Muzyka jak terapia. Paweł Kaczmarczyk Audiofeeling Trio w warszawskim Pałacu Szustra.

Autor: 
Beata Rau
Autor zdjęcia: 
mat. prasowe

Nieubłaganie przyszła jesień, a wraz z nią kolejna odsłona II edycji Mokotów Jazz Fest. Tym razem w parku Morskie Oko w klimatycznym Pałacu Szustra zagrał dla nas Paweł Kaczmarczyk Audiofeeling Trio. Ten młody, utalentowany pianista niespecjalnie  rozpieszcza warszawską publiczność. Nie bywa tu często, a sądząc po reakcji mokotowskiej widowni, nie jeden byłby ukontentowany, gdyby te wizyty w cudowny sposób rozmnożyły się. I nie  ma się, co dziwić, bowiem środowy koncert należał do udanych.

To moje już nie pierwsze podejście do zmierzenia się z muzyką Pawła Kaczmarczyka i jego zespołem Audiofeeling na żywo. Jakoś nasze drogi nie przecięły się, skutecznie się mijaliśmy aż zaczęłam mieć poważne obawy, że kiedy w końcu do tego dojdzie, to  najzwyczajniej w świecie, rzeczywistość nie sprosta wyobrażeniu. Zupełnie niepotrzebnie! Bo kiedy tylko Paweł Kaczmarczyk (fortepian), Maciej Adamczak (kontrabas) i Dawid Fortuna (perkusja) weszli na małą salę w Pałacu Szustra i zaczęli grać „Crazy love” jakiekolwiek obawy rozwiały się. Ich muzyka była jak katalizator, który umożliwił przejście w stan fantastycznej błogości, nieprawdopodobnego odprężenia. W jakiś czarowny sposób muzyka zdjęła ze mnie wszelkie przykrości dnia minionego. Była witalna i tak bardzo energetyczna, że nie dało rady jej ulec. Z przyjemnością więc poległam.

I może trio fortepianowe niczym już nie zaskakuje. Może. Ale nie wydaje mi się, ze musi. Kiedy słyszę trzech muzyków, którzy świetnie się rozumieją, którzy słuchają siebie, kiedy żaden nie wychodzi przed szereg, a do tego mają świadomość, że są całością i, jakby tego było jeszcze mało, wiedzą po co się spotkali i gdzie zmierzają, to naprawdę nic więcej mi nie potrzeba. A że mainstreamowe kompozycje? Ze bez szaleństwa improwizacji? Tak, koncert był wstrzemięźliwy, ale niepozbawiony emocji, przemyślany, ale niewykalkulowany, pełen lekkości i poczucia humoru o zmiennej dynamice. A   „przekomarzanie” dźwięków fortepianu i perkusji, pojawiające się w jednym z utworów, było tylko pieprzem doprawiającym już i tak smakowite danie, jakim był ten koncert.

Ukojona, wyciszona i pozytywnie nastawiona, jak po terapeutycznym seansie, wyszłam mocno trzymając kciuki, aby w niedługim czasie tych trzej dżentelmenów weszło do studia i nagrało, zapowiedziane przez Pawła Kaczmarczyka, kolejne trzy(!) płyty. Ponoć pierwsza ma być w czerwcu przyszłego roku. Jak znalazł na III edycję Mokotów Jazz Fest.