Globalna Polanna

Autor: 
Maciej Krawiec

Nie od dziś wiadomo, że związków twórczości Anny Marii Jopek z muzyką etniczną, wywodzącą się z różnych kultur i krajów świata, jest bardzo wiele. Związki te mają swe korzenie już we wczesnym dzieciństwie artystki -  miała ona bowiem styczność z polską muzyką ludową za sprawą ojca, tenora w zespole Mazowsze, Stanisława Jopka. Później, w czasie jej profesjonalnej kariery, projektów eksplorujących etniczność i kulturową odrębność było kilka: z elementami polskiej muzyki ludowej mieliśmy do czynienia już na płytach „Ale jestem” czy „Szeptem”, zaś inspiracje muzyką afrykańską, portugalską czy japońską bez trudu można odnaleźć na albumach „Jasnosłyszenie”, „Sobremesa” oraz „Haiku”. Jopek jest więc artystką nie tylko świadomą polskiego dziedzictwa muzycznego, lecz także szczerze zainteresowaną innymi oryginalnymi tradycjami z całego świata.

Oba te nurty zbiegają się w najnowszym projekcie wokalistki pt. „Polanna”. Tak nazwana płyta, wydana w 2011 roku, zawiera wyłącznie rodzime kompozycje autorstwa m.in. Wacława z Szamotuł, Karłowicza, Szymanowskiego i Moniuszki, poddane współczesnym interpretacjom. Oprócz doborowego składu polskich muzyków, w nagraniach udział wzięli Gil Goldstein - wciąż jeden z najbardziej wziętych aranżerów na świecie i wirtuoz akordeonu - oraz wybitny kubański pianista Gonzalo Rubalcaba. Z tym imponującym wielokulturowym zespołem Jopek kontynuuje swoją osobistą misję: jest nią popularyzacja polskiej muzyki z jej wyjątkowymi rytmami, skalami, tematami oraz językiem.

Wtorkowy koncert w Sali Kongresowej promujący ten album nazwany został „Wielka Polanna” - przymiotnik dodano do oryginalnego tytułu zapewne ze względu na okazały zespół, jaki udało się na ten koncert stworzyć. Z Anną Marią Jopek wystąpiło bowiem aż jedenastu muzyków: Paweł Dobrowolski, Krzysztof Herdzin, Robert Kubiszyn, Rafał Kwiatkowski, Marek Napiórkowski, Pedro Nazaruk, Maria Pomianowska, Mateusz Pospieszalski, Stanisław Soyka oraz wspomniane światowe gwiazdy Goldstein i Rubalcaba. Rozmach tego przedsięwzięcia był więc duży, zaś kumulacja potencjału artystycznego mogła przyprawić fana jazzu o zawrót głowy. Czy dwugodzinna „Wielka Polanna” spełniła te oczekiwania?

Zespół bez wątpienia zaprezentował się znakomicie: gra sekcji Dobrowolski-Kubiszyn, wraz z towarzyszącym im w akompaniamencie Napiórkowskim, była urozmaicona, pomysłowa, momentami bardzo intrygująca. Na słowa uznania zasługuje również oryginalna grupa dęto-wokalna w składzie Herdzin, Nazaruk i Pospieszalski, którzy byli odpowiedzialni głównie za tworzenie pięknie brzmiącej instrumentalnej aury. Podobne zadania spoczywały na grającej na fideli Pomianowskiej i wiolonczeliście Kwiatkowskim. Wyłącznie wokalnie w utworze „Laura i Filon” wsparł Jopek Stanisław Sojka, zaś role jazzowych improwizatorów przydzielone zostały przede wszystkim gościom zza oceanu: Goldsteinowi na akordeonie i Rubalcabie na fortepianie.

Pomimo wielu pięknych dźwięków, wyrafinowanych pomysłów aranżacyjnych, subtelnych dialogów między grupami muzyków, koncert pozostawił niedosyt. Dominowało w nim bowiem to, co Jopek nazywa „piosenkarską narracją”: struktura większości utworów była przewidywalna, zaś swoista aura wizualno-muzyczna przedstawienia i polskie teksty kompozycji były ważniejsze niż samo muzykowanie i improwizacje wybitnych instrumentalistów. Koncepcja ta wynikała pewnie z predyspozycji wokalistki: jej śpiew sprawdza się doskonale przy wykonywaniu piosenek - Jopek czyni to inteligentnie i zmysłowo. Gdy przechodzi jednak do spontanicznych wokaliz, zdarza jej się wpadać w nadmierny patos oraz nadekspresję bez znaczenia.

W pewnej mierze zmieniło się to, gdy na drugą część koncertu do zespołu dołączyli Goldstein i Rubalcaba. Jopek, świadoma rangi swoich gości, była zobowiązana dać im kilkakrotnie czas na improwizacje. Akordeonista grał niespiesznie, elokwentnie, nawet zawadiacko. Z kolei pianista balansował między szeptem i krzykiem: szukał napięcia w pauzach, które znajdowało ujście w szybkich i ekspresyjnych uderzeniach. Gra obu była bardzo ciekawa, publiczność słuchała ich z uwagą i doceniała należycie każdą solówkę. Pozostali muzycy, rzecz jasna, robili co mogli - wszyscy oni zagrali co najmniej po jednym znakomitym solo w trakcie całego wieczoru - jednakże "piosenkowa" koncepcja tej muzyki nie pozwalała im dać się ponieść jazzowemu instynktowi. Na tym tle najbardziej wyróżniał się Pospieszalski: raz po raz dodawał swoje nieokiełznane dźwiękowe komentarze, co znacznie ożywiało muzykę i czyniło ją nieco mniej konwencjonalną.

 

Co do „polskości” projektu, dostrzegalna była ona głównie w doborze repertuaru oraz warstwie tekstowej: większość zagranych utworów komponowali polscy klasycy, zaś słowa eksplorowały takie tradycyjne polskie tematy, jak romanse, modlitwy i kołysanki. Inaczej sprawa się miała z aranżacjami i brzmieniem zespołu: one bowiem nasuwały skojarzenia z muzyką arabską, afrykańską i latynoamerykańską. Takie kulturowe wymieszanie było bardzo współczesne i, zdaje się, odważne. Owa world music w wydaniu Jopek byłaby jednak warta o wiele więcej, gdyby bardziej istotną rolę pełnił w niej indywidualizm jej wykonawców. Wówczas „Wielką Polannę” można byłoby postrzegać nawet jako obraz nowoczesnej wielokulturowej Polski: świadomej swojej historii i tradycji, otwartej na świat i demokratycznej.