Migawki z urodzin Pawła Kaczmarczyka

Autor: 
Paulina Biegaj
Autor zdjęcia: 
mat. promocyjne

Paweł Kaczmarczyk postanowił nas zaprosić na swój urodzinowy koncert. Do jednego z dziesięciu najlepszych, jak się niedawno okazało, klubu jazzowego w Krakowie. Dopisała tam nie tylko publiczność, ale i wspaniali muzyczni goście, z którymi zagrał ze swoim Audiofeeling Trio; Stanisław Słowiński, Zbigniew Szwajdych, Szymon Mika, Olaf Węgier, Sławek Pezda i Krzysztof Matejski.

Tłumne przybycie publiczności, wśród znów bardzo elastycznych, a właściwie wyjątkowo, ścian „Harrisa” to odpowiedź nie tylko na talent i muzykę Pawła Kaczmarczyka. Witając się z nami powiedział, że wprawdzie urodziny ma za dwa dni, ale chce wyjść naprzeciw właśnie publiczności, wybierając najbardziej dogodny dla niej dzień.

W spojrzeniu na ledwo mieszczący się tłumek gości, klika wymienionych wśród nich słów na temat Solenizanta. Pojawia się wspomniany wcześniej talent, ale także charyzma jego osobowości, to, jak swoją muzyką przyciąga do siebie. Później jest już tylko o niej.

Żaden artysta, grając już na scenie, nie zdaje sobie sprawy z jeszcze jednego rodzaju akompaniamentu. A to spontaniczne i – oczywiście – ciche komentarze jego gry. Dzięki nim muzyka nabiera jeszcze jednego nowego znaczenia. To naprawdę wydarzenie. Uświadamiają też, że to takie wydarzenie, które się nie powtarza i nie powtórzy. „O! Tu wstawił coś z Chopina!”, „tu zupełnie zmienił utwór”, „świetnie to zagrał!”

Jedni słyszą każdą oryginalnie zagraną nutę, inni podobne wyrazy twarzy Pawła Kaczmarczyka i Kuby Dworaka. Albo twarze tym razem młodzieży z pierwszego rzędu, które niespotykanie (pewnie jak na ten wiek) zastygły w słuchaniu i patrzeniu na muzyków. Ich przeżywanie całego koncertu było rzeczywiście słychać i widać zwłaszcza w energii „Mr Blacksmith” ( tu także niezapomniane solo Dawida Fortuny) oraz w  nastroju „Teardrop”.

W pierwszej części wysłuchaliśmy kompozycji – nie mogło być inaczej – z płyty „Something Personal”, z dedykacją pierwszego utworu ś.p. Januszowi Muniakowi (też nie mogło być inaczej), w drugiej przyszedł czas na niespodzianki. Wciąż z utworami pianisty. Na jednej scenie pojawili się moi obecnie ulubieni muzycy, czyli Paweł Kaczmarczyk i Stanisław Słowiński. Towarzyszył mu Zbyszek Szwajdych, z którym skrzypek gra w swoim kwintecie.

Wygrany przez zespół konkurs „Jazz Juniors” przypomnieli także kolejni goście, Krzysztof Matejski, który z „Quindependence” zdobył w grudniu II nagrodę oraz Szymon Mika, zdobywca, razem z „Piotr Budniak Essential Group”, III miejsca. To, że na scenie rządziła młodość, potwierdzili również Olaf Węgier i Sławek Pezda. I choć rządziły również dęte blaszane, bo  trzy saksofony z trąbką, pojawiło się, wbrew pozorom, wiele subtelnych, wyciszonych brzmień.

Z pewnością były one wtedy uspokojeniem naprawdę gorących emocji pierwszej części koncertu. I jednego i drugiego, czyli przeżyć równoważonych spokojem, życzymy świętującemu Pawłowi Kaczmarczykowi, dziękując mu, że tym świętowaniem chciał podzielić się także z nami.