Jazz jest tym lepszy, im lepsza jest komunikacja w zespole - wywiad z Pawłem Mańką

Autor: 
Piotr Wojdat

Z gitarzystą Pawłem Mańką, który jest laureatem prestiżowych konkursów (Jazz Juniors, Jazz nad Odrą, Jazzowy Debiut Fonograficzny 2021), rozmawiam o jego albumie zatytułowanym "Kubizm". Oprócz tego w wywiadzie poruszamy także inne tematy, m.in. związane z premierowym koncertem Semiotic Quintet na Warsaw Summer Jazz Days.

Jakie to uczucie grać premierowy koncert na Warsaw Summer Jazz Days jako debiutant?

Paweł Mańka: Świetne! Granie przed tak liczną publicznością jest wspaniałym przeżyciem. Bardzo się cieszę, że mogliśmy zagrać premierowy koncert promujący nasz debiutancki album w takich okolicznościach. To niesamowite uczucie i wielki zaszczyt znaleźć się w ramówce tego festiwalu obok tylu wybitnych artystów oraz występować bezpośrednio po żywych legendach z tria Johna Patitucciego.

W mediach społecznościowych można przeczytać, że mieliście przygodę. Na koncercie zagrał z Wami basista Michał Barański...

PM: To prawda! Nasz stały basista, Piotr Narajowski, z powodu problemów ze zdrowiem niestety nie mógł wtedy z nami wystąpić. Musieliśmy znaleźć zastępcę z dnia na dzień, a w repertuarze mieliśmy trudne, gęste i długie utwory, co dodatkowo komplikowało sprawę. Michał Barański szczęśliwie odebrał mój telefon w przerwie koncertu, który grał dzień wcześniej na Mazurach. Na szczęście kolejny wieczór miał wolny i niezwykle płynnie wpasował się w tę karkołomną sytuację, choć nigdy jeszcze nie mieliśmy okazji razem grać. Zaledwie kilkanaście godzin po naszej rozmowie spotkaliśmy się na będącym naszą jedyną próbą półtoragodzinnym soundchecku, co w zupełności wystarczyło.

 

Czy miałeś okazję posłuchać innych wykonawców na tegorocznej edycji festiwalu? Jeśli tak, to które występy szczególnie przypadły Ci do gustu?

PM: Niestety nie słyszałem wiele - jedynie fragmenty dwóch występów poprzedzających nasz koncert. Oczywiście podobał mi się występ tria Johna Patitucciego. Żałuję, że nie udało mi się kilka dni wcześniej usłyszeć występów grupy Nika Bärtscha oraz Thumbscrew z inspirującymi dla mnie pod wieloma względami Mary Halvorson i Michaelem Formankiem.

"Kubizm" to tytuł debiutanckiego albumu Twojego zespołu. Kojarzy się z kierunkiem w malarstwie i innych dziedzinach sztuki, który zrywał z wcześniej obowiązującymi regułami i zasadami. Jak należy odczytywać to nawiązanie w kontekście płyty?

PM: Zerwanie z regułami na pewno czasem przynosi ciekawe rezultaty, ale w „Kubizmie” chodziło mi o jeden konkretny przejaw takiego podejścia – o typowe dla tego kierunku pokazywanie poszczególnych fragmentów obiektu z różnych perspektyw. Kojarzy mi się to z improwizacją w zespole – w tym wypadku muzyka jest obiektem, a każdy z muzyków „widzi”, słyszy i tworzy ją inaczej, co często ma piękne, a zarazem nieprzewidywalne skutki. W kompozycjach na płycie jest natomiast bardzo wiele reguł i fragmentów, w których ściśle realizujemy zapis w nutach, zestawionych bezpośrednio z momentami znacznie swobodniejszymi. Niektórzy muzycy, z którymi rozmawiałem o kompozycji, jak np. Franek Raczkowski, zauważali w tym materiale pewnego rodzaju „kanciastość”, co też kojarzyło mi się z kubizmem.

Sam utwór tytułowy jest moim najdłuższym i najściślejszym utworem – materiał melodyczny z pierwszej minuty jest fundamentem całości i stale pojawia się w wielu odsłonach i przekształceniach, które w jakimś sensie są też spojrzeniami z kolejnych perspektyw na tę samą rzecz. W moim odczuciu kubizm opiera się w jakimś stopniu na spójności w różnorodności, co jest bardzo istotne także w kompozycji.

 

Okładka do albumu wskazuje, że malarstwo jest Ci chyba bliskie. Co Twoim zdaniem ma wspólnego z muzyką jazzową?

PM: Tak naprawdę dopiero zaczynam się bardziej interesować malarstwem. Technika wykonania okładki wyniknęła z tego, że chciałem, by była abstrakcyjna, wolna od bezpośrednich skojarzeń, a jednocześnie mogła przekazać to, na czym mi zależało, czyli wrażenie współgrania przypadku i ścisłego porządku, które mam bardzo często w kontekście rzeczy, które mi się podobają. Jazz, w którym z jednej strony jest dążenie do jak największej wolności w improwizacji a z drugiej do niezachwianej spójności w obrębie całego zespołu, jest świetnym tego przykładem. Wolność i spójność są tutaj oczywiście dość subiektywne, ale generalnie tak to widzę. Ruchy pędzla Marty Chmiel na okładce „Kubizmu” są w dużej mierze przypadkowe, ale znaczne zbliżenie uwidacznia regularne i równoległe linie poszczególnych włosów pędzla obecne w obrębie każdego z pociągnięć. To dla mnie współgranie swobody ze strukturą, którego chciałem. Cech wspólnych malarstwa z muzyką, czy jakąkolwiek inną formą sztuki szukałbym właśnie na tej płaszczyźnie – rozmieszczenia na osi pomiędzy chaosem i porządkiem oraz interakcji między nimi na przykładzie konkretnych dzieł.

Pierwszy dobry przykład takiego powiązania jaki przyszedł mi do głowy to album „Free Jazz” Ornette’a Colemana i obrazy Jacksona Pollocka. Jako generalne wspólne cechy malarstwa i jazzu, podobnie jak wszystkich innych sztuk, podałbym to, że są kunsztownymi formami ekspresji i mogą skutecznie przekazywać niektóre abstrakcyjne idee.

 

Kiedy i w jakich okolicznościach powołałeś do życia Semiotic Quintet?

PM: Kwintet powstał w 2018 roku podczas mojego drugiego roku studiów na Wydziale Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicach. Stało się to w zasadzie za namową starszych kolegów, którzy usłyszeli gdzieś pliki midi z moimi kompozycjami i zaproponowali mi wspólne granie. To dało mi dużą motywację do pisania nowych utworów. Skład zmieniał się kilkakrotnie. Piotr Narajowski jest w nim od samego początku, Franciszek i Stefan Raczkowscy dołączyli kilka miesięcy później, a Robert Wypasek - w końcówce 2019 roku. Bardzo się cieszę, że mogę grać z tymi muzykami, którzy, będąc świetnymi instrumentalistami jazzowymi (a w przypadku Stefana i Franciszka – także klasycznymi), są jednocześnie niezwykle otwarci stylistycznie. To sprawia, że moje kompozycje wykonywane przez nich brzmią dla mnie bardzo naturalnie.

Czy i dlaczego semiotyka jest dla Ciebie ważna? 

PM: Semiotyka nazywana jest też ogólną teorią znaków. Znakiem może być bardzo wiele rzeczy – od słów po symbole graficzne. Stanowią one składowe komunikacji, a więc zjawiska generalnie niezwykle istotnego. Jazz jest moim zdaniem tym lepszy, im lepsza jest komunikacja między muzykami w zespole. Myślę, że to samo można powiedzieć o społeczeństwie – im sprawniej i milej się komunikujemy, tym lepiej wszystko dookoła działa. Oczywiście poza słowami są także znaki w postaci gestów, tonu głosu, czy transparentów. Sporo z tych rzeczy wywołuje często bardzo duże emocje i reakcje zwrotne, często większe, niż wynikałyby z innej formy przekazu o podobnym znaczeniu. To bardzo istotne kwestie dla wielu z nas. Poza tym „semiotyka” to po prostu ładne słowo.

Jak przebiegały sesje do albumu "Kubizm"? Czy materiał miałeś gotowy przed nagrywaniem płyty?

PM: Nagrywaliśmy płytę przez trzy dni. Utwory pisałem stopniowo na przestrzeni ostatnich kilku lat, ale formy wielu z nich często się zmieniały i uzyskały ostateczne kształty dopiero na ostatniej próbie przed nagraniem. Nawet w trakcie sesji pojawiło się jeszcze kilka drobnych, ale istotnych zmian w kwestiach wykonawczych. Myślę, że zachowywanie elastyczności w przypadku nagrywania, czy koncertów to cenna umiejętność.

Jakie cele stawiasz sobie na najbliższą przyszłość? Czy Semiotic Quintet ma plany koncertowe na zbliżające się miesiące?

PM: Obecnie pracuję nad materiałem na większy zespół zbudowany wokół kwintetu z wykorzystaniem muzyki elektronicznej w ramach stypendium „Młoda Polska”, które miałem zaszczyt otrzymać, a o koncertach promujących płytę będziemy informować w najbliższym czasie.