Sensation Of Tone
2016 to był dobry rok dla Ellery’ego Eskelina. Kilka miesięcy wcześniej pojawiła się na rynku jego trio wa płyt Az Geery, Hemingwayem i Garym Versace recenzowana zresztą na łamach Jazzarium. Teraz na sklepowe półki, za kilka dni trafi kolejny album triowy, ale nagrany w innym składzie.
Tym razem Eskelinowi towarzyszyli muzycy szwajcarscy, u nas znani mało albo w ogóle, ale znakomici i cieszący się u siebie szacunkiem i estymą. Sensations of Tone nie jest efektem pierwszego ich spotkania. Wspólna historia zespołu sięga 2011 roku. Wówczas kontrabasista Christian Weber i perkusista Michael Griener, muzycy współpracujący ze sobą regularnie, zaprosili Eskelina na kilka koncertów do Szwajcarii. Tamto spotkanie zaowocowało koncertami całkowicie wyimprowizowanymi, ale w trakcie rozmów i prób okazało się, że wszyscy trzej są miłośnikami nie tylko swobodnej kreacji, ale również jakby tu określić dawnego jazzu. Elary jazz brzmi z pewnością bardziej adekwatnie, jakkolwiek jednak by go nie nazwać, miłość do nagrań archiwalnych, pasja zasłuchiwania się w starych mistrzach jeszcze bardziej ich połączyła.
I jakby chcieć najlapidarniej opisać zawartość muzyczną płyty to można byłoby napisać, że jest bardzo przekonującym dowodem, że w jednym muzycznym ciele może istnieć na takich samych warunkach pasja do muzyki dzisiejszej i historycznej. Gdby na tym zakończyć jednak opisywanie albumu wyrządzilibyśmy ogromną krzywdę i mało znanym Szwajcarom i bardzo znanemu Amerykaninowi. Słuchając ich muzyki warto zadać sobie pytanie co łączy historyczną muzykę jazzową z nowoczesną jazzową improwizacją ocierającą się czasami o granie nieidiomatyczne. Weber, Greiner, a szczególnie Eskelin udzielają nam bardzo dobrzej odpowiedzi. Sensation of Tone będące jednocześnie tytułem albumu.
Bez dwóch zdań ton, brzmienie, a także wyczucie jednego i drugiego może być takim wspaniałym pomostem pomiędzy czymś co bardzo konwencjonalne i tym co konwencji chce unikać. Jeśli w tonie i brzmieniu odnajdziemy materiał źródłowy, na nim się skupimy i jemu poświęcimy naszą uwagę, to podróżując po świecie muzyki prędko dostrzeżemy w jak fascynujący sposób, zależnie od kontekstu, ów ton i brzmienie na różne sposoby może funkcjonować. Jak różne przestrzenie akustyczne przed nami odkryje.
Słuchając tego bandu, słuchając Eklery’ego Eskelina nieodmiennie zdumiewa mnie, że w świecie wielkiego eklektyzmu i nieustannych fuzji wszystkiego ze wszystkim, może istnieć przestrzeń, w której wcale nie zadajemy sobie pytań czy łączy nas coś z historią czy będąc nowoczesnym musimy rezygnować z tego skąd się wywodzimy.
Otóż wcale nie musimy i powiem więcej dobrze byłoby gdybyśmy z tej wspaniałej ciągłości na co dzień zdawali sobie sprawę. Eskelin z pewnością to wie i niezależnie od tego czy gra stworzone z Weberem i Grienerem utwory nowoczesne czy sięga po archaiczne Ain’t Misbehavin, wiem,że tak naprawdę gra najbardziej swoją muzykę jak tylko to możliwe.
Kocham taki jazz. W rękach tria, w przeciwieństwie większości mainstreamowych jazzowych propozycji, nie jest on okrutną stratą czasu.
1. Orchard and Broom (Eskelin, Weber, Griener) 8:59, 2. Shreveport Stomp (Morton) 4:05, 3. Cornelia Street (Eskelin, Weber, Griener) 7:31, 4. China Boy (Boutelje/Winfree) 4:12, 5. Ditmas Avenue (Eskelin, Weber, Griener) 8:00, 6. Moten Swing (Moten) 5:35, 7. Dumbo (Eskelin, Weber, Griener) 7:47, 8. Ain’t Misbehavin’ (Waller/Brooks) 6:30
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.