Marcin Olak Poczytalny: Truskawki

Pamiętam kilka lekcji z historii, typu „Sytuacja w Europie przed wybuchem wojny światowej”. Zazwyczaj polegało to na tym, że do władzy dochodzili z jednej strony populiści, gotowi zrobić wszystko dla władzy, a z drugiej strony „ludzie z wizją”. Wiesz, tacy, którzy chcieli coś zjednoczyć, podbić, wyzwolić, którzy mieli jakąś „wyższą rację”, którzy chcieli kształtować przyszłość. No i, cholera, ukształtowali. Zawsze tam był rozdział o nastrojach społecznych, żeby jakoś wytłumaczyć, jakim cudem ich wybrano, dlaczego ktokolwiek za tym poszedł. Brzmi trochę za bardzo znajomo. Mamy już wszystkie elementy, komentatorzy na bieżąco tłumaczą mechanizmy wyborów… No pięknie.
Próbuję słuchać muzyki. Cichutko. Jem truskawki, żeby przez moment mieć wrażenie, że jest normalnie. Truskawki nie dzielą ludzi. I akurat są. A stara płyta brzmi spokojnie, cudownie, mądrze – Jim Hall, Textures. Fanfara brzmi dostojnie, lecz spokojnie. I wcale nie kojarzy się wojskowym marszem. Jakoś im się udało zdemilitaryzować nawet press rolle na werblu.
Muzyką i truskawkami na moment rozbrajam swoją świadomość. Cały czas widzę powagę sytuacji – świat, który urwał się z łańcucha i gryzie. Nową wojnę – w nocy tam znowu latały rakiety, wiesz? Ukrainę i Gazę, gdzie ciągle agresorzy zabijają cywili w imię swoich racji. Truskawki wchodzą jak dobry antydepresant, przez chwilę staram się dostrzegać pozytywy. Że ten cały syf nie przechodzi bez echa, że może jakoś się uda.
Na sekundę udaje mi się złapać dystans, zastanawiam się, jak będą wyglądały lekcje z historii o początku XXI wieku. Ciekawe, czy będzie rozdział o tym, jakim cudem uniknęliśmy wojny światowej i przeżyliśmy?
Płyta się kończy, zjadłem ostatnią truskawkę.
Idę na spacer.
Boję się.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.