czas zatem na kwartet. Do trójki muzyków sprzed chwili dołącza gitarzysta David Birchall. W grudniu 2015 roku Panowie improwizowali przez niespełna 37 minut. Swoją dźwiękową ekspozycję podzielili na trzy części, dwie dłuższe i jedną nieco krótszą.

Pierwszy. Jazzowe frazowanie na starcie nie powinno zmylić naszej czujności. Swoboda improwizacji szybko odrywa muzyków od schematów narracyjnych. Pierwsza eskalacja wszakże odbywa się wedle starej zasady Kupą Mości Panowie! Gitara czyni hałas w ekspresji godnej mocarzy noise’ rocka, sekcja brnie pełna energii, a saksofon wchodzi w otwarte pyskówki z instrumentem strunowym, wymienionym na początku tej charakterystyki. Starcie wygrywa dęciak i płynie dalej agresywnym, kanciastym tembrem. Refleksja recenzenta: subtelności nagrania w trio, a wcześniej w duecie, nie są, póki co, naszym udziałem. Hałas wygasza się na strunach kontrabasu i gitary, przy chórze talerzy. Saksofon wraca na ubity grunt i ciągnie narrację kwartetu w zdecydowanie ciekawsze zakamarki improwizacji (jakież pocałunki na dyszach!). Wejście do gry smyka jeszcze wzmaga uśmiech na twarzach słuchaczy i strukturyzuje wstępną fazę ponownej eskalacji. A ona sama, po chwili, zdecydowanie bardziej wyrazista niż na wstępie. Drugi. Sprzężenia gitarowe tworzą nowy punkt odniesienia dla improwizacji. Zaczynamy oniryczny, plamisty i wyuzdany Ghost Dance(tytuł utworu). Solowa introdukcja gitarzysty trwa niemal cztery minuty. Saksofon buduje dron, a perkusja ma zaszyty nerw, który możemy interpretować bardzo rytmicznie. Struny metalizują się i wpadają w niebanalny rezonans. Eskalacja w takiej aurze jest błyskotliwa i jedyna w swoim rodzaju. Istotnie taneczna, pod dyktando gitary i niezwykle energetycznej perkusji (głównie talerzy). Saksofon pozostaje w roli komentatora. Każdy z muzyków czyni tu prawdziwie wartościowe rzeczy. Ostatni. Zdecydowany powrót do klimatu pierwszego odcinka. Pięciominutowe resume. Dynamiczny free jazz, czyli konwulsyjnie zawody na linii gitara-saksofon. Ta pierwsza w drobnej przewadze. Power & noise not for everyone!


W kręgu naszych zainteresowań (In our interest)

Przed nami ostatnia odsłona rozbudowanego fjuczersa o Raw Tonk. Płyty, które bez cienia wątpliwości warte są naszej uwagi, jakkolwiek w konfrontacji z wyżej omówionymi, trzymają delikatnie niższy poziom, zatem dopuszczamy możliwość obcowania z nimi nieco rzadziej. Zaczniemy wszakże od kolejnego duetu Webstera z perkusistą.

 

Colin Webster/ Mark Holub ‎The Claw (RT001, CD). Rury Colina tym razem są następujące: alt, tenor i baryton. Mark zagra na pełnym zestawie perkusyjnym. Nagranie pochodzi z roku 2012, ale więcej szczegółów nie znamy.

Dziesięć zwinnych, nieprzegadanych historii o silnym, jazzowym idiomie. Przebogata paleta artystycznych środków wyrazu, głównie jednak ze strony saksofonisty i jego trzech instrumentów dętych, drewnianych. Agresywny baryton, dynamiczna, rockowa perkusja – to słyszymy od pierwszej sekundy tego nagrania bez oklasków. Zróżnicowane tempa, nastroje, smutki i radości. Dobra kooperacja, choć bez fajerwerków po stronie drummera (jego gra, odrobinę jednowymiarowa). Choć idzie za Websterem step by step, nie gubi śladów i trzyma poziom. W drugiej części płyty natrafiamy na dłuższe opowieści, ze szczyptą nostalgii i brakiem pośpiechu. Saksofon snuje rozbudowane pasaże, w tej roli jest nie mniej smakowity. Drums na wybrzmieniu bez ekscytacji, choć trudno odmówić muzykowi kompetencji.   

 

Dead Neanderthals ‎ ...And It Ended Badly (Gaffer Records/ Raw Tonk ‎– RT002, CD). Taka nazwa zobowiązuje! Odpowiedzialni: Rene Aquarius na perkusji oraz Colin Webster i Otto Kokke na saksofonach. 31 minut konkretnych emocji, podzielonych na sześć odcinków specjalnych, nagranych na żywo w grudniu 2012 roku.

Od startu, dynamiczny punk & noise, wersja improwizowana! Eskalacja w stanie orgazmu permanentnego (cytując krajowych poetów)! Trochę zawodów, kto głośniej, ale na wysokim, ze sportowego punktu widzenia, poziomie. Brzmienie surowe (raw), jak na Raw Tonk przystało! Ale i brutalnie urokliwe. W wolniejszych tempach (choćby trzeci odcinek), muzycy pięknie łapią dryl i od banalnej z pozoru melodyki, zwinnie biegną w kierunku eskalacji. Dyskusji dwóch rur przy mocnym drummingu nie ma końca. W czwartym fragmencie, ten proceder idzie im jeszcze lepiej. Muzyka bez udziwnień, komunikatywna i pełna pozytywnych emocji. Ayler wstaje z grobu i jest zachwycony!

 

KTHXBYE ‎ Details (RT016, CD-r). Kolejne trio z Colinem Websterem (tu, saksofon tenorowy), tym razem z przyjaciółmi z Norwegii – na perkusji Brage Tørmænen, na gitarze elektrycznej Stian Larsen. Nagranie studyjne z Londynu, rok 2015 (?), trzy kwadranse z minutami.

Noise attack over Europe! Z gitarą o bardzo rockowej proweniencji w ważnej roli! Siedem konkretnie mocnych opowieści o braku artystycznych zahamowań. Gęstych, kipiących emocjami, iskrzących, ociekających jeszcze ciepłą spermą. W trzecim, najdłuższym fragmencie gitara mantrycznie repetuje, kreując przy tym impulsywny rytm. Saksofon i perkusja budują na nim intrygującą eskalację. Webster przejmuje ster i uroczo wiedzie trio na zatracenie, ale jakże wyśmienite! Galopada z rozkwitającą gitarą, godna wszelkich laurów. Czwarty odcinek jest równie wartościowy i choć tym razem spokojny, to jednak narracyjnie gęsty, ze świetnym, suchym frazowaniem gitary. Jeśli słuchacz przebije się przez ścianę hałasu dwóch pierwszych fragmentów, czeka go prawdziwa uczta w dwóch kolejnych. Piąty i szósty odcinek znów ociekają krwią, są jakże dynamicznym przykładem free jazz-rocka na 120%!  W ostatnim muzycy udowadniają jednak, że również w rejonach bliższych ciszy radzą sobie bardzo dobrze.                                                                                                                                                                                                                                                         

 

Tejero/ Webster/ Serrato/ Díaz ‎ Spain Is The Place (RT015, CD-r). Kwartet z Colinem Websterem! I zgodnie z tytułem płyty, z silnym akcentem hiszpańskim! A personalnie, bohaterowi dzisiejszej opowieści (saksofon barytonowy i tenorowy) towarzyszą: Ricardo Tejero – saksofon altowy, Marco Serrato – gitara basowa i Borja Díaz – perkusja. Studio w Londynie, wrzesień 2015 roku, ponad 50 minut.

Bas, bas, bas!!!! Chciałoby się zawyć! Baa, gitara basowa, mocno sfuzzowana, cielista i rwąca tynk ze ścian. Heavy metal death! Pierwszy numer, to melodyjne próby przebicia się saksofonów przez mur. Nieskuteczne – dodajmy. W drugim koniec subtelności. Dynamiczna wymiana ciosów.11 minut eskalacji i noise’owejszamotaniny. Zgadnijcie kto wygrał? W trzecim odrobina sonore, które brzmi, jak rżenie konia, który za chwilę i tak pójdzie w galop. W czwartym prawdziwa ulga… całe trzy minuty bez gitary basowej. Popis szorstkich saksofonów (mają dla siebie miejsce!) nie trwa jednak w nieskończoność, bo łobuz z czterema strunami powraca. Złowieszczo burczy, zatem tę akurat opowieść da się nawet polubić. W szóstym ciekawa narracja, jakby jeden duet na drugi duet. Basówka ma nanosekundę innego frazowania i nosi ono znamiona improwizacji! W ósmym, na finał, dwa pokancerowane i okrwawione saksofony, a także jurny bas w stanie akustycznego letargu. Perkusja na tym korzysta.

Na definitywny już finał prezentacji katalogu Raw Tonk pochylimy się nad dwoma duetami. Tym razem już bez udziału muzycznego Colina Webstera (tu, poza faktem bycia wydawcą, jego rola sprowadza się do projektu graficznego okładki). Przy okazji obie płyty, to tegoroczne nowości.

 

Ripsaw Catfish ‎ Namazu (RT023, CD). Saksofon barytonowy w ustach Cath Roberts, w parze z gitarą elektryczną w dłoniach Antona Huntera. Dwa ubiegłoroczne epizody klubowe, jakkolwiek ten drugi chyba bez udziału publiczności – pierwszy z września, z Cafe Oto, drugi z listopada, z IKLECTIC (oba przybytki kultury, to oczywiście Londyn). Całość zamyka się w 48 minutach.

Oba nagrania są do siebie bardzo zbliżone. Narracja jest umiarkowanie stabilna, a jeśli muzycy popadają w eskalacje, to czynią to na ogół jednocześnie. Jednakże sam poziom kooperacji i wzajemnych interakcji nie jest szczególnie wysoki. Wiele opowieści jest separatywnych i niezazębiających się. Baryton pozostaje w szeroko rozumianej estetyce jazzowej, a wycieczki bardziej kameralistyczne należą raczej do rzadkości. Gitarzysta zdaje się być pozornie bardziej otwarty gatunkowo, sypie pomysłami jak z rękawa obfitości, ale nie wszystkie finalizuje z dobrym skutkiem dla duetowej improwizacji. Ta płyta ma wiele doskonałych momentów, ale jako całość może budzić zastrzeżenia, głównie spowodowane owym nieoptymalnym poziomem współpracy. Między muzykami, choć każdemu nie można nic personalnie zarzucić, moim zdaniem nie ma specjalnej chemii.

 

Well Hung Game ‎ Traditional Values (RT024, CD-r). Ponownie saksofon barytonowy, używany zamiennie z klarnetem basowym – wszystko za sprawą Jamesa Allsoppa. Duet uzupełnia Ed Dudley, obsługujący elektronikę. Pięć odcinków z tytułami, nagranych prawdopodobnie w studio, nie wiadomo dokładnie, gdzie i kiedy (ot, uroki edycji cd-rowej). Czas trwania da się na szczęście ustalić, niezależnie od poziomu skąpości opisu płyty – niespełna 35 minut.

Z tym nagraniem mam podobny problem, jak z wydawnictwem omówionym akapit wyżej. Każdy fragment z osobna łechta ucho recenzenta w sposób wystarczający, by uznać go za udany eksperyment improwizowany. Idea tego muzykowania polega na elektronicznej dekonstrukcji, a może bardziej – elektronicznej amplifikacji pasaży (niemal dronów w niektórych momentach) granych naprzemiennie przez dwa dęciaki niskich częstotliwości. Momentami efekt jest wręcz ekscytujący. Muzyka jest agresywna, głośna, niemal psychodeliczna (dużo pogłosu definitywnie wzmaga to wrażenie). Nagranie w całości, mimo, iż nie nazbyt rozbudowane czasowo, nie broni się jednak perfekcyjnie. Utwory są do siebie podobne i brakuje choćby drobnej korekty, co do przebiegu konkretnej narracji. Wszelkie ambiwalencje nie zmieniają faktu, iż personalia muzyków (zwłaszcza tego, odpowiedzialnego za żywe dźwięki), zapisane zostaną w kajecie recenzenta tłustym drukiem.


Nagrania Raw Tonk dostępne są do odsłuchu i zakupów w tym właśnie miejsce/ here it is. Tam też możecie zapoznać się ze starszymi płytami z katalogu, które dziś nie zostały umówione.