Jazz Jantar: Urodzinowy prezent dla Adolfa Saxa

Autor: 
Kajetan Prochyra
Autor zdjęcia: 
Anna Maria Biniecka / www. TESTIGO.pl

Po porywającym a przy tym budzącym uzasadnione kontrowersje koncercie Roberta Glaspera gdański festiwal Jazz Jantar rozpoczął w piątek 10-dniowy maraton koncertowy. Tematem przewodnim tegorocznej edycji jest saksofon - i trudno o dwa bardziej przeciwstawne koncerty, pokazujące jak różnie może być ten instrument zaangażowany w świat dźwięków, który nazywamy wciąż jazzem. W klubie Żak mogliśmy wysłuchać solowego koncertu Colina Stetsona oraz kwartetu Rudresha Mahanthappy Gamak.

Obaj artyści to światowy top. Mahanthappa od kilku lat triumfuje w jazzowych rankingach w kategorii saksofonu altowego. Stetsonem zaś zachwycił się Pitchfork a do współpracy zaprosili Bon Iver, Arcade Fire czy Tom Waits. Ten pierwszy ma 41 - drugi 37 lat. Na scenie jednak różniło ich wszystko.

Pierwszy na scenie pojawił się Stetson. Na statywach czekały już na niego saksofon altowy i przykuwający uwagę swym rozmiarem saksofon kontrabasowy. Muzyk dozbrojony był w zestaw mikrofonów, które pozwalają mu wzmocnić czy to dźwięki wydobywające się z jego gardła czy to beaty sklejane uderzeniami w palców w blachy instrumentu. Stetson to mistrz formy, z pewnością jeden z najdoskonalszych techników gry na saksofonie, jacy stąpają dziś po ziemi. Obserwując go wydaje się, że nie da się już bardziej, więcej zagrać na wynalazku Adolfa Saxa - którego 100 lecie urodzin obchodziliśmy ledwie dzień wcześniej - 6go listopada.

Na usta ciśnie się jednak pytanie czym tę doskonałą muzyczną formę wypełnić? To był drugi koncert Stetsona jaki dane mi było słyszeć w tym roku. O dziwo przy poprzednim spotkaniu, przed kilkoma miesiącami w warszawskim Pardon, To Tu artysta nie dał mi powodów do niepokoju. Rozgadany, uśmiechnięty - szczęśliwy Stetson w małym (jeśli skupimy się na metrach kwadratowych) klubie był posłańcem: namysłu nad przyrodą, nad ludzką wspólnotą, nad dążeniem do harmonii. W Żaku był dość wycofanym wirtuozem. Jego muzyka zabrzmiała mroczniej. Interpretacje kolejnych utworów z jego zbioru „New History Warfare” szły jakby pod prąd melodyjnym, piosenkowym oryginałom. To oczywiście nie krytyka - powodem do narzekań, a nawet i kompromitacją artysty byłoby jedynie „odgrywanie”, powielanie wypracowanych w studio nagraniowym patentów. Z resztą ten mrok i pewne zamknięcie w sobie Stetsona nie było żadną barierą dla gdańskiej publiczności, która (zebrana w Żaku w nadkomplecie) nagrodziła solistę owacją na stojąco.
Koncert ten jednak pokazał w jak ważnym momencie swojej muzycznej drogi jest Colin Stetson. Albumem „To See More Light” zamknął on - przynajmniej na razie - swą sagę „New History Warfare”. Jaki będzie jego następny muzyczny krok? Tak wyrazistą, efektowną, ekwilibrystyczną formą muzyczną zbliża się on niebezpiecznie do grona wyczynowców: Satrianich, Vay’ów, Malmsteenów - muzyków kochanych na całym świecie, podziwianych za mistrzostwo warsztatu, jednak będących na marginesie poważnej rozmowy o sztuce. Wierzę, że Stetson to nie tylko forma, ale wczoraj głównie ją dosłyszałem. Czekam na nową płytę!

Z zupełnie inną muzyczną formą mierzył się w drugiej części koncertu Ruresh Mahanthappa, który wraz ze swym kwartetem Gamak zabrał nas dużo bliżej jazzowego głównego nurtu - jeśli zwrot ten cokolwiek dziś jeszcze znaczy. Pod względem zupełnie zewnętrznym - wizualnym - na scenie zagościły dymy, kolorowe reflektory i elegancko ubrani panowie. Ze środka ich muzycznej wyobraźni popłynęła zaś elektryczna (gitara: Rez Abasi, elektryczny, 6-strunowy bas: Rich Brown) muzyka fusion. Fuzja jest właśnie głównym tematem projektu Gamak: jazz spod znaku Charliego Parkera miesza się tu z historią najnowszą muzyki improwizowanej, a wszystko to obrysowane jest z lekka muzyką Indii. Pulsujący rytm, efektowne solówki leadera - jak i pozostałych członków kwartetu spotkały się z życzliwym przyjęciem wytrawnej publiczności Jazz Jantaru. Może więc nie powinienem wchodzić w buty cesarza Józefa II, który Mozartowi po premierze „Uprowadzenia z Seraju” przyganiał słowami „Za dużo nut”, ale korci…

Ledwie po 100 latach od przyjścia na świat Adolfa Saxa, jego instrument jest jednym z symboli kultury popularnej - gdzieś między gitarą elektryczną a samplerem. Kształt saksofonu to praktycznie logo muzyki jazzowej - gatunku, który jest dziś na zakręcie: ostatnie ikony tej muzyki - Ornette Coleman, Pharoah Sanders czy Wayne Shorter powoli odchodzą na zasłużoną emeryturę a ich następcy, choć twórczy, oryginalni, wykształceni swoją muzyką porywają już zupełnie inną - i nie oszukujmy się, znacznie mniejszą publiczność.
Czy Stetson gra na saksofonie bieglej niż wymienieni wyżej zasłużeni? Być może. Czy Rudresh Mahanthappa jest lepiej od nich wykształcony - tak muzycznie, jak i choćby wielokulturowo? Raczej tak. Tylko co z tego? Szkoda, że o zdanie nie można już zapytać Alfreda Saxa.

A dziś na Jazz Jantarze dzień chicagowski: kolejny głos w saksofonowym chórze: Matana Roberts a potem Rob Mazurek Pulsar Qaurtet. Pomiędzy tymi koncertami polski głos w saksofonowej debacie zabierze Natan Kryszk, któremu partnerować będą Teodor Olter (perkusja) i Tymon Bryndal (kontrabas) - czyli Pokusa.