Recenzje

  • Up Popped The Two Lips

    Od czasu poprzedniego koncertu Henry’ego Threadgilla w Polsce, jak do tej pory zresztą jedynego koncertu mija 12 lat. W 1999 r. mogliśmy posłuchać jak brzmiała wówczas zupełnie nienowa formacja słynnego chicagowskiego giganta Make A Move. Ale już wtedy Henry Threadgill planował zupełnie nowy zespół - Zooid, jak się dziś okazuje zespół, który jest dla niego kluczowym medium uprawiania muzyki. Na kompaktową edycję działań Zooid trzeba było jeszcze trochę poczekać. Dwa lata upłynęły, zanim na sklepowe półki trafiła płyta „Up Popped The Two Lips”.

  • Rio

    Zbieranie płyt Keitha Jarretta może przypominać uzupełnianie kolekcji współczesnego malarstwa czy rzeźby.

  • Star Tracks

    Co najmniej kilka przyczyn przemawia za zrecenzowaniem tej płyty. Kilka powoduje, że właściwie szkoda na nią miejsca. Zacznijmy od argumentów przemawiających za skleceniem tych kilku słów. „Star Tracks” to jedna z prób poszerzenia skarbnicy jazzowo interesujących standardów o współczesne piosenki pop. Niby nic nowego kilkadziesiąt lat temu, jazzmani zrobili to z wielkim powodzeniem sięgając po dancingowo-musicalowe przeboje. 

  • Class Trip

    John Abercrombie przez 30 lat swej artystycznej drogi poszukiwał różnych mediów. Często grywał w trio z organami, często w trio z basem i perkusją, czasem był fortepian, druga gitara. Śmiem jednak twierdzić, że najdoskonalszego partnera dla swych pomysłów znalazł dopiero, kiedy związał się ze skrzypkiem Markiem Feldmanem.

  • Love Letters

    Plejada nazwisk, aż się w głowie kręci (Holland, Scofield, Kikoski, Redman, Barron, McBride). Skład zaproszonych do nagrania gości legendarnego perkusisty mógłby obdzielić kilka płyt. Spis utworów, wręcz wzorcowy na warsztaty jazzowe dla początkujących muzyków. Frajda dla miłośników solidnego jazzu środka.

  • Town Hall Concert 1962

    Ostatnio niezmiernie rzadko słucham Ornette Colemana, jednakże gdy już nadchodzi ta chwila - to wiem, że to jest to. W jego muzyce jest ten rodzaj siły, ekspresji, która potrafi dać napęd na długie dni czy nawet miesiące.

  • Banned in New York

    Pamiętam Osbiego jeszcze z czasów, gdy nagrywał płyty dla JMT, oraz z początkowych produkcji dla Blue Note Records - dużo elektroniki, pokręcone rytmy, czerpanie z wszelkich możliwych inspiracji. Mniej więcej od doskonałego "Art Forum" - Osby stał się mniej "awangardowy", bardziej osadzony w tradycji i to sięgającej nawet Parkera. "Banned in New York" jest płytą koncertową. 

  • Come Play With Me

    Recenzowana płyta Cuonga Vu jest kontynuacją drogi obranej jeszcze na pierwszym albumie artysty - Bound (Omnitone 12002) i bezpośrednio rozwija pomysły z płyty Pure (Knitting Factory KFW-286). Wydaje się, że wietnamski  (przynajmniej z pochodzenia) trębacz, powoli krystalizuje swój styl. 

  • Vespers

    Listopad, sobota, szósta rano. Na pustej ulicy tylko dziesięcioletni chłopiec wyprowadza na spacer psa. Dochodzę do przystanku tramwajowego. Po drugiej stronie torów znajoma twarz – pani z piekarni. Właśnie przyjechała dostawa pieczywa. Właśnie nadszedł czas na płytę Vespers.

  • The Time Of The Sun

    Tom Harrell – trębacz, o którym można śmiało powiedzieć, że należy do gorna największych trębaczy dzisiejszej sceny jazzowej. Pozycję tę utrzymuje zresztą już od bardzo dawna będąc świadkiem pojawiania się co roku nowych postaci w jazzowym pejzażu. Należy także do tych twórców, którzy budują swój świat z daleka od świateł reflektorów, bez nieustannego kokietowania dziennikarzy i publiczności. Nie rozgrywają się wokół niego skandale, nie krążą pikantne anegdoty, ani też za kolejnymi premierami płytowymi nie idzie oszałamiająca kampania promocyjna.

  • Special Encounters

    Nie będę udawał dwu rzeczy. Po pierwsze, że znam od podszewki twórczość Pieranunziego. Po drugie, że jestem wielbicielem fortapianowych, jazzowych triów. Podchodzę do tego typu muzyki - niestety - z nastawieniem: będzie źle, będzie tak, jak już było, nic nowego mnie nie spotka, nie urzeknie.

  • Back At The Velvet Lounge

    Delmark przygotował dla fanów chicagowskiego jazzu ucztę. Po dwuletniej przerwie od wydania płyta „On The Run” zagościł w klubie Freda Andersona - Velvet Lounge by zarejstrować i wydać drugi w tej oficynie znakomity koncert saksofonisty.

  • Job

    To już któraś z rzędu propozycja Naftule's Dream, jednak dopiero pierwsza, jaką mam przyjemność słuchać. Naftule's Dream to zespół wpisujący się w krąg muzyki żydowskiej "radykalnego" nurtu. Zanim jeszcze muzyki tej się posłucha, sekstet ciekawi składem instrumentalnym, w którym znajdziemy klarnet, puzon, akordeon, elektryczną gitarę, tubę i perkusję. Przyznam, że nie znam drugiego zespołu, który aranżowałby swą muzykę na taki skład. 

  • Rivers & Tides - Working with Time

    Biorąc pod uwagę podtytuł tej płyty – Working with Time – pisanie poniższej recenzji może się wydać niepotrzebne a nawet nie na miejscu. Jeśli bowiem ktoś zajmuje się pracą z czasem, to nie można zawczasu mówić co robi. Z drugiej jednak strony, jestem pewien, że nie będę w stanie zdradzić niczego z tej muzyki... Chciałbym powiedzieć tylko dwie rzeczy, niejako obok niej.

  • Rruga

    Muszę przyznać, że na widok płyty nowego klasycznego tria jazzowego nie przechodzi mnie specjalny dreszcz, chyba, że można za takowy uznać lekko uniesioną brew. Zapewne wielu się ze mną nie zgodzi, ale wydaje mi się, że niezwykle ciężko jest wymyśleć w tej dziedzinie coś, czego nie zrobiliby już Bill Evans Trio na jednym skrzydle, czy The Bad Plus na drugim. Zdarzają się czasem wyjątki takie jak zespół Brada Mehldau'a, Vijay'a Iyera, czy - moim zdaniem niedocenione trio Bjornstad/Danielson/Mazur.

Strony