New Wave Of Impromptu - 3. Spontaneous Music Festival - relacja

Autor: 
Andrzej Nowak
Autor zdjęcia: 
Piotr Maks Krybus

Trzecia edycja Spontaneous Music Festival, w tym roku po nazwą własną „New Wave Of Impromptu”, właśnie przeszła do historii. Czas na drobne podsumowanie, garść refleksji i wrażeń ogólnych.

Cztery dni, siedemnastu muzyków i … jedna Orkiestra, dwanaście koncertów, zdecydowana większość w festiwalowej bazie, czyli Dragon Social Club, dwa także w miejscu zwanym Pawilon, a jeden w Studiu Aktorskim STA. Poznań od czwartku do niedzieli zdawał się tętnić improwizowanym, jakże spontanicznym życiem.

Rola mistrza ceremonii otwarcia Spontaneous Music Festival przypadła w udziale pianiście Witoldowi Oleszakowi. Muzyk, nim jednak rozpoczął swój koncert, pociął przyniesioną na tę okazję partyturę na wąskie paski i przykleił je w miejscu, w którym na ogół kładzie się nutowe podpowiedzi, przez co konceptualnie nawiązał do formuły plakatu festiwalowego. Po czym zagrał niebywały koncert, po raz kolejny udowadniając, iż miano najbardziej niedocenionego pianisty improwizującego tej części świata jest jego udziałem już stanowczo zbyt długo. Czas na zmianę optyki! Oleszak przekornie zaczął swój spektakl niemal klasycyzująco, barwnie tańcząc na klawiaturze, po czym coraz silniej oddalał się od tego idiomu. Proces coraz swobodniejszej improwizacji osiągnął w końcu stadium preparacji. Witold zanurzył się w pudle rezonansowym fortepianu, by po kolejnym interwale, podłączyć pod swój instrument delay gitarowy. Efekt – ambientowe, niemal dubowe brzmienia. Król Midas w całej okazałości!

Kolejnym punktem programu był występ kwartetu The Electrics, w ramach którego … po raz pierwszy w Poznaniu zagrał doskonały berliński trębacz Axel Dörner. Towarzyszyli mu Sture Ericson na saksofonie tenorowym, Joe Williamson na kontrabasie i  Raymond Strid na perkusji. Kwartet na wydanych dotychczas płytach prezentuje się na ogół w bardzo otwartej formule free jazzu, tu na festiwalowym parkiecie, przesunął akcenty w kierunku bardziej swobodnej improwizacji i dźwiękowych preparacji, czym jeszcze lepiej wpisał się w spontaniczną formułę imprezy. Najlepsze fragmenty koncertu miały miejsce, gdy muzycy grali cicho i w niebywałym skupieniu. Klasa trębacza eksplodowała wówczas w dwójnasób.

Finał pierwszego dnia był jednocześnie otwarciem trzydniowej, festiwalowej rezydencji belgijskiego gitarzysty Dirka Serriesa. Kodian Trio (także Colin Webster na saksofonie altowym i Andrew Lisle na perkusji) stworzyło niebywale energetyczny, free jazzowy spektakl. Świetna komunikacja, kompulsywne improwizacje, a także kilka chwil na stonowane frazy, zanurzonej w post-ambiencie, gitary elektrycznej. Festiwalowy czwartek nie mógł zakończyć się lepiej!

Piątek był dość nietypowym dniem imprezy. Najpierw Ad Hoc Quartet, czyli personalna konfiguracja muzyków, którzy grali ze sobą w takim układzie po raz pierwszy, potem przenosiny do nieco większej przestrzeni Pawilonu na dwa spektakularne występy solowe i wreszcie powrót do Dragona na urodzinowe Jam Session Dirka Serriesa.

Zacznijmy zatem od pierwszego koncertu drugiego dnia. Do młodych, gniewnych Brytyjczyków, których świetnie znamy z poprzedniej edycji Festiwalu – Colina Webstera i Andrew Lisle’a – dołączyła dwójka stałych festiwalowych rezydentów, czyli Paweł Doskocz na gitarze elektrycznej i Witold Oleszak na … organach Hammonda. Tak stworzony Ad Hoc Quartet zagrał kipiącą emocjami, gęstą i błyskotliwie energetyczną improwizację, w której pobrzmiewały echa avant jazz-rocka w najlepszym wydaniu. Muzycy szybko znaleźli wspólny język, czego dowodem świetny, kolektywny finał pierwszego seta, poczyniony „na raz”.

W Pawilonie zaś, w pięknej, onirycznej poświacie wysłuchaliśmy dwóch intrygujących występów solowych. Najpierw altowiolista Benedict Taylor z Londynu zagrał iście wirtuozerską improwizację, pełną dramaturgii, ale także konceptualnej ciszy i konstruktywnego zaniechania. Ambientowy, solowy występ gitarzysty Dirka Serriesa, to z kolei było wydarzenie, na które czekało wielu jego wielbicieli. Muzyk w ostatnich latach w zasadzie nie grywa tego rodzaju setów (koncentruje się bardziej na improwizacji na obu typach gitary). Jego występ był zatem wyjątkowo ekskluzywny, ale także bezceremonialnie piękny – płynne, drobne fonie przepuszczone przez gitarowe przetworniki, potem przetworzane przez mikser, dały niebywały, ambientowy płaszcz dźwięków.

W wieczornej części Jam Session do muzyków, jacy grali tego dnia koncerty festiwalowe, dołączyli Ostap Mańko na skrzypach i Michał Giżycki na saksofonie. Trzy sety i mnóstwo ciekawych, niebanalnych improwizacji.

Festiwalowa sobota, to najbardziej rozbudowany program artystyczny i od razu słowo komentarza - bez wątpienia najbardziej epicki i artystycznie bodaj najciekawszy dzień wszystkich dotychczasowych edycji Spontaneous Music Festival. Najpierw Ad Hoc Duo i muzycy zapowiadani, jako najlepsi europejscy saksofoniści w kategorii wiekowej „Under 40” – Colin Webster na saksofonie altowym oraz Albert Cirera na saksofonie tenorowym i sopranowym. Ich ponad półgodzinny set każdym swoim dźwiękiem uzasadniał tezę postawioną przed występem. Świetna komunikacja, wspaniałe improwizacje, garść zmysłowej sonorystyki. Muzycy poznali się osobiście kwadrans przed występem, a zagrali tak, jakby wszystko robili razem przynajmniej od początku istnienia gatunku.

Po chwili przerwy kolejny duet – Dirk Serries na gitarze akustycznej i Benedict Taylor na altówce. W trakcie ich występu, po raz pierwszy, ale nie ostatni tego dnia, zeszliśmy z muzykami do poziomu ciszy. Subtelna, chwilami niezwykle molekularna improwizacja, w której ważny był każdy, nawet pojedynczy dźwięk. I znów, tak jak w trakcie solowych występów obu muzyków poprzedniego dnia, podstawowym atrybutem ich muzyki było czyste piękno dźwięków, jakie generowali na swoich instrumentach.

Trzeci już tego dnia duet nazywał się … DUOT! Najstarszy kataloński, improwizujący „working band”, czyli Ramon Prats na perkusji i ponownie tego dnia na scenie, Albert Cirera na saksofonach. Muzycy zagrali wielobarwny, intrygująco skonstruowany set, pełen free jazzowej energii, ale i sonorystycznych wycieczek w nieznane. Ci akurat muzycy grają ze sobą już kilkanaście lat, co w tym przypadku stanowi dodatkowy atut ich duetowych występów. Gdy tak dobrze znasz partnera, możesz pozwolić sobie w improwizacji na stuprocentowe ryzyko, dzięki czemu całość nabiera dodatkowych wartości. Muzycy bisowali, a oklasków nie było końca.

Wreszcie finał tego niezwykłego dnia i improwizacja realizowana w oparciu o - przygotowaną specjalnie na potrzeby tego koncertu - notację graficzną Dirka Serriesa. Tonus Ensemble w składzie: Dirk Serries - gitara akustyczna, Paweł Doskocz - gitara akustyczna, Witold Oleszak - fortepian, Colin Webster - saksofon, Benedict Taylor - altówka, Ostap Mańko - skrzypce, Anna Szmatoła - wiolonczela oraz Andrew Lisle - perkusja. Minimalistyczna formuła, pojedyncze akordy gitary i budowane wokół nich improwizacje pozostałych muzyków oraz niezwykle ważny element dramaturgiczny spektaklu – wielosekundowe porcje ciszy. Niebywałe skupienie na scenie, równie wielkie po stronie publiczności. Było słychać niemal każde przełknięcie śliny i westchnienie. Koncert, który stanowił pewnego rodzaju wyzwanie dla każdego jego uczestnika, po obu zresztą stronach sceny, ale nagroda była niezwykle sowita. Duże przeżycie!

W niedzielne późne popołudnie publiczność festiwalowa ponownie przemieściła się do innego miejsca – tym razem było to Studio Aktorskie STA, a w nim koncert Poznańskiej Orkiestry Improwizowanej. Osiemnastu stałych muzyków Orkiestry, a w roli gościa, a także dyrygenta pierwszej fazy występu – Benedict Taylor. Muzycy zagrali godzinną, wielobarwną improwizację, pełną chwilami niemal dzikiej energii, poddawaną nieustannym zmianom, także w zakresie osób odpowiedzialnych na proces dyrygentury. Ten wrzący tygiel emocji nie zawsze skutkował ciekawymi rozwiązaniami dramaturgicznymi, a obecność brytyjskiego skrzypka nie była w wielu momentach należycie wykorzystywana. Z drugiej strony docenić jednak należy niemal konceptualną wizję całości spektaklu, która mimo kilku trudniejszych momentów, broniła się nieźle.

Na finał Spontaneous Music Festival ponownie zawitaliśmy doi Dragona, by posłuchać dętego tria Details In The Air. Mikołaj Trzaska na klarnetach i saksofonach, Michał Górczyński na klarnetach i Ken Vandermark na saksofonie i klarnecie zagrali ponad 50 minutowy set bardzo różnorodnych „kompozycji w formie improwizacji”, a emocjonalne reakcje publiczności wskazywały, iż po obu stronach sceny panuje konsensus, co do jakości artystycznej przedsięwzięcia. W okolicach 21.30 Festiwal dobiegł końca.