Omar Puente na na finał Jazzu na Starówce.

Autor: 
Maciej Karłowski
Autor zdjęcia: 
Krzysztof Machowina

 

Omar Puente nie jest muzykiem przesadnie znanym nawet w Anglii, gdzie od kilku lat mieszka. Być może jednak w przyszłości się to zmieni, ponieważ wszedł w orbitę postaci na brytyjskiej scenie jazzowej cenionych poważanych. Przydarzyło mu się  nawet współpracować z saksofonista i producentem w jednej osobie - Courntneyem Pinem.

W Polsce Puente wystąpił po raz pierwszy, przynajmniej tak twierdzą organizatorzy koncertu. Nie potrafię przyznam szczerze powiedzieć czy Omar zapadnie w pamięć warszawskiej publiczności na trwałe, za to z pełnym przekonaniem może powiedzieć, że wie co zrobić, żeby zaskarbić sobie przychylność publiczności. Wychodzi jej naprzeciw i pozostawia wrażenie, że nie jest niedostępnym scenicznie wirtuozem, ale człowiekiem, który jest tu po to żeby słuchacze poczuli się lepiej. Nie bez znaczenia był także podczas warszawskiego koncertu momentem wykonanie utworu Marka Grychuty „Ważne są dni, których jeszcze nie znamy” i na dodatek w konwencji reggae. Myślę jednak, że i bez tego skądinąd bardzo miłego zabiegu, zgromadzona na starówce publiczność nagrodziłaby Omara gromkimi brawami. Powód jest sądzę prosty. Muzykę kubańską lubimy. Zwłaszcza jej taneczność, naturalną witalność i bardzo atrakcyjną rytmikę. Lubimy też skrzypce, z pewnością też i z tej racji, że jest to nasz narodowy instrument, którym co więcej przeniknęliśmy do jazzu skuteczniej niż innymi instrumentami.

A Omar Peuente przyniósł ze sobą dużo rytmu, trochę skrzypcowej nostalgii brzmienia i wiele uroku osobistego. O tym, że i on sam i jego sekstet to zespół kompetentny pisać nie potrzeba. Faktem jednak pozostaje, że jego muzyka nie tchnie ani nowatorstwem, ani nie przysparza jakiejś szczególnej wiedzy o tym jak to na Kubie gra się jazz na skrzypcach, ale może wcale niepotrzebnie tego tupu oczekiwania warto w sobie rozbudzać. W upalny sobotni wieczór była to dokładnie taka muzyka jaka powinna być. Dla wielu pozostanie tylko jedno pytanie, powracające co i raz. Czy aby na pewno był to adekwatny finał do rangi imprezy? Ja mam w tej materii trochę wątpliwości.