Marc Ribot

YRU Still Here?

Kiedy artysta dostrzega, że sprawy na świecie idą w złym kierunku, zazwyczaj w odpowiedni sposób reaguje a im bardziej nieciekawie robi się dookoła, tym większy nacisk kładzie na konfrontacyjny wydźwięk swojej sztuki. Marc Ribot najwyraźniej czuje dokręcanie śruby coraz dotkliwiej, bo na najnowszej płycie Ceramic Dog obrasta szorstką sierścią i obnaża kły, podczas gdy gitarzysta zadaje pytanie „Po co tu jeszcze jesteś? Czy podoba Ci się to, co teraz widzisz?”

Your Turn

Marc Ribot gra wiele różnych rzeczy, za towarzyszy mając wielu różnych muzyków. Przy całej szerokości zainteresowań potrafi intuicyjnie ocenić, z kim muzycznie mu po drodze i stąd też nieważne, czy jest to downtown jazz, kubańskie world fusion czy też gitarowy minimalizm - trudno pomylić jego brzmienie z jakimkolwiek innym. Kiedy sześć lat temu ukazał światu nowo powstałe trio Ceramic Dog, charakterystyczny chropawy, wygięty i nieustannie biegnący gdzieś obok ton gitary Marca znalazł wreszcie odpowiednie warunki do uderzenia z bardziej rockowej flanki.

Marcin Olak Poczytalny - Ciekawość nie jest pierwszym stopniem do piekła.

Kilka dni temu dotarła do mnie płyta tria gitarowego: Elliot Sharp, Mary Halvorson i Marc Ribot, Err Guitar. Popatrzyłem chwilę na okładkę i pomyślałem – no, Friday Night in San Francisco to raczej nie będzie… 

Girls in Airports, Marc Ribot & The Young Philadelphians oraz Nils Petter Molvær – ostatni klubowy dzień Festiwalu Jazz Jantar

To naprawdę już? Niestety tak. Klubowa część Festiwalu Jazz Jantar właśnie dobiegła końca. Przez niemal dwa tygodnie największe, a już na pewno najciekawsze wydarzenie jazzowe na Pomorzu odkrywało kolejne oblicza muzyki mniej lub bardziej z jazzem związanej. Na pożegnanie z gdańskim Żakiem przygotowano atrakcje, które bywalców innych festiwali jazzowych mogłyby przyprawić o zawrót głowy. Publiczność Jazz Jantaru swoje już jednak widziała, a i organizatorzy dobrze wiedzą, że jak kończyć, to z przytupem.

Marc Ribot's Ceramic Dog w Pardon, To Tu

Pojawienie się grupy Marc Ribot's Ceramic Dog w warszawskim Pardon, To Tu było wydarzeniem wyjątkowym z kilku powodów. Zespół ten w Polsce gra rzadko, a w Warszawie jeszcze nie występował. A jak już wystąpił, to od razu w ramach dwudniowej rezydencji, co dawało publiczności szansę na zobaczenie większej niż w przypadku jednego koncertu palety muzycznych barw, które grupa ma w zanadrzu. Wizyta tria była też ważna z innego, jakże oczywistego powodu: dowodzi nim Marc Ribot i jego obecność sama w sobie zapowiadała nie lada atrakcję.

John Zorn - Valentine’s Day

John Zorn na jednym ze swoich ostatnich albumów Valentine’s Day uległ presji wydawania naprędce, kolejnego materiału. Nawet jeśli jesteś wizjonerem muzyki eksperymentalnej, rachunku prawdopodobieństwa nie oszukasz. Zorn od pięciu lat wydaje minimum cztery płyty rocznie. To średnio jeden album na dwa, trzy miesiące. Nie każdy z nich musi być wybitny i przełomowy. Ba. Któryś z nich może być po prostu przeciętny. 

To był rok... według Macieja Krawca

Podsumować upływający jazzowy rok … Zadanie to kuszące acz niełatwe, gdy ma się świadomość, że nie było się w stanie wysłuchać wszystkich najważniejszych płyt, które odchodzący 2014. po sobie hojnie pozostawił, a także odwiedzić całej wielości, jak Polska długa i szeroka, interesujących koncertów. Poza tym – cóż – nie samą miłością do jazzu człowiek żyć może (choć czasem chciałby). Nie porwę się zatem na podsumowanie o aspiracjach ogólnych, a opowiem pokrótce o tym „moim”, a zatem subiektywnym i fragmentarycznym, jazzowym roku.

Marc Ribot Trio w Pardon, To Tu niczym The Yardbirds w „Powiększeniu” Antonioniego

Choć klub Pardon, To Tu przyzwyczaił nas do swojej wyjątkowej w skali kraju muzycznej oferty, listopadowy występ tria Marca Ribot w składzie Henry Grimes na kontrabasie i skrzypcach oraz Chad Taylor na perkusji ekscytował miłośników sztuki improwizowanej szczególnie. Dowodem na to było szybsze niż na inne koncerty z cyklu „11 Nights At Pardon, To Tu” wyprzedanie biletów, a także fakt, że tego wieczoru klub dosłownie pękał w szwach od fanów spragnionych muzyki zespołu. Grupa kazała na siebie dość długo czekać, co jednak w miłym towarzystwie entuzjastów jazzu upłynęło szybko.

Jazzfestival Saalfelden 2014 - Nels, Marc, Amiri, Henry i Sylvie

Od kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Saalfelden, na festiwal, zadaję sobie pytanie z jaką imprezą mam do czynienia. Czym jest ten dziejący się od 35 lat maraton koncertowy? Do kogo jest adresowany i czy w ogóle możliwe jest bodaj naszkicowanie portretu festiwalowego słuchacza? Łatwiej chyba powiedzieć do kogo adresowany nie jest. Z pewnością nie do słuchaczy rozkochanych w jazzie mainstreamowym, choć zdarzają się pojedyncze przypadki grup reprezentujące tę estetykę.

Jazzfestival Saalfelden 2014: Nels Cline i Mark Ribot - muzyka wiedzy, umiejętności, wyobraźni i prądu.

No i przyszedł czas, aby jak co roku zmienić nieco otoczenie i pojechać na festiwal, który towarzyszy Jazzarium od prawie samego początku jego istnienia. Jak co roku też w tej alpejskiej miejscowości koncertowy maraton rozpoczyna się, oprócz naturalnie otwartych dla wszystkich występów w przestrzeni miejskiej, od cyklu ShortCuts. Stali czytelnicy Jazzarium wiedzą co to jest.

Strony