Nie lubię szufladkowania muzyki i przypisywania jej nazw takich jak fusion czy jazz - Rafał Sarnecki rozmawia z pianistą Davidem Kikoskim

Autor: 
Rafał Sarnecki
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Pochodzący z Milltown w stanie New Jersey Dave Kikoski jest niewątpliwie jednym z najważniejszych pianistów jazzowych swojego pokolenia. Lista gwiazd, z którymi współpracował jest długa: Roy Haynes, Randy Brecker, Michael Brecker, Marcus Miller, Bob Berg, John Scofield, Dave Holland, Mike Stern, Jack Dehohnette, Pat Martino, Toots Thielmans, Tom Harrell, Ravi Coltrane, Chris Potter i wielu innych. Wielokrotnie występował w Polsce. Z Davem spotkałem się przy okazji jego koncertu z The Mingus Big Band w nowojorskim klubie Jazz Standard.

Pierwszym z grona słynnych muzyków jazzowych, który zaprosił Cię do swojego zespołu, był Roy Haynes. Wasza współpraca rozpoczęła się, kiedy miałeś niewiele więcej niż dwadzieścia lat i trwa aż do dzisiaj (w ubiegłym roku występowaliście wspólnie w nowojorskim klubie Blue Note). Spośród wiedzy i doświadczeń, jakie wyniosłeś grając z Royem, co było dla Ciebie najcenniejsze?

Trudno wyróżnić jakąś jedną informację, czy doświadczenie, które byłyby najcenniejsze. Natomiast on sam jest najcenniejszym muzykiem i człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałem. Mój ojciec był muzykiem, dość niezłym. Wiele nauczyłem się od niego. Ale Roy Haynes był niejako moim ojcem w tym profesjonalnym świecie słynnych legend jazzu. Był pierwszym naprawdę znanym, genialnym muzykiem, który odkrył mnie, kiedy miałem zaledwie 23 lata i właśnie ukończyłem studia. Grał z Charlie Parkerem, grał z takimi muzykami jak: John Coltrane, McCoy Tyner, Chick Corea, Pat Metheny, Sonny Rollins, Miles Davis… Grał ze wszystkimi moimi idolami. Jest na bardzo wielu płytach, których słuchałem podczas studiów w Berklee oraz albumach w kolekcji mojego ojca. Z tych właśnie nagrań nauczyłem się jak grać… oraz od mojego ojca. Ale kiedy zacząłem grać z tą prawdziwą legendą jazzu, usłyszałem z pierwszej ręki opowieści o takich muzykach jak: Charlie Parker, Bud Powell, Thelonious Monk. Mogłem słuchać nagrań, ale… on grał z tymi wszystkimi muzykami! Więc od niego przejąłem więcej wiedzy o muzyce niż od kogokolwiek innego. Wiele dowiedziałem się również o życiu. Nauczyłem się, jak zachowywać się w trasie, jak postępować z ludźmi w innych krajach, jak przeżyć i efektywnie funkcjonować w tym specyficznym świecie muzyki.. Roy nie posługiwał się biegle językiem hiszpańskim, francuskim, czy niemieckim, ale potrafił nawiązywać bliskie kontakty z ludźmi z różnych kultur i zadbać o należny szacunek dla muzyków.

Kiedyś Roy Haynes powiedział o Tobie: “Dave ma niesamowity feeling. Jest w stanie zagrać dosłownie wszystko. Całkowicie mu ufam”. Jakie cechy pianistów jazzowych, decydują o tym, że ktoś jest rozchwytywany na rynku muzycznym i można mu zaufać na scenie? Co, Twoim zdaniem, przekonało Roya, o zaproszeniu Ciebie do swojego zespołu?

A więc… to zabawna historia… Kiedy przyjechałem do jego domu (nie miał w domu instrumentu klawiszowego), musiałem przywieźć moje elektryczne piano Fender Rhodes. Ale wiesz, on grał z Chickiem Coreą i czasem Chick korzystał z piana Fender Rhodes, Roy grał już elektryczny jazz zanim mnie poznał. Kiedy dotarłem do jego domu, uświadomiłem sobie, że zapomniałem pedału “sustain.” Nie myślałem, że będę go tak naprawdę potrzebował, ale zastanawiałem się, czy nie byłby może przydatny w balladzie, aby akordy mogły wybrzmieć dłużej. Powiedziałem więc: “Roy, bardzo przepraszam cię, ale zapomniałem pedału do mojego piana…” a on odparł: “Ze mną nie będziesz go potrzebował! Lubię suche brzmienie fortepianu w stylu Chick Corea, lub Pud Powell…” A Chick i Bud to byli moi dwaj ulubieni pianiści! Pomyślałem sobie: “To się doskonale składa!” Miałem jego wszystkie nagrania zarówno z Chickiem jak też z Budem Powellem. Nawet na płytach, które nagrał z Coltranem i McCoyem, w przypadku ballad wciąż grali double time, więc McCoy nie używał pedału”. A McCoy to mój kolejny idol. Roy grał ze wszystkimi pianistami, których najbardziej ceniłem, więc kiedy razem zagraliśmy spodobałem mu się, gdyż wiedział, że przestudiowałem gruntownie grę tych muzyków.

Ostatnio przeczytałem wywiad z Kevinem Haysem w Jazz Times, który miał formę podobną do “blindfold test” (jest to rodzaj wywiadu polegający na tym, że dziennikarz prezentuje rozmówcy różne nagrania nie mówiąc, kto jest wykonawcą). Autor wywiadu puścił Twoją płytę “From the Hip”. Kevin skomentował: “Dave jest niesamowitym muzykiem. Potrafi zagrać absolutnie wszystko.” Wspomniał również legendę o tym, jak złamałeś prawą rękę, lecz mimo to grałeś koncerty z Mingus Big Band. Powiedział, że grając samą lewą ręką grałeś jeszcze bardziej niewiarygodnie niż obiema rękami. Czy jest więc coś, czego nie potrafisz zagrać na fortepianie? Co ćwiczysz ostatnio?

Wciąż analizuję grę Herbiego, to co zrobił w latach sześćdziesiątych jak również w późniejszych etapach swojej kariery. Myślę, że nikt nie dosięgnął jego geniuszu jeśli chodzi o pianistykę jazzową. Ale słucham również Keitha Emersona z zespołem Nice z lat sześćdziesiątych.  Jego muzyka fascynuje mnie nie mniej niż gra Herbiego Hancocka z zespołem Milesa Davisa. Lubię muzykę popową, jazz, klasykę. Lubię wszystko. Lecz jeśli chodzi o pianistykę jazzową - swingującą muzykę improwizowaną, często mówi się o “wielkiej czwórce” - Herbie, Keith, McCoy i Chick. A później przyszedł Kenny Kirkland. Po “wielkiej czwórce” Kenny był jednym z moich idoli… oraz Mulgrew Miller. Nie słuchałem ich aż tak dużo, ale szanuję ich i kocham. Wziąłem lekcję od Mulgrew Millera.

Fascynują mnie również inni pianiści: rockowi, klasyczni… uwielbiam Jana Hammera, między innymi płytę “The First Seven Keys”. Jak już wspomniałem wcześniej, kocham grę Keitha Emersona. Wyróżnia go to, że spośród tych wszystkich muzyków tylko on napisał koncert fortepianowy. Jest w pewnym sensie moim bohaterem. On jako jedyny napisał koncert fortepianowy, zagrał w Madison Square Garden z zespołem Emerson, Lake & Palmer w latach siedemdziesiątych wyprzedając wszystkie bilety a jednocześnie był w stanie grać jazz i swingować. Potrafił wszystko. Jak nikt inny! Ostatnio wykonywałem i nagrałem kilka jego kompozycji. Uwielbiam również George Duke’a. I oczywiście Art Tatuma, który był jedyny w swoim rodzaju. Bud Powell również zawsze był moim idolem.

 

Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Nowego Jorku w 2004 roku widziałem Twój  koncert w Iridium z zespołem Randy Breckera i Billa Evansa, który utrzymany był w stylistyce jazz-rock fusion. Czy tęsknisz za erą fusion?

Nie!!! Ponieważ ja wciąż gram fusion!

Ale ostatnio dość rzadko można usłyszeć ten typ jazzu w Nowym Jorku…

Nie lubię szufladkowania muzyki i przypisywania jej nazw takich jak fusion czy jazz. To tylko szkodzi muzyce. Wciąż gram na elektrycznych instrumentach klawiszowych. Mam piano Fender Rhodes, Wurlitzera oraz Minimooga. Niektóre z moich ostatnich kompozycji wykonuję na instrumentach elektrycznych. Moja nowa płyta “Kayemode” ukaże się 23 maja nakładem wytwórni Criss Cross i przy tej okazji zagramy w Jazz Standard (jeden z bardziej prestiżowych klubów jazzowych w Nowym Jorku). Perkusista, którego zaprosiłem na to nagranie, mocno swinguje, ale potrafi również zagrać bardziej funkującym, współczesnym feelingiem. Obecnie współpracuje z Branfordem Marsalisem. Nazywa się Justin Faulkner. Basistą jest Joe Martin, który gra akustycznie. Na płycie można usłyszeć utwory z różnym feelingiem.

Niedawno zagrałeś koncert w Smalls w trio z moim dobrymi kolegami: Rickiem Rosato i Colinem Staranahanem, którzy reprezentują młode pokolenie nowojorskiej sceny jazzowej.

Tak, to było 26 grudnia. Było wspaniale! Nauczyli się moich utworów i nieźle dali czadu! Bardzo dobrze to zagrali! Byłem szczęśliwy, gdyż zagraliśmy jeden lub dwa utwory, których nie nagrałem na nową płytę, a oni zagrali je świetnie! Colin to fantastyczny perkusista a Rick jest doskonałym basistą. Są również bardzo miłymi ludźmi.

Kiedy grasz z młodymi muzykami takimi jak Rick lub Colin, czy czujesz się zaskoczony nowymi świeżymi pomysłami na muzykę, których wcześniej nie słyszałeś? 

Myślę, że oni sprawiają, że muzyka staje się coraz lepsza! Uwielbiam grać z młodszymi muzykami takimi jak Justin, Rick czy Colin, gdyż czuję u nich tę świeżość. Lecz lubię też grać ze starszymi muzykami, ponieważ oni mają doświadczenie i mogę wiele nauczyć się od nich. 

 

Nasz wywiad przeznaczony jest dla polskiego portalu internetowego poświęconego muzyce jazzowej. Chciałbym więc zapytać Cię o doświadczenia, jakie miałeś grając w Polsce. Odbyłeś już kilka tras po Polsce: z Krzysztofem Zawadzkim, Piotrem Lemańczykiem. Jakie są najsilniejsze wrażenia, zabawne sytuacje, które utkwiły w twojej pamięci?

Jestem Polakiem, mój ojciec jest Polakiem. Kikoski to polskie nazwisko. Mam bardzo miłe wspomnienia z pobytu w Polsce i cieszę się, że miałem okazję zobaczyć kraj moich korzeni. Odwiedziłem wiele ciekawych miejsc. Kiedyś pojechałem do Auschwitz z nieżyjącym już Bobem Bergiem, to była bardzo smutna podróż… Byłem również w Krakowie. Poza tym moje wrażenia z Polski były zawsze bardzo pozytywne. Miło wspominam granie z polskimi muzykami. Chopin był Polakiem -  jest jednym z moich idoli. Pamiętam również nagranie i trasę jaką zagrałem z polskim basistą…

Andrzejem Cudzichem?

Tak! Gary Thomas grał wtedy z nami również.

Na koniec chciałbym zapytać Cię,  których europejskich pianistów cenisz najbardziej?

Nie pamiętam zbyt wielu nazwisk, ale Michel Petrucciani był jednym z moich ulubionych. Był bardzo dobrym pianistą. Obecnie wszędzie na świecie jest tylu znakomitych muzyków. Dzieje się tak dzięki szerokiemu dostępowi do internetu. Wielu muzyków tamtego pokolenia brzmi podobnie do Kenny Kirklanda. Ale kiedy spotkałem Kenny Kirklanda, powiedział do mnie “Uwielbiam twoją grę”. Spytałem go dlaczego. Odpowiedział: “Brzmisz jak ja, ale nie grasz moich zagrywek, grasz swoje rzeczy.” Czułem się bardzo dumny z tego, że tak o mnie powiedział. Kenny i ja przechodziliśmy wtedy okres poważnych życiowych zmian. Planowaliśmy spotkać się, aby porozmawiać o życiu i muzyce. Kenny również cenił George Duke’a, co słyszałem na jego nagraniach ze Stingiem. Myślę, że obydwaj inspirowaliśmy się muzyką George Duke’a, on sam to potwierdził. Bardzo chciałem pokazać mu moje transkrypcje  Keith Jarrett’a. Dwa tygodnie później zmarł… a dopiero zaczynaliśmy się przyjaźnić.