Wszyscy ludzie Mingusa - Dziś 85. urodziny Bunky'ego Greena!

Autor: 
Piotr Jagielski
Zdjęcie: 

Nie ma niewłaściwych nut - to jedna z żelaznych zasad Charlesa Mingusa, wielkiego niedocenionego geniusza amerykańskiej kompozycji i wielkiego docenionego jazzowego kontrabasu. Mingus był postacią pod każdym względem nietuzinkową - zarówno w warstwie fizycznej (nie należał do żadnej grupy etnicznej, będąc, według jego własnego określenia, "zbyt biały dla czarnych, za czarny dla białych, zbyt czerwony dla żółtych i zbyt żółty dla czerwonych" - muzycznej i duchowej. Gdy w 1960 r. do dowodzonego przez niego zespołu trafił saksofonista Bunky Green, nie mógł oderwać wzroku od postawnego kontrabasisty.
 
Green przyjechał do Nowego Jorku żeby zastąpić nie byle kogo, bo samego Jackiego McLeana, który nową dekadę postanowił rozpocząć pracą na własną rękę. Green nie miał doświadczenia, koniecznego w pracy nad trudnym materiałem z trudnym człowiekiem, jakim był Mingus - pracy towarzyszyły nieustanne wahania nastrojów, od głębokiej depresji aż po nieokiełznany entuzjazm. Mingus mógł przestraszyć a Green w swoim CV mógł umieścić jedynie ogrywanie się w klubie "The Brass Rail" w rodzinnym Milwaukee. Lekcja Mingusa zmieniła młodego saksofonistę na zawsze.
 
Pod opiekuńczymi skrzydłami szaleńca Mingusa saksofonista szybko się uczył i nabierał doświadczenia. Nabrał go na tyle, że w 1960 r. zdecydował się na solowy debiut, albumem "Step High", nagranego dla wytwórni Exodus. Już rok później zamienił Nowy Jork na Chicago, inną stolicę jazzu. Tam miał okazję wypróbować wiedzę, zdobytą przy mingusowych pracach, i pograć z takimi tuzami jak Sonny Stitt, Andrew Hill i Yusef Lateef. Jego styl - początkowo, wiadomo, naznaczony silnym wpływem Charliego Parkera - zaczął się rozwijać w coraz bardziej nieoczywiste rejony jazzu, nie koniecznie be-bop. Pod wpływem Hilla, Lateefa i Mingusa saksofonista wydestylował prywatne brzmienie, naznaczone pewnością siebie i elegancją. Być może zanurzony w stylistyczny kocioł i wystawiony na działanie tak silnych osobowości twórczych, zamiast przejmować cudzy styl - a wpływów było już wówczas zbyt wiele, ze zbyt różnych stron - naturalną konsekwencją było wytworzenie własnego. Udało się, o czym zaświadczyć może choćby inny saksofonista Steve Coleman, na którego grę styl Greena miał ogromny wpływ. Historia jazzu jest historią przezwyciężania wpływów.
 
Bunky zakończył lata 60. z pięcioma autorskimi albumami. Uczestniczył także w nagraniach takich artystów jak Elvin Jones i Eddie Harris.
 
Kolejne dwie dekady upłynęły pod znakiem muzycznego nauczania. Do 1989 r. Green pracował jako wykładowca na uniwersytecie w Chicago. Zaangażował się także w powstający właśnie ruch artystyczny M-Base a w 1989 r. wydał znakomicie przyjętą płytę "Healing The Pain", ocenianą jako jedna z najlepszych w jego katalogu. W 2011 r. przeszedł na nauczycielską emeryturę pozostawiając za sobą sznur wdzięcznych uczniów. Emerytura nauczycielska sobie, kariera muzyczna sobie - Green nadal pozostaje aktywnym, koncertującym muzykiem. W 2010 r. nagrał krążek "Apex" z jednym z najpopularniejszych młodych muzyków jazzowych, Rudreshem Mahanthappą. Na dzień dzisiejszy krążek ten pozostaje ostatnim w dyskografii saksofonisty-nauczyciela. Choć pewnie nie na długo.