Tomek Grochot Electric Project w Piec Arcie

Autor: 
Mateusz Magierowski
Autor zdjęcia: 
Anna Basista

Elektroniczne eksperymenty cieszą na się na polskiej scenie jazzowej i jej obrzeżach coraz większą popularnością. Nową płytę wydała niedawno Jazzpospolita, nowy krążek nagrał także zespół Sing Sing Penelope, któremu podczas pracy nad albumem towarzyszył współpracownik Nilsa Petera Molvaera – Pal Nyhus, czyli DJ Strangefruit. Zainteresowania możliwościami, jakie stwarza wykorzystanie w muzyce elektroniki nie kryje również Tomasz Stańko, który podczas ostatniego Festiwalu Solidarity of Arts wystąpił z kwintetem, w którym za klawiaturami fenderów zasiadali Domnik Wania i Craig Taborn. Interesujące efekty prób dokonania mariażu jazzu z elektroniką można usłyszeć również w Krakowie, o czym można było się przekonać w sobotni  wieczór podczas koncertu Tomek Grochot Electric Project w Piec Arcie.

Liderem „elektrycznego tria” jest perkusista Tomasz Grochot, były współpracownik Kroke i Nigela Kennedy’ego, który w 2008 r. nagrał  z własnym kwintetem  (Eddie Henderson – trąbka, Adam Pierończyk-saksofony, Robert Kubiszyn – kontrabas, Dominik Wania – fortepian i fender) świetną płytę „My Stories”. W trio towarzyszą mu basista Piotr Południak oraz skrzypek Dominik Bieńczycki, grający również na keyboardzie. Electric Project jest wypadkową fascynacji elektronicznymi brzmieniami Grochota i Bieńczyckiego, który już jakiś czas temu eksplorował nu jazzowe przestrzenie w ramach swojego projektu „TransDominator”.

Muzyka grana przez Electric Project tętniła transowymi rytmami. Dynamiczny beat, budowany przez szalejącego za zestawem perkusyjnym Grochota splatał się zapętlonymi riffami basu Południaka. Kierunek muzycznych poszukiwań wyznaczała gra  instrumentu, którym posługiwał się w danym momencie Dominik Bieńczycki. Jeśli był to keyboard – należało „zapiąć pasy” i przygotować się na groove’ową ekstazę.  Dźwięk elektrycznych skrzypiec zapowiadał częstokroć balladowe tony, przesycone jednak nie mroczną melancholią, ale radosną ekscytacją oczekiwania na kolejny muzyczny „odlot”. Nastrój niekiedy niejednoznaczności, niekiedy po prostu dobrej zabawy budowały rozpoczynające kolejne kompozycje Grochota i Bieńczyckiego głosowe sample, przywodzące na myśl twórczość duetu Skalpel, czyli Marcina Cichego i Igora Pudło.
Muzycy zapowiadają wydanie zaprezentowanego w Piecu materiału na płycie. Ile będzie w niej jazzu i czy jazzem ją jeszcze nazwiemy, wydaje się mało istotne – jeśli będzie w niej tyle pasji, energii i odwagi w eksperymentowaniu z dźwiękiem co podczas koncertów w Piecu, będzie to po prostu dobra muzyka.