Klasyka i awangarda w służbie muzyki współczesnej – Katarzyna Borek & Vojto Monteur oraz Charlotte Hug i Frédéric Blondy na Dniach Muzyki Nowej w gdańskim Żaku

Autor: 
Piotr Rudnicki
Autor zdjęcia: 
mat.promocyjne

Przyzwyczailiśmy się już chyba do tego, że muzyka współczesna z definicji powinna być po uszy zanurzona w awangardzie. Tak przynajmniej głosi utarty stereotyp. Tymczasem tak samo jak w ramach każdego innego gatunku, także w jej obrębie istnieją różne, często pod wieloma względami przeciwstawne nurty. A gdy artystów je uprawiających zestawi się podczas jednego koncertowego wieczoru, można się szykować na spore zaskoczenie. Ale dla Dni Muzyki Nowej niespodzianki to akurat nic nowego.

Drugi koncertowy wieczór festiwalu rozpoczął się całkiem klasycznym w formule występem duetu Katarzyna Borek & Vojto Monteur. Utytułowana pianistka i specjalista od elektroniki w towarzystwie projektującego olbrzymie animacje VJ-a Tomka Spery promowali  swój wydany niedawno album Tempus Fantasy, na którym przedstawiają własne reinterpretacje utworów klasyków różnych epok takich jak min. Claude Debussy, Fryderyk Chopin, Siergiej Rachmaninow czy Henryk Mikołaj Górecki. Być może połączenie brzmień fortepianu i elektroniki nie jest dziś rozwiązaniem specjalnie nowatorskim, jednak jeśli robi się to z podobną dystynkcją, zarzut braku oryginalności blednie. Prawdziwa sztuka obroni się sama, a klasyczna elegancja Katarzyny Borek w połączeniu z gustowną, miękką elektroniką Wojtka Orszewskiego (bo takie jest prawdziwe nazwisko muzyka) posiada wszelkie cechy muzyki dobrze skrojonej. Synteza świata żywego instrumentu i brzmienia efektów modulacyjnych jest kompletna, i zasadniczo nie było widać (czy też właściwie: słychać) łączących owe ponoć nieprzystające elementy szwów. Przeformułowane utwory klasyków następowały po sobie płynnie, lekko i klarownie, a towarzyszące koncertowi wizualizacje zbliżyły charakter koncertu do kinowego pokazu. Podobnie jak w kinie patrzyło się także na hermetycznie zamkniętych w świecie muzyki artystów, przez co koncert sprawił wrażenie nie tyle zagranego, co odegranego, ponadto zaś podobne rozwiązania brzmieniowe i aranżacyjne sprawiły, że większa część kompozycji zlała się w jednostajną całość, ale i tak muzyka nowa czasami wygląda, a przecież i w tej postaci nie jest pozbawiona wartości.

O ile pierwszy koncert można byłoby zaliczyć do kategorii „mainstreamu muzyki nowej” drugi był obrotem o sto osiemdziesiąt stopni. Miejsce Katarzyny Borek za fortepianem zajął Frédéric Blondy, obok niego stanęła zaś kobieta-zjawisko: Charlotte Hug. Tego, co stało się później nie zdołają akuratnie oddać chyba żadne słowa, bo szwajcarska skrzypaczka jest ewenementem na szeroką skalę. Ekscentryczna artystka o ekspresyjnym entourage’u – burza natapirowanych loków, wyrazisty makijaż – momentalnie przyciągnęła uwagę i prawdę rzekłwszy aż do końca koncertu trudno było oderwać od niej wzrok. Zwłaszcza, że równie nietuzinkowa jak prezencja artystki była także grana przez nią muzyka. Charlotte Hug na scenie gdańskiego Żaka przedstawiła ułamek tego, co wypracowała latami eksperymentów. Jej autorskie metody improwizacji – zarówno instrumentalne, jak i wokalne są tak niespotykane, że koncert przeradza się we wciągający quasiteatralny spektakl muzyczny. Grając techniką miękkiego smyczkowania (niejako umieszczając instrument między drzewiec a włosie lub w ogóle z drzewca rezygnując), postukując palcami o płytę górną tudzież wyczyniając inne podobne historie Charlotte Hug wydobywa ze swych skrzypiec szmery, szepty i zgrzyty układające się w przedziwne struktury – a gdyby tego było mało, zdarza jej się stukać smyczkiem o podłogę lub wydawać z siebie zgoła oryginalne tony – pojękiwania, piski czy też przypominające gardłowy śpiew dźwięki. Jej ekspresja jest więc nad wyraz oryginalna, lecz nie sposób przyznać, iż nie są to puste wygłupy, a całość wywiera spory efekt artystyczny. Przy tak niebanalnej postaci partnerujący Charlotte Hug francuski pianista Frédéric Blondy mógł dwoić się i troić, a i tak pozostać niezauważonym. Niemniej nie na tym polegała jego rola. Wspólnikiem muzycznym dla skrzypaczki był doskonałym, i to nie dlatego, że stosował równie awangardowe metody (preparując fortepian i większą część koncertu grając na stojąco bezpośrednio na jego strunach) ale przede wszystkim ze względu na doskonałe porozumienie pomiędzy nim a Charlotte, które pozwalało mu wyczuwać, a i nie mniej ekspresyjnie i celnie odpowiadać na poczynania improwizującej damy.

Duet Charlotte Hug - Frédéric Blondy stworzył bezsprzecznie najciekawszy jak dotąd spektakl, z jakim mieliśmy do czynienia podczas Dni Muzyki Nowej (tegorocznych, a pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że jeden z najciekawszych od początku istnienia festiwalu) i mam wrażenie, że występ ów pozostanie w pamięci zebranych przez długie miesiące. Jutro czeka nas koncert kolejnej oryginalnej wokalistki – Sidsel Endresen (która zresztą była dziś w Żaku obecna) więc ufam, że historia choć w części się powtórzy.