Gorący finał konkursu Zbigniewa Seiferta

Autor: 
Paulina Biegaj
Autor zdjęcia: 
mat. organizatora

Gdy miejsce, czas, ludzie, myśli i emocje połączą się w jeden razem wytańczony gorący rytm prawdziwych przeżyć, a od muzyków popłynie do publiczności ich muzyczna wrażliwość tak, że pozostawią w nas część siebie, zbyt często powtarzany frazes, że nie ma ludzi niezastąpionych, po raz kolejny straci swą ważność.

26 sierpnia, piątek
To był koncert, na którym scena zawrzała od improwizacyjnych pomysłów i popisów. Z pewnością pole do tych popisów dały artystom ich własna pasja, bardzo wysoki poziom gry, wyjątkowy sposób myślenia o muzyce, rodzinna atmosfera – ta, o której dwa lata temu mówiła podczas gali Aneta Norek – Skrycka, oraz współpraca z Audiofeeling Trio Pawła Kaczmarczyka.

W piątek pisałam o prezentach od pianisty i całego zespołu w postaci nastrajających do gry wstępów. Dzisiaj natomiast muszę dodać, że prezentem dla wszystkich uczestników był już sam udział trio w półfinałach i finale konkursu. Paweł Kaczmarczyk, Dawid Fortuna i Kuba Dworak, oprócz tego, co dali nam od siebie w solowych fragmentach, doskonale wyeksponowali skrzypcową grę. A ona  tego wyeksponowania za każdym razem potrzebuje.

Śmiało więc można powiedzieć, że piątkowy sukces solistów to także sukces Audiofeeling Trio. I gdy podczas sobotniej gali ze sceny padną dla niego specjalne podziękowania, będzie to wdzięczność nie tylko za wspaniałą grę, wielogodzinne próby i 45 aranżacji, ale przede wszystkim za to, że stali się częścią tego konkursu.

Dla tych z Was, którym nie było dane przeżyć tego, co działo się tutaj w piątek, muszę opisać coś jeszcze. A to dlatego, że Mateusz Smoczyński zaczął grać swój pierwszy utwór – Mazurka nr 1 op. 50 Karola Szymanowskiego, gdy zachodzące na bezchmurnym niebie słońce rozświetlało na złoto okoliczne pola, a w wieczornej łagodnej zieleni połyskiwała szumiąca rzeka. Zjawiskowy krajobraz.

Równie zjawiskowo zabrzmiała w wykonaniu Mateusza Smoczyńskiego z perlistym solo Pawła Kaczmarczyka „Naima”. Dziękujemy skrzypkowi za fenomenalne improwizacje, w których pokazał na co stać i jego i skrzypce zwłaszcza w utworze „Turbulent Plover”.

Po występie Mateusza Smoczyńskiego znów zaskoczył nas Stephan Braun tym, jak perkusyjnie potraktował swoją wiolonczelę. To trzeba zobaczyć raz jeszcze! Tak, jak improwizacje wiolonczelisty i Pawła Kaczmarczyka w „Blue in Green” Milesa Davisa.

Także od Milesa Davisa zaczyna Florian Willeitner. Od pierwszych dźwięków sprawia on wrażenie, że urodził się ze skrzypcami i smyczkiem w ręku. Improwizacje przychodzą mu z taką łatwością, że nie odczuwamy wszystkich trudności technicznych, jakie potrafią wymyślić skrzypce. Gra przy tym  pięknym, charakterystycznym, lekko matowym, ciemniejszym dźwiękiem.

I wkłada w to tyle miłości! Miłości jaką widzimy na poprzedzającej dzisiejsze występy fotografii  Zbigniewa Seiferta z żoną. Słyszę to zwłaszcza w drugim - jego własnym utworze - „s.d.g”. To jedna z najlepszych kompozycji całego konkursu, a słuchanie w nim Floriana Willeitnera na żywo nie da się porównać z niczym innym. Podobnie jak wstępu do „On the Farm”, w którym zwracam także uwagę na solo Kuby Dworaka.

W „Nardis” z kolei energia i rytmiczność tak się rozpędzają, że Paweł Kaczmarczyk, gdyby nie ograniczała go klawiatura, chyba zacząłby tańczyć. Powiedzielibyśmy,  „czują ten rytm”. Wspaniała współpraca skrzypka z sekcją.

Rozgrzane emocjami powietrze na chwilę studzi Apel.les Carod Requesens, pokazując nam pełniej oblicze muzycznego indywidualisty w swojej kompozycji „El matí de l'endemà”. Jego osobowościowe przeciwieństwo, Mario Forte, także wybiera tym razem spokojniejszą od dotychczasowych  interpretację „Quo vadis”. Jego żywiołowość powróci jednak, gdy zaprezentuje nam kwintesencję swojej nietuzinkowości w jego własnym solowym utworze.

Po takim koncercie, choć wiadomo, że ta bajka za chwilę się skończy, chyba każdy życzy sobie, żeby jeszcze trwała. Przynajmniej do sobotniej gali.