W czasach wielkiego nadmiaru coraz trudniej, a może w ogóle niemożliwym, staje się tak mocno przytrzymać rękę na pulsie by zareagować nawet na najważniejsze płyty ukazujące się co miesiąc. Idea remanentu płytowego jest więc dla recenzenta wybawieniem. Przychodzi moment, w którym zbiera się pokaźny stosik albumów, które z najróżniejszych powodach, nie zawsze chwalebnych i nie koniecznie dających się wytłumaczyć, nie zostały na czas opisane.