Renaissance

Autor: 
Maciej Karłowski
Marcus Miller
Wydawca: 
Dreyfus Jazz
Dystrybutor: 
Dream Music
Data wydania: 
28.06.2012
Ocena: 
3
Average: 3 (1 vote)
Skład: 
Marcus Miller : bass - Louis Cato : drums - Kris Bowers : piano, Fender Rhodes - Adam Agati : guitar - Alex Han : alto saxophone - Maurice Brown : trumpet, Sean Jones : trumpet, Adam Rogers : acoustic guitar, Gretchen Parlato : vocals - Rubén Blades : vocals, Ramon Yslas : percussion, Bobby Sparks : organ, Dr. John : vocals,

Na nową studyjną płytę Marcusa Millera fani musieli czekać długo. W Europie to pięć lat, tyle bowiem minęło od chwili, kiedy na sklepowe półki wjechał album „Free”. Reszta świata musi jeszcze poczekać do sierpnia. To długo, ale w końcu płyta jest i zatytułowana została w sposób prawdziwie doniosły i budzący ogromne oczekiwania. „Renaissance” – odrodzenie. Marcus Miller jak Feniks z popiołów powraca do fonograficznej gry!

Przez ten czas jednak nie było wcale tak, że Marcus zamilkł, że schował się głęboko w domowym zaciszu i skąpił swojego talentu wielbicielom. Były płyty, owszem będące rejestracjami koncertowymi, ale przede wszystkim były same koncerty, a to dziedzina, w której Marcus Miller urasta do rangi prawdziwie niezawodnej instytucji. I teraz kiedy marcu nowy renesans stał się faktem, co więcej, popartym trasą koncertową, której dwóch odsłon byliśmy w Warszwie świadkami, nie sposób spoglądać na nowe nagranie bez kontekstu występów na żywo.

A taki kontekst nie służy. Jaka jest płyta „Renaissance”? W kontekście studyjnych płyt wypada dobrze albo inaczej nie budzi żadnych wątpliwych odczuć. Są nowe utwory, w sumie osiem, i pięć coverów autorstwa takich artystów, jak WAR, Janelle Monáe, Weldon Irvine czy Ivan Lins. Są szalenie zdolni muzycy z podstawowego składu - jak saksofonista Alex Han czy młodziutki pianista Kris Bowers, czy jeden z najbardziej cenionych nowojorskich gitarzystów, Adam Rodgers - oraz goście z Dr. Johnem i Gretchen Parlato na czele.

Utwory napisane przez Macusa także spełniają wszelkie oczekiwania. Są bardzo efektowne, z basem w roli głównej, z tym charakterystycznym soundem i funkowym groove'em, precyzją tak aranżacyjną, jak i wykonawczą. Ale kiedy gdzieś z tyłu głowy pobrzmiewają ich koncertowe wersje, to trafia szlag, że w studiu tak mało w nich pozostało pazura, że tak nie wiele w nich życia, tak bardzo wydają się błahe i doraźne w porównaniu do wersji koncertowych. Niemal nie sposób ich zapamiętać, giną gdzieś przytłoczone brzmieniem i siłą wersji „na żywo” i zupełnie nie pozwalają myśleć o nowej płycie jak o renesansie. Tak więc trzy gwiazdki, ale korci gdzieś tę notę trochę obniżyć.

1. Detroit, 2. Redemption, 3. February, 4. Slippin’ Into Darkness, 5. Setembro, 6. Jekyll & Hyde, 7. Interlude: Nocturnal Mist, 8. Revelation, 9. Mr. Clean, 10. Gorée (Go-ray), 11. CEE-TEE-EYE
12. Tightrope, 13. I’ll Be There