Paweł Kaczmarczyk DIrection in Music: Hank Mobley w Harris Paino Jazz Bar

Autor: 
Urszula Nowak
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

Epoka hard bopu miała w sobie mnóstwo cienia. Jedną z niewielu jasności na fotografiach pochodzących z tego okresu był dym z papierosa. Dziś jest inaczej. Muzyka improwizowana ma znacznie więcej światła, bywa, że pełna jest freejazzowych neonów i współgrających z elektroniką wizualizacji. Tym rzadsze, a zarazem cenniejsze zdaje się być choćby dwu, trzygodzinne utożsamienie się z bohaterami czarnobiałych fotografii, zasłuchanych w kompozycje Hanka Mobleya. Było to możliwe w ostatnią sobotę czerwca, w krakowskim klubie Harris Piano Jazz Bar, a właściwy kierunek w muzyce wyznaczył ponownie pianista Paweł Kaczmarczyk, wraz ze znakomitymi gośćmi: saksofonistą Tomaszem Grzegorskim, kontrabasistą Adamem "Szabasem" Kowalewskim i perkusistą Arkiem Skolikiem.

Inicjatywy "Directions in Music" nie trzeba szczególnie przedstawiać, przypomnę tylko, że jest to autorski cykl koncertów Pawła Kaczmarczyka, który pianista konsekwentnie realizuje od 2010 roku, zapraszając do wspólnego interpretowania muzyki najwybitniejszych twórców światowego jazzu, znakomitych reprezentantów polskiej, współczesnej sceny improwizowanej. Znamiennym natomiast, jest fakt, że to właśnie sentyment do twórczości Hanka Mobleya zainspirował Kaczmarczyka do stworzenia projektu, który rozwijał się w ciągu minionych czterech lat w Krakowie i dawał słuchaczom możliwość uporządkowanego, retrospektywnego spojrzenia na historię jazzu. Największą zaletą całego przedsięwzięcia, za co w moim przekonaniu pianiście należy się szczególne uznanie, jest to, że w sposób zupełnie naturalny, bez śladu maskarady, obcujemy z tym, czego nie dane było nam przeżyć, a podziw dla wyrafinowanych i zrównoważonych dźwięków spływających na słuchaczy ze sceny przybiera również formę zachwytu dla nieodżałowanych idoli minionych epok, prowokuje refleksję, buduje niepowtarzalny klimat. Powołam się na konkret, by lepiej oddać atmosferę wczorajszego wieczoru. Koncert obfitował w nietuzinkowe sola wszystkich muzyków. Sprzyjała temu po części specyfika twórczości Mobleya - znakomitego saksofonisty, kompozytora, jednego z twórców hard-bopu. W czym tkwi istota tej specyfiki? Sądzę, że przede wszystkim w dość skomplikowanych rytmicznie wzorcach pojawiających się w partiach solowych, którymi muzycy posługiwali się z ogromną swobodą, krótkich tematach i tym, co wydaje się zawsze bardzo istotne, gdy myślimy o twórcach takich jak Mobley czy Lee Morgan w odniesieniu do ich poprzedników - bluesowe akcenty, mniej rytmów synkopowanych. Ze względu na to, że patrzyliśmy wczoraj w kierunku znakomitego saksofonisty, przed szczególnym wyzwaniem stanął Tomasz Grzegorski. Muzyk pokazał absolutną klasę. Jego gra była niezwykle wyważona, czy może nawet momentami uduchowiona, co z pewnością nie jest łatwe do osiągnięcia mierząc się z tego rodzaju materiałem. Ponadto zachwycała interakcja między muzykami, gdyby mierzyć ją wzajemnymi impulsami w czasie partii solowych  to w moim subiektywnym odczuciu szczególna intensywność występowała na linii Grzegorski - Kowalewski i Skolik - Kaczmarczyk.

W przypadku muzyków tej klasy, publiczność spragniona jest przede wszystkim znakomitych wrażeń estetycznych. Sądzę, że słuchacze "Directions in Music: Hank Mobley", bynajmniej nie czują się zawiedzeni. Dostaliśmy sporą dawkę muzyki, godnej odkurzenia i ponownego postawienia na świeczniku. Tym bardziej, że rzadko mamy ku temu okazję. Dostaliśmy brawurowe wykonanie muzyki, którą można, czy wręcz należy odbierać zarówno emocjami, jak i umysłem. Paweł Kaczmarczyk spisał się znakomicie w roli gospodarza projektu i lidera na scenie, otoczony wybitnymi instrumentalistami, wśród których mój szczególny zachwyt wzbudził po raz kolejny Arek Skolik, niekwestionowany mistrz swingu i człowiek, który jak mało który polski perkusista doskonale czuje muzykę, będącą i naszym udziałem tego, niezwykle udanego wieczoru.