Yedo Gibson – Są dwa rodzaje muzyki: ta, która się dzieje i ta, która się nie dzieje

Autor: 
Andrzej Nowak (http://spontaneousmusictribune.blogspot.com)

Pochodzący z Brazylii saksofonista Yedo Gibson, to z pewnością jeden z bardziej intrygujących improwizatorów młodego pokolenia. Od lat rezydujący w Europie (najpierw Amsterdam, teraz okolice Lizbony), kilkoma płytami silnie zaznaczył się już na scenie muzyki free jazzowej, czy też swobodnej improwizacji. Aż trzy z nich znalazły swego edytora w Polsce. Dokładnie w najbliższy piątek swą światową premierę będzie miała ta trzecia - "Multiverse", nagrana wspólnie z jego portugalskimi przyjaciółmi - Goncalo Almeidą i Vasco Furtado. Saksofonista będzie gościem poznańskiego festiwalu "Drumming Now!" i łódzkiego "Musica Privata". Oba zaczynają się jeszcze w tym tygodniu. Nim posłuchamy Gibsona na żywo, zapraszamy do lektury wywiadu, przeprowadzonego z muzykiem w trakcie ostatnich dni.

Witaj Yedo. W najbliższych dniach ukaże się już trzecia płyta z twoim udziałem w serii wydawniczej Multikulti Project/ Trybuny Muzyki Spontanicznej. Przyjeżdżasz z Vasco Trillą na kilka koncertów do Polski. O ile dobrze pamiętam, to nie będzie Twoja pierwsza wizyta tutaj. Grywałeś koncerty w tej części Europy. Czy tak?

Cześć Andrzej. Tak, to nie mój pierwszy raz w Polsce, byłem tu trzy razy, grałem w kilku miejscach i piłem dużo wódki! Raz grałem tu z Naked Wolf, a pozostałe dwa razy z Vasco. On jest głębokim miłośnikiem polskiej kultury, prawdopodobnie wie więcej o polskim kinie niż większość Polaków, wprowadził mnie do Polski. Gdy po raz pierwszy pojechaliśmy do Polski, graliśmy razem w tych wszystkich miejscach, fantastycznie było wtedy spotkać tylu wspaniałych ludzi. Zostaliśmy tak dobrze przyjęci w Łodzi, że to miejsce stało się moim ulubionym polskim miastem. Paweł Sokołowski i jego ekipa dali nam chociażby lekcje polskiego tańca tradycyjnego, ale także w Warszawie świetnie się bawiliśmy, w Kalamburze i w Krakowie ... Kocham to wspomnienia.

Pomówmy o tych trzech płytach ("Antenna", L3, "Multiverse"). Każda jest inna, wydaje mi się, że każda znajduje punkt zaczepienia dla procesu improwizacji w innym miejscu, ma inny pomysł na wejściu. Mógłbyś każdą z nich skomentować?

"Antenna" to mój duet z Vasco, którego zawsze mam głęboko w sercu. Kiedy po raz pierwszy spotkałem się z Vasco, graliśmy przez tydzień w Barcelonie, za drugim razem okazało się, że zarezerwowaliśmy trasę z prawie 20 koncertami, a w ciągu 2 lat zagraliśmy razem 180 koncertów. Ta sytuacja, to jest dla mnie najłatwiejszy sposób tworzenia muzyki (w duecie z Vasco Trillą). Jeśli chodzi o L3 - od dłuższego czasu miałem pomysł, by rozwijać strukturę dźwiękową, ale jednocześnie utrzymywać bardzo wysoki poziom energii. To pomysł zaczerpnięty z mojego pierwszego europejskiego tria EKE z Gerri Jagerem (perkusja) i Oscarem Janem Hooglandem (klawikord). Chciałem trzymać się tej koncepcję w bardziej radykalnej formie, więc zadzwoniłem do trębacza Luisa Vicente, aby dołączyć do naszego duetu z Trillą.

"Multiverse" różni się znacznie od pozostałych dwóch płyt. Gonçalo Almeida i Vasco Furtado przyjechali do mojej małej wioski w Sintrze, aby się ze mną pograć, a w trakcie nagrania niespodziewanie muzyka poszła w zupełnie innym kierunku niż się spodziewaliśmy. No i trzeba to było koniecznie nagrać. Poszliśmy więc do SMUP i zrobiliśmy tę płytę. Zawsze fascynuje mnie gra z muzykami, którzy potrafią odwrócić moją głowę w inną stronę i właśnie to robią ci dwaj faceci.

Trilla, zapytany przeze mnie przy okazji płyty "Antenna", jak określiłby Wasze relacje w muzyce i improwizacji, odpowiedział: "Jesteśmy jednością!". Co dla Ciebie jest najważniejsze, gdy wchodzisz na scenę, czy do studia nagraniowego? Co sprawia, że dany koncert jest naprawdę udany?

Dźwięk, to wibrujące powietrza, a muzyka jest momentem, w którym stajesz się częścią tej wibracji i możesz ją poprowadzić, a nawet zdecydować, aby Ciebie poprowadziła. Tak dzieje się wtedy, gdy wiesz, że jesteś na dobrej drodze, nie tylko czujesz wtedy ten przepływ powietrza, ale jesteś już jego częścią, jesteś też całkowicie świadomy przestrzeni, czasu i możliwości.

Han Bennink powiedziałby w takiej sytuacji, że "są dwa rodzaje muzyki - ta, która się dzieje i ta, która się nie dzieje". Powiedziałbym, że kiedy „to się dzieje”, jesteś zarówno wewnątrz muzyki, jak i poza nią, a także całkowicie świadomy jej potrzeb.

A masz jakieś swoje ulubione sytuacje sceniczne? Wolisz duet czy większy skład? A instrumenty? Kiedy sięgasz do saksofon sopranowy, czy frule, a kiedy po tenor, czy baryton? Co determinuje Twój wybór?

Zwykle postrzegam muzykę jako sposób poruszania się powietrza w pomieszczeniu, a to tak samo działa w przypadku duetów, jak i dużego zespołu. To, co się zmienia, to zdolność poruszania się, w duecie może to odbywać się w każdym kierunku, dziać w każdej milisekundzie, a w dużym zespole ten proces trwa dłużej, to tak, jakby jechać na BMX lub płynąć na ogromnej łodzi.

Mam pasję do perkusji, zacząłem grać muzykę free z moim wujkiem Pandą w Brazylii i moim bratem, obaj to perkusiści, więc to jest instrument, który czasami bywa ogromną częścią mnie. Być może to właśnie sprawia, że tak łatwo zrozumiem świat Vasco.

Nigdy nie wybieram instrumentów, to zwykle jest skutkiem ruchu powietrza w pomieszczeniu, w którym gram.

Powróćmy do Twojej najbliższej wizyty w Polsce. Zagrasz m.in. na festiwalu Musica Privata w Łodzi, a wcześniej spędzisz trzy w Poznaniu, uczestnicząc w festiwalu Drumming Now! w Dragonie. Zagrasz duet z Vasco, chcielibyśmy Cię zobaczyć także w innym duecie, z gitarą elektryczną. Przewiduje się także, iż będziesz dyrygował Poznań Improvisers Orchestra. Masz jakieś doświadczenia w tej dziedzinie? Lubisz grać w dużych składach, które improwizują?

Nigdy nie planowałem niczego z Vasco, gramy tylko muzykę ...

Jeśli chodzi o dużych składy ... Byłem założycielem The Royal Improvisers Orchestra w Amsterdamie. Prowadziłem ją przez 10 lat, mieliśmy około 20 muzyków i graliśmy także z London Improvisers Orchestra, z Philem Mintonem, Hanem Benninkem, czy Steve'em Beresfordem. Nawet wziąłem raz ten zespół do Brazylii. Miałem tych wszystkich wspaniałych muzyków, którzy ćwiczyli dwa razy w tygodniu, dla wszystkich był to bardzo rozległy, ogromny proces, który wyszedł od dyrygentury, a doszedł do momentu, gdy muzycy byli w stanie po prostu improwizować i tworzyć muzykę ad hoc, bez konieczności podążania za liderem. To było niesamowite doświadczenie dla mnie.

Jakie metody komunikacji z zespołem wykorzystujesz w trakcie dyrygowania? Używasz jakiejś notyfikacji? Na przykład graficznej? Czy tylko gestykulujesz, jak Ivan Gonzalez?

Pracując z The Royal Improvisers Orchestra użyłem początkowo wszystkich tych metod, których nauczyłem się podczas pobytu w Londynie i kontaktów z The London Improvisers Orchestra, ale w sumie nigdy nie lubiłem być tym jedynym, który podejmuje decyzje. Po czterech latach zdecydowałem się porzucić sygnały ręczne, a wtedy orkiestra znalazła swój sposób na kolektywną improwizację, wciąż osiągając te same efekty.

Opisz nam proszę, jaka była twoja droga twórcza do stania się muzykiem improwizującym. Ktoś Cię szczególnie zainspirował? Czy na kimś się wzorowałeś na początku tej drogi?

To zabawna historia, mój wujek Panda w wieku 55 lat przestał grać publicznie i postanowił jedynie ćwiczyć, by grać jazz jak Amerykanin. Puszczał więc sobie płyty jazzowe i grał zgodnie z nimi. Za każdym razem, gdy się z nim spotykałem, prosił mnie, abym ćwiczył z nim. A ja zawsze uciekałem od tego grania z płytami, więc pewnego dnia powiedziałem mu - ok, zagrajmy, ale nie z płytami, tylko wyłącznie we dwójkę. Graliśmy przez dwie godziny bez przerwy i myśleliśmy wtedy, że wymyśliliśmy nowy rodzaj muzyki. Postanowiliśmy więc grać razem każdego dnia i robiliśmy tak przez kilka lat. Dwa lata później Panda otrzymał nagranie "Interstellar Space", a kiedy zagrał dla mnie tę płytę, zapytałem go, w którym momencie nas nagrywałeś?! A on powiedział, że to John Coltrane i Rasheed Ali, grali tak prawie 50 lat wcześniej. Zatem wymyśliliśmy free jazz, a później odkryliśmy, że ktoś zrobił to dużo wcześniej!

Pochodzisz z Brazylii, sporo czasu spędziłeś w Amsterdamie, teraz mieszkasz pod Sintrą, nie daleko Lizbony. Czy mógłbyś porównać te trzy miejsca na ziemi z punktu widzenia muzyka improwizującego, możliwości jakie stwarza do rozwoju, do grania muzyki, w ogóle do życia?

Amsterdam zawsze silnie wspierał muzykę i stał się wspaniałą sceną muzyki improwizowanej, z ICP Orchestra na czele, ale potem przez wiele lat był pustym miejscem, jedynie ze starszymi muzykami. W ciągu ostatnich 10 lat wielu młodych muzyków przeniosło się do Amsterdamu, co dało tej scenie nowy impuls i spowodowało, iż ponownie jest to wspaniałe miejsce. Brazylia ma ogromną kulturę muzyczną, ale niewiele ma wspólnego z muzyką improwizowaną. Musieliśmy ciężko walczyć, aby mieć po prostu prawo do istnienia, jako artyści. Ale Portugalia jest teraz także zabawnym miejscem. Mają świetne wytwórnie płytowe, ale muzycy są bardzo podzieleni, żyją w swoich małych światach. Mam nadzieję, że to się zmieni, a muzycy staną się dla siebie bardziej przyjaźni, tak by ich muzyka mogła się rozwijać wspólnie. Kiedy ta drobna rzecz się zmieni, to miejsce stanie się tropikalnym rajem dla wolnej improwizacji.

Dziękuję za rozmowę!